niedziela, 31 października 2010

Grzanki cynamonowe z dżemem dyniowym

Wyszłam z założenia, że dynia to owoc.


Te grzanki smakują zupełnie jak tosty francuskie, a są o niebo szybsze i mniej paskudzące w wykonaniu. Zainspirował mnie wizualnie przepis z Vegan Brunch na Banana Rebanada - zrobiłam je kiedyś i szału nie było, niemniej jednak kuszące zdjęcie przyrumienionej bagietki posypanej cynamonem chodziło za mną od dłuższego czasu. No to się doigrało.

pół bagietki (sprawdzić skład! zabieram się za produkcję swoich, dam znać co i jak z przepisem)
pół szklanki mleka kokosowego (bez śmietanki)
garść cynamonu
trochę cukru do posypania.

Przepis jest bardzo prostu i jego podstawą jest grube pokrojenie bagietki - im cieńsze kromki, tym szybciej się namoczą, więc radzę wziąć to pod uwagę, bo chłoną bardziej niż gąbka. Każdy kawałek bagietki maczamy z obu stron w mleku kokosowym tak, żeby nie rozmiękła na amen, czyli dość krótko, następnie przykładamy mokrą stroną do spodeczka z rozsypanym cynamonem, żeby je lekko "opanierować". Smażymy z obu stron w jak najmniejszej ilości tłuszczu aż wytworzy się chrupiąca skórka i ciepłe oprószamy cukrem. Chrupiące na zewnątrz, płynnie miękkie w środku - rewelacja.

Zdjęcie poglądowe - zrobione z konieczności w kuchni i niestety widać, jak zaczyna w naszym kraju brakować światła. A w porównaniu z wczorajszym słońcem wręcz szkoda gadać...



Teraz, dżem.

Nie sugerowałam się żadnym istniejącym przepisem, po prostu chciałam mieć coś do grzanek - i szczerze mówiąc, gdybym wiedziała, jakie będą pyszne same z siebie, podarowałabym sobie te pół godziny:) Nie jestem w stanie powiedzieć, ile dokładnie zużyłam dyni, ale wydaje mi się, że około pół kilo. Przepis na mały słoiczek.

pół kilo obranej i odpestczonej dyni
sok z połówki cytryny lub limonki albo 2-4 łyżki soku pomarańczowego
garść rodzynek
4-5 łyżek cukru
łyżka skórki z cytryny/limonki
pół łyżeczki imbiru
pół łyżeczki gałki muszkatołowej
łyżka oliwy (na początek, można pominąć, jeżeli patelnia nie przywiera)

Dynię kroimy na kawałki i wrzucamy na gorącą oliwę; kiedy zacznie się szklić dodajemy cukier i intensywnie mieszamy, żeby pokryć nim nasze kawałki; po chwili powinny zacząć puszczać sok. Wtedy dodajemy przyprawy, jeszcze raz mieszamy, zmniejszamy gaz i przykrywamy pokrywką. Teraz wystarczy tylko zaglądać co 5 minut, żeby sprawdzić miękkość dyni. Kiedy będzie miękka rozgniatamy ją widelcem (albo rozgniataczem do ziemniaków), mieszamy z jej sokiem i smażymy jeszcze 5-10 minut bez przykrycia, do odparowania. Ciepłą masę zdejmujemy z patelni i mieszamy z rodzynkami.

Teraz zostaje tylko zgranie w czasie tostów, dżemu i świeżej kawy:)

sobota, 30 października 2010

Sałatka z grillowanych papryk

Co za piękny dzień! Czy wy też wyszliście na dwór w krótkim rękawku? Zjadłam śniadanie na dworze i poszłam po zakupy, a ludzie wariacko ubrani w swetry i kurtki jesienne patrzyli na mnie jak na szaloną. No tak, dwa dni przed wszystkimi świętymi nie można wyjść w krótkim rękawie, niezależnie od temperatury. Po prostu nie wypada!



Wpadła mi w oko sałatka z pieczonej papryki z hiszpańskiego bloga Paraiso Vegetal. Bardzo prosta, trochę ją pozmieniałam, na przykład grillując paprykę w małych kawałkach zamiast piec ją w połówkach. Bardzo smaczna i efektowna. Przepis na 1 porcję:

1 papryka, kolor dowolny
ząbek czosnku
sok z połówki cytryny
łyżka- dwie smacznej oliwy
sól, pieprz

Paprykę myjemy i kroimy na paski, dokładnie pozbywając się nasion. Rozgrzewamy patelnię grillową i grillujemy do zbrązowienia po obu stronach; w wypadku braku takowej można użyć oczywiście prawdziwy grill (albo elektryczny) lub, po bożemu, paprykę upiec. Gotową układamy na talerzu, posypujemy zmiażdżonym czosnkiem, polewamy oliwą i sokiem z cytryny i solimy/ pieprzymy.

Razem z papryką zgrillowałam wędzone tofu posypane solą ziołową, parówkę i trochę grzanek. Pyszne śniadanie, w sam raz na taką pogodę.

czwartek, 28 października 2010

nie macie chleba, jedzcie tortille

Zacznę od lodów na śniadanie:


 Czy wy też macie ostatnio wzmożoną ochotę na lody? Nawet latem nie jadłam ich tyle. Może brakuje mi świeżych owoców...
Patent jest bardzo prosty, bierzemy mrożone owoce, wrzucamy do siekającego blendera (żyrafą nie pójdzie), zalewamy śmietanką (sojową, kokosową, jaką macie) i zasypujemy cukrem pudrem. Kryształ nie zmieli się i będzie chrzęścił w zębach. Pulsując miksujemy i już, mamy pyszne, idealnie kremowe lody.


Poza tym dotarła do mnie nagroda od wegetarianki: Zaskakujące tofu i przepyszna dynia Hokkaido. Jadłam ją pierwszy raz i zakochałam się od pierwszego wejrzenia... Wegetarianka napisała mi, żebym szybko ją zużyła i zastosowałam się do jej rady bardziej niż mogła przypuszczać: dynia w dwie godziny po dostarczeniu była już nieżywa i porąbana na kawałki:)



Poszła do pieczenia na obiad; oprócz niej była zupa-krem z groszku, placki ziemniaczane i egipska sałatka pomidorowa (jak zwykle zrobiona inaczej, niż trzeba):



No, ale zajmijmy się samotną tortillą z szafki.

Kiedy tortille meksykańskie zaczęły robić się modne wypróbowałam różne przepisy i zostałam przy quesadillas, które zostały moim domowym fast foodem. Tyle że wtedy jadłam ser.  Teraz nie jem i nie tęsknię, ale ten sposób przyrządzania tortilli nadal mi się podoba, więc zaczęłam się zastanawiać, co można by do niej włożyć. Od koleżanki dostałam sojowe salami, które jej nie smakowało, więc użyłam plasterka, do tego pomidor, cebula, oliwki i przyprawy. Całość ułożyłam w rogu tortilli, którą następnie złożyłam na pół i na ćwiartkę.


Na mocno rozgrzaną patelnię wlałam oliwę i zaczęłam smażenie kładąc tortillę otwartą częścią do dołu, żeby się nie rozłożyła. Smażyłam w sumie ok 5 minut, dłużej po grubszej stronie, aż ładnie się zbrązowiła.



Tu rezultat, z prostą sałatką - różne sałaty, ocet balsamiczny, sól i płatki migdałów - pyszna na ciepło, do zjedzenia zaraz. Brakowało mi do niej guacamole.

środa, 27 października 2010

tortilla zamiast chleba

Zupełnie nie wiem kiedy zrobiło mi się tyle zaległości, że nie wiem, za co się zabrać, więc zacznę chronologicznie.

Jesień sprawia, że je się więcej produktów mącznych. To nie hipoteza, tylko fakt. Najczęściej jem chleb - w postaci kanapek, grzanek, bułek czy bagietek do maczania, właśnie o tej porze roku, co nie znaczy, że je lubię bardziej. Tak więc kiedy trafiłam na przecenione tortille w Lidlu kupiłam zapas i zaraz zaczęłam się zastanawiać, co pasuje jako ich śniadaniowe nadzienie. Tofu? Pewnie, ale nie mam w domu. Fasola? Niee. W końcu postawiłam na lekką i szybką mieszankę warzyw i grzybów, w sam raz na ciepłe śniadanie. Tortille miały być meksykańskie, ale składniki nadzienia przypominają bardziej kuchnię indyjską; na szczęście nie ma ziemniaków. Przepis starcza na wypchanie* sześciu, wszystkie składniki wrzucamy luzem do szklanki.




 5-6 średnich pieczarek
szklanka mrożonego groszku
2 różnokolorowe papryki
pół szklanki kukurydzy z puszki (można więcej, ale ja nie przepadam)
pół szklanki suchej kostki sojowej
pół szklanki suchej soczewicy
1 cebula
bulion warzywny
papryka w proszku, pieprz, kolendra i natka pietruszki

Kostkę sojową zalewamy gorącym bulionem, czekamy aż namoknie i wyjmujemy, nie wylewając go. Na dużej patelni podsmażamy posiekaną cebulkę z kolendrą i papryką, dodajemy mrozony groszek. Kiedy odtaje dodajemy soczewicę i pokrojoną paprykę, przez chwilę smażymy, dorzucamy pokrojone pieczarki, kostkę oraz kukurydzę i zalewamy bulionem. Dusimy aż wszystko będzie miękkie; pod koniec dorzucamy posiekaną natkę pietruszki.

Każdą tortillę smarujemy cienko dowolnym sosem - ja użyłam meksykańskiego mole - napełniamy nadzieniem i zawijamy. Jemy ciepłe, ale można je też zabrać do pracy i odgrzać. Tortille z niewiadomego powodu wzbudzają we współpracownikach tyle samo zawiści, co naleśniki, a przecież wystarczy iść po nie do sklepu:)


W następnym odcinku: więcej tortilli, lody błyskawiczne, wygrana dynia oraz fartuszki.

* najwięcej przepisów czytam po angielsku, a tam nadziewane to stuffed, co oznacza też wypchane (np wypchane zwierzęta). Połączyło mi się to w mózgu i teraz mówię o wypchanych pączkach i naleśnikach. Lubię, kiedy świat robi się zabawniejszy.

wtorek, 12 października 2010

Zapiekanka makaronowo-kalafiorowa

Przypomniało mi się, że przecież trwa akcja Viva la Pasta! a ja jeszcze nic nie dodałam i zaczęłam się zastanawiać, co można zrobić z tofu i makaronu. Oczywiście zapiekankę! Jako inspiracji użyłam przepisu na Curried Cauliflower Frittatta z Vegan Brunch, ale mój przepis zupełnie jej nie przypomina - zmieniłam proporcje, dodałam makaron i cebulę, w ogóle wsio. Całość bardzo smaczna, ale do ozdobnego nakładania na talerze się nie nadaje, więc dla gości radzę robić w osobnych naczyniach. Przepis na 4 osoby.




1 mały kalafior
3/4 kostki marynowanego tofu
2 szklanki ugotowanego makaronu rurki lub kolanka - jakieś 3/4 szklanki suchego
ćwierć czerwonej cebuli
łyżka curry
oliwa, ciepła woda lub mleko, sól

Kalafiora myjemy i dzielimy na bardzo drobne różyczki. Na patelni rozgrzewamy oliwę, wrzucamy na nią curry i kiedy zbrązowieje (prawie natychmiast, trzeba przemieszać parę razy) dodajemy kalafiora. Smażymy przez chwilę, dodajemy szklankę wody i dusimy jakieś 10 minut, aż woda odparuje a kalafior częściowo zmięknie.

W dużej misce rozkruszamy tofu, wrzucamy pokrojona cebulę, solimy i dolewamy pół szklanki ciepłej wody/mleka. Wszystko miksujemy na gładką masę. Dodajemy połowę usmażonego kalafiora i miksujemy do konsystencji kwaśnej śmietany. W razie potrzeby solimy do smaku, mieszamy z makaronem i resztą kalafiora tak, żeby masa znalazła się w makaronowych dziurkach a kalafior się nie rozleciał (ja najpierw wymieszałam makaron a potem lekko kalafiora). Przekładamy do natłuszczonego naczynia żaroodpornego i pieczemy 20 minut w 200 stopniach, aż zbrązowieje.

Wydaje mi się to bardzo dobre na późne śniadanie w zimną sobotę.

poniedziałek, 11 października 2010

Grecki Nomlet:)

Lubię omlety z tofu i pomyślałam, że grecki nomlet z Vegan College Cookbook będzie bardzo smaczny, ze szpinakiem, oliwkami, na wędzonym tofu... wyszedł ok, był smaczny, delikatny w smaku, z bardziej słonymi miejscami, ale nie zachwycił mnie fakturą. Zmieniłam trochę przepis, żeby dostosować go do polskich warunków i dodałam cebulę - co to za greckie danie bez cebuli?? Przepis miał być na jedną porcję, ale ja zrobiłam z niego dwie duże, które na dodatek robiły się zdecydowanie dłużej niż powinny wg przepisu. Poza tym robi się go w mikrofalówce, jak większość rzeczy z tej książki, ale myślę, że spokojnie można go usmażyć. Masa lepiej się trzyma niż do tortilli, a one jakoś wychodzą.



2 kopiaste łyżki mąki ziemniaczanej
3/4 szklanki mąki
pół szklanki mleka sojowego, albo wody
1,5 łyżeczki zmielonego siemienia lnianego plus 2 łyżki ciepłej wody
1/4 kostki tofu, jak użyłam wędzonego
10 oliwek bez pestek (wzięłam zielone)
1/4 szklanki rozmrożonego szpinaku - jakieś pół szklanki zamrożonego. Oczywiście można zmiksować świeży
1-2 krążki cebuli, użyłam czerwonej
łyżeczka soli czosnkowej

Drobno pokroić cebulę i oliwki. W misce roztrzepać siemię lniane z wodą, dodać mleko i mąkę, wszystko wymieszać. Drobno poruszyć tofu do miski, dodać resztę składników, wymieszać, żeby równo się rozłożyły.  Wyłożyć połowę masy na talerz i włożyć do mikrofalówki na 600 W na 5 minut, albo na większą moc na wasze ryzyko.

Był bardzo smaczny z grillowanymi pomidorami.


niedziela, 10 października 2010

Meksykańskie jedzenie i grillowana sałatka z pomidorów i tofu

 Olga z więcej yofu jest niespodziewanie kochanym człowiekiem - przywiozła nieznajomej towarzyszce w diecie jedzenie z Meksyku!


Na górze mamy tradycyjne (zapewne tradycyjnie zapakowane w plastik:P) mole - meksykański sos, który dość trudno zrobić w Polsce z powodu nieobecności dość dużej ilości składników. Planuję wykorzystać je jako sos do pieczenia seitanu, zobaczymy, jak pójdzie. Obok suszone papryczki, które zdecydowanie się przydadzą, bo przy takiej pogodzie najlepszy jedzeniem jest chili, a im więcej papryk w chili, tym lepsze.

Poza tym okazuje się, że w Meksyku popularne są oranżadki w proszku pite z plastikowych torebek - dostałam dwie, jedną o smaku Horchaty (orszady -napoju na mleku ryżowym z wanilią i cynamonem), a drugi o smaku tamaryndowca. Kocham tamaryndowca, więc ta poszła na pierwszy ogień i była naprawdę pyszna:




Przyprawa to chili z solą i sokiem z cytryny - bardzo  kwaśna, lekko pikantna, orzeźwiająca przyprawa, która automatycznie poddała mi pomysł na przepis. Zamierzałam zrobić sałatkę caprese z Zaskakującego Tofu, ale uznałam, że grillowane pomidory z tą przyprawą będą o wiele ciekawsze. Przyprawę można zastąpić ostrą papryką oraz sokiem z cytryny, którym skropimy pomidory; polecam jednak poszukanie jej w sklepie, bo jest naprawdę pyszna.

Grillowana sałatka z tofu i pomidorów

pół kostki wędzonego tofu
3 średnie pomidory, najlepiej nie wodniste
garść zielonych oliwek bez pestek
1/4 szklanki łagodnego octu
3 łyżki oliwy, plus tłuszcz do patelni grillowej
papryka z cytryną, rozmaryn, bazylia i sól

Rozgrzewamy patelnię grillową. Kroimy pomidory i tofu na cienkie plasterki, kładziemy na patelnię. Posypujemy pomidory kwaśną papryką i solą, grillujemy z obu stron (tofu również). W międzyczasie przygotowujemy pastę z oliwek: oliwki, ocet, oliwę, rozmaryn i bazylię miksujemy na krem, nie solimy. Układamy na talerzu pomidory, tofu, kładziemy pastę z oliwek i zjadamy na ciepło ze smakiem:)


Przy okazji, jeżeli brakuje wam niedzielnej lektury, polecam streszczenie panelu dyskusyjnego na temat jedzenia mięsa, który miał miejsce w Poznaniu z okazji Dnia Zwierząt - bardzo ciekawe, rzeczowe streszczenie, przedstawiające najważniejsze punkty dyskusji.

Tofu Reuben

Wiedziałam, że jest kanapka, która się tak nazywa, ale kojarzyła mi się głównie z dialogiem z filmu "the Lookout". Bohaterowie chcą założyć bar szybkiej obsługi i idą z biznesplanem do banku, gdzie wywiązuje się taka rozmowa:
- widzę, że każda z waszych kanapek ma jakieś imię. Kim są ci ludzie?
- to są imiona ludzi, których lubię i cenię, który mi w jakiś sposób pomogli.
- Aha...
- Właściwie moglibyśmy nazwać jedną kanapkę po panu, taki pan życzliwy dla nas. Jak się pan nazywa?
- Nie, nie trzeba.
- Ale proszę, bez pana nie dostaniemy kredytu, to bardzo duża pomoc.
- Naprawdę nie trzeba.
- Nalegam. Jak ma pan na imię, na R... Richard?
- Reuben...

To było wszystko. Na pewno nie wiedziałam, że to kanapka z kapustą kiszoną! Czy to nie dziwne? Można jeść kapustę z grzybami pomagając sobie chlebem, ale położenie na nim kapusty wzbudza jakiś wewnętrzny sprzeciw... postanowiłam go pokonać i wykorzystałam przepis na Tailgatin' Tofu Reuben z Vegan College Cookbook:


zdecydowanie trzeba było wybrać inny kolor talerza
chleb żytni
pół paczki tofu - ja użyłam wędzonego, w przepisie jest naturalne
kapusta kiszona, jakaś garść
musztarda
płatki drożdżowe, pominęłam

Pokroić cienko tofu, odcisnąć, posmarować chleb musztardą, na niego tofu, na tofu kapustę, na kapustę płatki drożdżowe - pomysł wydał mi się okropny, przykryć, zjeść.

O dziwo była to bardzo dobra kanapka - na tyle, że zaraz poszłam i zrobiłam sobie drugą, tyle że na grubej bułce i na ciepło. Lepsze, moim zdaniem.


Kanapka bierze udział w akcji Oswajamy Tofu - siadłam sobie w tygodniu rano w łóżku z kawą i stosem książek, żeby poszukać jakichś nowych przepisów do akcji, bo specjalnie z tym tofu kreatywna nie jestem, mogłabym jeść tylko sojecznicę z prażoną cebulką i parówką i byłabym szczęśliwa. To są rezultaty poszukiwań:

 

A później tego samego dnia trafiłam na listę, która mi się skojarzyła z tym posiedzeniem:)

Jesteś uzależnion@ od wegańskiego pieczenia jeżeli:
  • czytasz do poduszki książki kucharskie
  • wstajesz wcześniej rano, żeby coś upiec
  • Zabierasz się za pieczenie po północy, bo naszła cię wena.
  • ciągle przeglądasz wegańskie blogi.
  • kupujesz egzotyczne składniki do pieczenia, mimo że nie masz pojęcia, co z nimi zrobić.
  • przejdziesz każdą odległość żeby kupić potrzebny składnik.
  • masz termometr do piekarnika.
  • śni ci się pieczenie.
  • pieczesz więcej, niż twoje otoczenie może zjeść.
  • tyjesz.
  • musisz sobie wyznaczyć tygodniowy limit pieczenia.
  • przekraczasz swój tygodniowy limit pieczenia .
  • wypróbowujesz te same przepisy z różnymi zastępnikami jajka.
  • wypróbowujesz te same przepisy z różnym mlekiem.
  • zaczynasz blog który niechcący staje się blogiem o wegańskich wypiekach.
  • zaczynasz karmić swoich współpracowników tym, co pieczesz, żebyś nie musiał/a tego sam/a jeść.
  • zastanawiasz się nad odłączeniem piekarnika na miesiąc, żeby cię nie kusiło... co z oczu to z serca?
  • masz więcej blach i foremek niż garnków i talerzy.
  • większość twoich szafek zawiera składniki potrzebne do pieczenia i dekoracji.
  • Zaczynasz wymyślać okazje do pieczenia - Dzień PMSa, Nieurodziny...
  • Nie porzucasz przepisu dopóki nie zrealizujesz go idealnie.
  • podoba ci się pomysł pójścia na kurs kulinarny i zostania wegańskim piekarzem.
  • mieszanie mokrego z suchym cię uszczęśliwia.
     
    I co, jesteście uzależenieni? :>

środa, 6 października 2010

Ratunku! Boję się tofu! oraz sałatka

Z okazji trwającej akcji Oswajamy Tofu postanowiłam raz a porządnie odpisać wszystkim osobom, które nie wiedzą, z czym to się je. Dosłownie. Takie tofowe FAQ; jeżeli macie jakieś dodatkowe pytania, śmiało, dodam je tutaj.


Co to w ogóle jest tofu?
Takie coś z mleka sojowego. Produkowane podobnie jak ser z mleka zwierzęcego, więc śmiało możemy je tak nazwać.

Czemu się tak brzydko nazywa? A to fuuuuuu...
Zapytaj Chińczyków, wymyślili je kiedy Europejczycy huśtali się na ogonach.

Do czego to służy?
Na pewno nie jako zamiennik sera krowiego czy koziego w wersji 1:1. Tofu ma własną strukturę - w zależności od rodzaju od kremowego twarogu jak na sernik do czegoś między białym a żółtym - nie topi się, można je pokruszyć i nie ma zapachu, łatwo przejmuje smaki. Jeżeli ktoś koniecznie chce je traktować jako zastępnik, to raczej białego sera, niż żółtego.


Nie lubię tofu bo nie ma smaku/nie zjem nigdy tofu, bo przeczytałem w internecie, że nie ma smaku.
Jeżeli tofu nie ma smaku, to ogórek, kapusta pekińska oraz biały ser też nie mają. Jeżeli w twojej diecie jest dużo soli twoje kubki smakowe mogą być znieczulone i zwyczajnie nie rozpoznawać smaku tak delikatnie doprawionego produktu. Ale czy wiesz, ile rodzajów tofu jest na rynku? Spróbuj marynowanego, wędzonego, z dodatkiem ziół, alg, grzybów, czosnku... Polecam zwłaszcza wędzone, dobrze zrobione sprawia, że zapominasz o Roladzie Ustrzyckiej.


Tofu śmierdzi.
Masz stare tofu. Wyrzuć je.


Czemu ono pływa w takiej dziwnej wodzie?
Żeby nie wyschło i było dłużej świeże. W krajach, gdzie sprzedaje je się na wagę, trzymane jest zawsze w świeżej wodzie, nawet w lodówce.

Gdzie mogę tego użyć?
Gdzie ci się tylko podoba: w sałatce, na kanapce, w deserze, w sosie, pieczone, duszone, smażone itd. Osobiście nie radzę osobom początkującym korzystania z azjatyckich przepisów, bo tam często używa się tofu w ogóle nie przyprawionego - jego smak (ten sam, którego Europejczycy nie czują) jest bardzo atrakcyjny dla Azjatów. Dla Ciebie też może być, ale najpierw spróbuj zamarynować je albo obtoczyć w przyprawach i usmażyć, albo potraktuj je jak biały ser w kuchni polskiej.

Czy mogę używać tofu na słodko albo upiec z nim sernik?
Pewnie, tofu nie jest prawie solone, możesz je zmiksować z cukrem waniliowym i zrobić twarożek. Do serników wybieraj tylko bardzo miękkie, najlepiej jedwabiste, którego w Polsce zazwyczaj nie ma - w takim razie wybierz bardzo miękką kostkę.

Gdzie sprzedają tofu?
W dużych miastach jest w każdym supermarkecie. Zawsze występuje w sklepach ze zdrową żywnością. Jeżeli u Ciebie go nie ma, możesz spróbować poprosić jakiegoś sklepikarza, czasami się udaje.

Masz jakieś dobre przepisy?
Mam. Tu. Wszystkie wypróbowane.

Więcej pytań do głowy mi nie przychodzi, proszę o pisanie, a ja zabieram się za sałatkę.


To mój ulubiony rodzaj sałatek: z grzankami, smażonym tofu, pomidorami i imbirowym sosem miso, którego na zdjęciu nie ma.

Pocięłam ćwierć kostki tofu w kostkę (kostkę w kostkę:P), odsączyłam i posoliłam. Na patelni rozgrzałam oliwę z łyżeczką curry i kiedy przyprawa się zezłociła dodałam tofu, smażąc z każdej strony metodą potrząsania patelnią:)
Potem na tej samej zrobiłam grzanki z pokrojonego identycznie chleba. Odłożyłam je żeby wystygły, a w międzyczasie dodałam:
2 pokrojone pomidory
garść chrupiącej sałaty
i kiszonego ogórka pokrojonego w kostkę
wystudzone tofu
wystudzone grzanki
imbirowy sos miso

Bardzo szybki i sycący posiłek któremu nic się nie da zarzucić:)

wtorek, 5 października 2010

Banh Mi Chay - wariacje na temat wietnamskiej kanapki

Czytałam sobie ostatnio artykuł w "współczesnych kanapkach": nie wiem, co jest dziwniejsze, pisanie o czymś takim czy czytanie? Trafiłam tam na opis długiej, chrupiącej kanapki z marynowanymi warzywami, Banh Mi, w wersji wegetariańskiej - ze smażonym tofu. Wzięłam się za produkcję, bo mnie zaintrygowała, ale nie miałam wszystkich składników. Poniżej oryginalna lista składników na cztery kanapki:

Na marynowane warzywa:

  • 1 duża marchewka pokrojona w słupki
  • 1/2 białej rzodkwi (daikon), j.w.
  • 1/2 szkl. wody
  • 1/2 szkl octu
  • 1/4 szkl cukru
Na kanapkę:
  • 1/2 ogórka pokrojonego w słupki
  • 1/2 białej cebuli, posiekanej
  • 1 lub więcej jalapeńo lub inna ostra papryczka
  • 1 awokado
  • liście mięty
  • liście kolendry
  • pół kilo tofu, pokrojone w plastry
  • olej do smażenia
  • majonez, może być z ostrymi przyprawami
  • 4 długie bułki



 W oryginale używa się bułek zrobionych częściowo z mąki ryżowej, ale wszędzie zapewniają, że nie trzeba, więc się nie przejęłam i wzięłam mini bagietkę. Warzywa zrobiłam całe, bo chciałam mieć na zapas, ale pokroiłam zwykłe, długie rzodkiewki.  Jako majonezu użyłam sosu majonezowego, awokado nie miałam, ale dodałam pomidora. Moje składniki przedstawiały się następująco:



Marchewkę i rzodkiewki zamarynowałam na noc w mieszance ciepłej wody, cukru i octu - wyszły niezłe, ale dosyć twarde, powinno to chyba leżeć z tydzień (miałam sprawdzić, ile im zajmie zmięknięcie, ale codziennie wyjmuję trochę i chyba długą nie przetrzymają). Ćwierć kostki tofu pokroiłam w plastry i zgodnie z przepisem usmażyłam na złoto, posypałam sola i pieprzem i odsączyłam na serwetce. Bagietkę posmarowałam sosem majonezowym, położyłam na niej sałatę, ogórka, tofu, pomidory, cebulę i marynowane warzywa.


To naprawdę dobra kanapka -chrupiąca i sycąca, słodko-kwaśno-słona. Smakowała mi zwłaszcza cebula, normalnie nie dodaję surowej do kanapek, a tutaj jej odrobina dodała chrupkości i małego kopa od samego rana:) W wersji bez awokado można spokojnie zabrać do pracy w celu wzbudzania zazdrości u głodnych współpracowników.

Ten przepis bierze udział w akcji Oswajamy Tofu.

niedziela, 3 października 2010

Placki kukurydziane z sosem majonezowym z tofu

 Jakiś czas temu porozumiałam się z  rojes w sprawie latte art i zaprosiła mnie, żebym wstąpiła do niej do pracy i zobaczyła, co robi. Wczoraj skorzystałam z zaproszenia i dostałam takiego oto ślicznego misia:



Zapewnia, że potrzeba raczej wytrwałości niż talentu, ale i tak zazdroszczę i podziwiam:)


Zaczął się październik, a wraz z nim akcja Oswajamy Tofu u wegetarianki. Po sąsiedzku serdecznie zapraszam WSZYSTKICH do udziału (można wygrać opisywaną przeze mnie książkę!) i zabieram się szybko za produkowanie jedzenia z udziałem jednego z moich ulubionych składników. Jeżeli nie macie pomysłu lub odwagi, możecie skorzystać z tagu tofu na moim blogu i coś sobie zaadoptować:)

Chciałam dziś rano zrobić sobie naleśniki razowe z takim sosem, ale po przejrzeniu szafki zmieniłam zdanie i zdecydowałam się wypróbować placki na bazie samej mąki kukurydzianej - zazwyczaj łączyłam ją z pszenną. Wyszły pyszne, chrupiące i puszyste, polecam wszystkim:)

szklanka mąki kukurydzianej
pół szklanki gorącej i pół szklanki zimnej wody
łyżka zmielonego siemienia lnianego
2 łyżki oliwy
sól, pieprz ziołowy

Najpierw wsypujemy do miski siemię lniane i szybko trzepiąc dodajemy gorącą wodę, aż utworzy nam się zwarta, spieniona masa. Wtedy dodajemy mąkę, mieszamy, dolewamy powoli zimną wodę aż otrzymamy konsystencję ciasta na racuchy (gęstsze niż naleśnikowe). Wtedy dodajemy przyprawy i oliwę, mieszamy i odstawiamy na 10 minut. Ja w tym czasie zrobiłam sos:

ćwierć kostki tofu naturalnego
3 łyżki oliwy
półtorej łyżki octu winnego
łyżka posiekanej cebuli
łyżeczka curry
sól, zioła i łyżeczka koncentratu pomidorowego - do przyprawienia

Wszystko wrzucamy do blendera i pulsując miksujemy aż wszystkie składniki połączą się do majonezowej konsystencji. Dosalamy do smaku i dodajemy koncentrat pomidorowy oraz ulubione zioła - ja użyłam mieszanki do sałatek. Ważna uwaga: od tego, jak mocny ocet użyjecie zależy, jak bardzo będzie go czuć. Tak samo z oliwą lub olejem - od jego smaku zależy, czy będzie wyczuwalny, czy nie.

Naleśniki smażymy na dobrzej rozgrzanej i naoliwionej patelni - ja po upewnieniu się, że konsystencja ciasta jest właściwa, zaczęłam eksperymenty z foremkami do naleśników. Końcowy rezultat wyglądał tak:



Ten post bierze udział w Festiwalu Tofu.

Ranking i toplista blogów i stron