Jeżeli jeszcze raz usłyszę, że będąc weganką ograniczam sobie horyzonty kulinarne... Nie sądzę, żeby przyszło mi do głowy zjeść wiele rzeczy gdybym mogła zamiast tego dostać kanapkę z serem (jest to też główny mój argument przeciwko wegańskim serom. Wszyscy wrócimy do śmieci i byle czego): pieczona pietruszka, kalafior curry, sałatka z buraczkami z zupy, szparagi, te wszystkie rzeczy, które spróbowało się raz albo wcale i odrzuciło bo śmierdzą/trzeba gryźć/wymagają obierania/nie zasmakowały w danym połączeniu... Gdybym nie musiała opierać się na warzywach sezonowych w sezonie zimowym nie wiedziałaby, jak większość rzeczy smakuje razem. Na kolację zrobiłabym sobie zupkę instant ser w ziołach i po sprawie. Żadnych zapiekanek.
Nadal lubię i nie lubię wielu rzeczy, ale jem wszystko. Szukam nowych rozwiązań. Por okazał się smacznym surowym warzywem. Sok z kapusty kiszonej stawia na nogi zima jak nic innego. Niedługo pewnie runie ostatni bastion i zacznę jeść seler, ale na razie nie jestem aż tak zdesperowana. Chociaż może pieczony byłby dobry...
Ta pasta też powstała przez przypadek, z rzeczy z lodówki. Nigdy przedtem nie dodawałam oliwek do fasoli i chociaż przyznam, że całość na pewno prezentuje się lepiej z fasolą białą zamiast czerwonej, to pasta jest przepyszna i musicie ją zrobić, rady nie ma:
puszka fasoli
1/3 puszki krojonych pomidorów
duża garść oliwek, dowolnych, bez pestek
2 łyżki musztardy francuskiej
mały ząbek czosnku
trochę oliwy
natka pietruszki
świeży pieprz, rozmaryn i tymianek
Oliwki i natkę drobno posiekać. Zmiksować fasolę, pomidory i czosnek dodając trochę oliwy dla gładkości (i smaku). Pastę wymieszać z oliwkami, natką i musztardą, doprawić do smaku i zjeść:) Trzyma się kilka dni w lodówce.
Na fejsbuku możecie zobaczyć początki mojego nowego hobby, czyli robienia cukierków. W zeszłym roku ćwiczyłam robienie czekoladek, teraz czas na trudno dostępną masówkę.
jutro nabędę brakujące oliwki i zrobię tą pastę. tak, tak, tak :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńFajny pomysł z tymi oliwkami, czasem robię pasty na chleb ze strączków, najczęściej z gotowanej soi, z fasoli czasem też. Akurat się moczy na jutro i soja i fasola, będzie pasta łączona... A i trochę zielonych oliwek też się zawieruszyło chyba. Ciekawa jestem efektu.
OdpowiedzUsuńFajna ta pasta, takiej jeszcze nie robilam!
OdpowiedzUsuńNigdy w życiu nie powiedziałabym komuś, kto ma inne preferencje, że ogranicza sobie horyzonty kulinarne. Będąc wegan można dopiero rozkręcić swoją kreatywność. Na przykład taka pasta, no :>
OdpowiedzUsuńPodzielam Twoje zdanie, pasta z fasoli jest pyszna :-)
OdpowiedzUsuńedysqa
bardzo fajny przepis i fajnie że stworzony przez przypadek ;)
OdpowiedzUsuńchyba się skuszę i spróbuje, ostatnio polubiłam pasty :)
Bardzo polecam frytki z selera. Kroimy selera jak frytki, smażymy z czosnkiem i suszoną słodką papryką, a jak ktoś lubi to z chilli. Przez smażenie wytracają selerowy aromat. Naprawdę polecam. Można też zrobić placki selerowe jak ziemniaczane, też niemal tak dobre jak oryginał.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dobrze przyprawiona ta pasta :-)
OdpowiedzUsuńJestem pierwszy raz u Ciebie i bardzo mi się spodobało :) Dużo pichcisz! Zainspirowałam się zwłaszcza słodkimi śniadankami!
OdpowiedzUsuńRobię od dawna podobną pastę - puszka czerwonej fasoli + łyżka majonezu lub oliwy + coś zielonego (pietruszka/szczypiorek) + sól i pieprz + papryka słodka mielona lub inne przyprawy. Rozdrabniam to wszystko widelcem, bo lubię większe kawałki niż gładką pastę z robota. Zawsze wychodzi pyszna :)
Do selera też nie mogłam się przekonać, ale wypróbowałam świetny przepis na selera z orzechami i serem lazurowym (jest boski!!!): http://zmyslywkuchni.blogspot.com/2011/01/romantyczna-kolacja-z-pewnym-panem.html
POLECAM!!!
Marta