czwartek, 28 lutego 2008

Głodnym studentom mówimy zdecydowane nie

W czwartki i poniekąd w piątki wybywam z domu na czas dłuższy, więc postanowiłam zainwestować w pudełko z przegródkami i zabierać ze sobą prawdziwy lunch (głodny student=zły student). Dzisiaj pierwsza próba:


W dużej przegródce z lewej solidna porcja sałatki z soczewicy (wskazówka - do wersji na wynos radzę dodać mniej cebuli), na górze twarożek ze szczypiorkiem zawinięty w sałatę, kromka chleba, na dole paczka draży i szyszki czekoladowe :D

Taki pudło spokojnie nakarmi człowieka do czasu, kiedy po południu dojdzie do domu. Jeszcze tylko herbata owocowa do kompletu...

środa, 27 lutego 2008

Słodko-kwaśno

Dzisiaj bez kanapek :>




W miseczce: kwaśny jogurt naturalny z domowym pikantnym dżemem jabłkowym
w filiżance: orzechowe cappucino

Dżem pikantny można kupić w sklepie albo zrobić samemu od początku, natomiast nie polecam dodawania przypraw do gotowego dżemu ze sklepu, ze względu na to, że używane są tam różne substancje słodzące i efekt może być nieciekawy.

Jak zrobić dżem: zaczynamy od wyprawy do sklepu po 2 kilo jabłek oraz żelfix, taki, który wymaga dodania pół kilo cukru na kilo owoców (bo są też takie kilo na kilo, od razu wymieszane z cukrem. Ja kupuję Gellwe w małej paczuszce). Postępując zgodnie z instrukcją na opakowaniu obieramy i kroimy kilo jabłek i czynimy z nimi to, co nam każą. Po pół godzinie powinniśmy otrzymać cieplutki, parując dżem w rondlu i wtedy przystępujemy do działania:
duża szczypta imbiru w proszku i druga cukru waniliowego, żeby dodać zapach; mieszamy.
mała szczypta pieprzu cayenne, mieszamy i sprawdzamy, czy jadalne. Jeśli jest już pikantne, omijamy następny punkt.
szczypta czarnego pieprzu, mieszamy i sprawdzamy pikantność. Pieprzu dosypujemy aż uznamy, że starczy.
Teraz bierzemy słodką paprykę i sypiemy hojnie, bo ona dodaje smaku pikantnego, w odróżnieniu do pieprzów, które dodawały wrażenie palenia w gardle.

Taki dżem mieszamy jeszcze chwilę a potem przekładamy do słoika do wystygnięcia. Powinien mieć piękny, bursztynowy kolor i wyraźne, złote kawałki owoców.

Jak na moje, to nie nadaje się do kanapek, ale ja w ogóle nie widzę zastosowania dżemu z pieczywem, więc nie należy się sugerować. W każdym razie jako dodatek jest przepyszny :)

Wiosna, ach to ty...

Jem za dużo kanapek :> Nigdy nie jadłam tyle chleba, to musi być jakieś postgąbczasto-tostowe wyposzczenie, inaczej nie umiem tego wytłumaczyć. Tak czy inaczej, z okazji 15 stopni i pięknego wczorajszego słońca śniadanie było wiosenne i przyjemne:



Herbatka ziołowa, czerwone jabłko i kanapka z masłem czosnkowym i twarożkiem z rzodkiewką i szczypiorkiem.

Na wypadek, gdyby ktoś nie umiał zrobić masła czosnkowego, tu przepis na końską porcję:
pół kostki masła podgrzewamy tak, żeby ucierało się bez problemu (można stopić, jak się jest bardzo leniwym)
4 duże ząbki czosnku obieramy ze skórki i albo miażdżymy w urządzeniu do czosnku, albo ścieramy na drobnej tarce, albo rozbijamy tłuczkiem do mięsa (trzeba uważać, żeby nie polecał na wszystkie strony) i miazgę posypujemy szczyptą soli (jeśli masło nie jest solone). Dodajemy czosnek do masła i ucieramy tak, żeby soki przeniknęły do środka. Powinno postać trochę, żeby smaki się wymieszały, więc najlepiej zrobić je wieczorem i wstawić do lodówki.

Po zjedzeniu kanapki zagryzamy jabłkiem w celu tymczasowej neutralizacji zapachu (kwaśne lepsze) i pędzimy myć zęby :P

poniedziałek, 25 lutego 2008

śniadań przedszkolnych ciąg dalszy

Zjedzony wczoraj deser - gorące truskawki z lodami - natchnął mnie do zrobienia takiego klasycznie przedszkolnego śniadania, czyli kaszki manny z sokiem:



Postęp technologiczny w młynarstwie sprawił, że można ją przygotować w 5 minut: szklankę mleka gotujemy w rondelku (jeśli ma cienkie dno - na małym ogniu) i kiedy się zagotuje wsypujemy 3-4 łyżki kaszki błyskawicznej. Mieszamy po dnie aż zgęstnieje, czyli ok. 2 minut, i już, gotowe:) Teraz tylko polać sokiem truskawkowym (można też dodać truskawki, z kompotu są lepsze od świeżych) i jeść, jeść, jeść :P

sobota, 23 lutego 2008

w 5 minut

Najszybsza wersja śniadania, jaką potrafię wymyślić. W kolejności od wejścia do kuchni:
- wstawiamy wodę, tylko tyle, ile trzeba na jeden kubek
- wyjmujemy z lodówki jogurt, żeby nie był taki zimny
- wyjmujemy chleb i ser i kładziemy po plasterku (moim skromnym zdaniem ser jest wystarczająco tłusty i nie potrzebuje masła ni margaryny)
- kroimy pomidora i kładziemy na ser
- wstawiamy na 1,5 minuty do mikrofalówki
- znajdujemy kubek, wrzucamy do niego torebkę herbaty i zalewamy
- wyjmujemy talerz z mikrofalówki, łapiemy najbliższy owoc, jogurt i siadamy do śniadania.

22.02.08


Przy czajniku elektrycznym i mikrofalówce mamy pełne śniadanie w trzy ziewnięcia. Niech żyje postęp technologiczny :)

wiosennie

Za miesiąc będzie już kalendarzowa wiosna, trzeba zacząć się przygotowywać :)

Zrobiłam sobie jajecznicę ze szczypiorkiem i dużą ilością pieprzu. Jajecznicę chyba każdy zrobić umie, więc daruję sobie przepis :) Do jajecznicy gorąca czekolada i jedna mocno czekoladowa muffinka - teraz można wyjść, stawić czoło zimie :)

21.02.08

namiastka zapiekanek

Chciałam zrobić sobie taką ładną, długą zapiekankę, ale nikomu nie chciało się iść po bagietkę... co za leniwi ludzie na tym świecie.

20.02.08


Wzięłam więc tostowy graham, posmarowałam tahini, położyłam po grubym plasterku sera wędzonego (Rolady Ustrzyckiej) i na to plaster pomidora, i do mikrofalówki. Można do piekarnika, jak komuś się chce rozgrzewać na dwie kanapki, można też w opiekaczu. A zapiekanki z prawdziwego zdarzenia jeszcze zrobię :)

P.S. Czy w Polsce sprzedają herbatę śliwkową?

czwartek, 21 lutego 2008

Bibliofagia

Dzisiaj nie będzie nic jadalnego, w sensie dosłownym.

Rano, w porze śniadania, jechałam sobie pociągiem i w czytanej przeze mnie książce, którą ktoś mógłby wydać po polsku (taka dygresja) trafiłam na anegdotkę o bibliofagii, czyli jedzeniu książek, dosłownie. W owej anegdotce powiedziane było, że książki się zjada po to, by przejąć karmę autora... postanowiłam poszperać:

Pod hasłem "bibliofagia" w google wyskoczyły mi tylko strony po hiszpańsku i portugalsku, nie mające zbyt wiele wspólnego z tematem. Jedna była sensowna, chociaż z nowych rzeczy doniosła mi tylko o istnieniu "Uniwersalnej Historii Niszczenia Książek". Zawsze coś.

W zamian gugle zaoferowały mi "bibliofobię". Lęk przed książkami wydał mi się zabawny, więc kliknęłam, i tym razem znalazłam strony po polsku, niestety głównie te wyliczające różne dziwne fobie. Tam znalazłam linka do http://www.phobialist.com/ która nasunęła mi pomysł poszukania pod "bibliophagia". Wreszcie jakieś rezultaty po angielsku, z których wynika, że rzeczona skłonność jest jednym z bibliotropizmów - i tyle. Bibliotropizmy muszę jeszcze potropić, tak łatwo się nie poddaję.

Mierne ma internet wiadomości o książkach...

Żeby nie pozostawić nikogo bez śniadania - jadalna książka:


Można taką zjeść na Międzynarodowym Festiwalu Jadalnych Książek, jeżeli ktoś ma ochotę :)

środa, 20 lutego 2008

racuchy

Na powitanie, w zeszłym tygodniu (trochę potrwało uzyskanie przepisu), dostałam takie oto racuchy:

1 szklanka mleka
1 szklanka maślanki, kwaśnego mleka lub jogurtu naturalnego
1 szklanka maki
2 jajka
1 łyżeczka cukru waniliowego
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 duże jabłka, najlepiej kwaśne (renety)
łyżka cukru, opcjonalnie

Jabłka obrać i zetrzeć na tarce o dużych oczkach. Jajka utrzeć z cukrem i cukrem waniliowym,
dodać mleko. Następnie przesiać mąkę z cukrem waniliowym (osobiście uważam przesiewanie za przesadę), wszystko wymieszać i dodać jabłka.
Wylewać po nabierce ciasta na gorącą patelnię z olejem (tyle, co na kotlety) tak, żeby zmieściły się na raz 4 racuchy na dużej patelni i smażyć, aż się zrumienią, z obu stron.:)))))))))))   usmiech

Przed podaniem oprószyć cukrem pudrem, ja bym zrobiła sos ze śmietanki, ale to ja :)


Miło jest mieć przyjaciół, którzy witają cię czymś takim:

15.02.08


Zdjęcie jest wyjątkowo brzydkie i za nic nie oddaje walorów takiego śniadania.

wtorek, 19 lutego 2008

Kraina lat dziecinnych

Naszła mnie ochota na coś, czego nie jadłam od wczesnego dzieciństwa; dokładnie rzecz biorąc od momentu, kiedy moja mama uznała, że mogę jeść zwyczajne jedzenie i jak chcę coś utartego, to sama muszę utrzeć...
chwała niebiosom za blendery.

19.02.08


Dwie średnie marchewki skrobiemy i kroimy na małe kawałki (żeby blender się nie połamał), do tego jedno średnie jabłko (ja zjadłam ze skórką, ale można obrać) też na kawałki i miksujemy na mus. Można oczywiście zetrzeć na tarce o drobnych oczkach, czasu zajmuje tyle samo, ale o ile łatwiej jest wypłukać blender niż doczyścić tarkę...

Nie dodawałam cukru, bo to profanacja idei, za to posypałam odrobiną suszonej mięty. Bardzo smaczne :)


Do tego twarożek z rzodkiewką i szczypiorkiem na kromce grahama i gorąca czekolada, żeby nie było za zdrowo ]:>


P.S. Taki mus idealnie nadaje się na drugie śniadanie, jeżeli podwoi się ilość składników; nie zapomnijcie użyć pojemnika z NAPRAWDĘ szczelnym zamknięciem...

fusion :P

Tęsknota za polskimi smakami potrafi przynieść nieoczekiwane efekty:

18.02.08


Swojski graham posmarowałam pastą tahini - czymś w rodzaju sezamowej margaryny, smakującej trochę jak smalec z masła orzechowego, używanej w kuchni arabskiej do sosów i jako przyprawa. Na to mój ulubiony twaróg wędzony i trochę musztardy, na wypadek, gdyby tahini potrzebowało pomocy - ale nie potrzebowało, chyba właśnie znalazłam długo poszukiwany zamiennik masła...

czwartek, 7 lutego 2008

na majówkę :P

Wiem, że jest luty, ale ponieważ za tydzień znajdę się w Krainie Wiecznego Zimna i Smutactwa postanowiłam wykorzystać maksymalnie ostatnie chwile słońca i wybrać się na piknik:

7.02.08


W zestawie piknikowym:
- bagietka z pastą jajeczną
- sałatka owocowa z pokrojonych w kostkę truskawek (mam świeże :>), banana, kiwi i mandarynek
- dwie paczki magdalenek

do tego coś do picia i tylko iść, ciągle iść, w stronę słońca...

niedziela, 3 lutego 2008

Czekoladowo

Dzisiaj, w ramach tego, że powinnam wcześnie wstać i sie uczyć, wstałam o dwunastej i spędziłam godzinę na smażeniu amerykańskich naleśników. Tym razem zamiast 3/4 szklanki cukru dodałam 3/4 szklanki cukru zmieszanego z wanilią i kakao, i olej zamiast masła. Wyszły pięknie:

3.02.08


Do tego zrobiłam sos z łyżki rozpuszczonego miodu, gałki muszkatołowej i kubka jogurtu naturalnego. Pyszne!

piątek, 1 lutego 2008

W pośpiechu

1.02.08

Dzisiaj nie będzie nic, co wymaga robienia czegokolwiek. Tak w ramach równowagi po ostatnich pomysłach.

Bierzemy bułkę/rogalik/chleb, kładziemy na nią ser i podgrzewamy w mikrofalówce/opiekaczu/na patelni. To obok zaparzenia herbaty najtrudniejsza część programu. Do tego jogurt i nektar owocowy, żeby nie było, że nie ma żadnych warzywoowców. I tyle, miłego dnia :)
Ranking i toplista blogów i stron