poniedziałek, 28 lipca 2008

Słodkie chwile


Na owocowo: mus ze świeżych papierówek z łyżeczką syropu z agawy, cynamonem i mrożonym bananem



Deserowo: pianka - ptasie mleczko kokosowe, brzoskwinie i mocne kakao

Klasyczna niedziela

Poranne (więc nieco zamglone ;) ) niedzielno-obfite śniadanie: pomidory z pieprzem, cebulka, sojecznica i babeczki warzywne.

czwartek, 24 lipca 2008

Makaron i ziołowe tofu

Kupiłam pyszne, ziołowe tofu i postanowiłam zrobić je na ciepło z makaronem kokardki w sosie koperkowym.

Ziołowe tofu kroimy w kostkę. Ugotowany makaron studzimy lub wyjmujemy z lodówki (zawsze robię więcej ryżu i makaronu na wypadek nocnych ataków głodu) -lepszy będzie taki al dente niż miękki, bo może za bardzo się rozgotować. Na patelni rozgrzewamy trochę oliwy i wrzucamy na nią świeży koperek; smażymy ok. minuty, żeby oliwa przeszła jego zapachem i dolewamy pół szklanki wody, gotując przez chwilę(potem go można wyłowić, jeżeli wyjątkowo źle wygląda). Do wody koperkowej wrzucamy makaron, podlewamy odrobiną sosu sojowego (naprawdę kilka kropli, żeby podkreślić smak) i mieszamy na wolnym ogniu; dorzucamy tofu, dolewamy drugie pół szklanki wody i gotujemy, aż nie wyparuje. Przekładamy na talerz i posypujemy świeżym koperkiem.



Danie bardzo dobre na lunch albo na kolację, łatwo je też gdzieś zabrać i podgrzać na miejscu.

środa, 23 lipca 2008

kanapka z duszonym tofu

Rozpoczyna się mój prywatny festiwal Tofu na Tysiąc Sposobów, O Każdej Porze Dnia i Nocy.

Przepis na tofu:

Kroimy tyle plasterków, ile nam jest potrzebne. Bierzemy głęboki talerz (ważne! żaroodporny) i robimy w nim pastę z sosu chili i sojowego (do smaku, ja na widoczną na zdjęciu ilość wzięłam łyżeczkę chili i łyżkę sojowego). Smarujemy tą pastą położone na talerzy plasterki, po czym dolewamy tyle wody, żeby wszystko przykryć, i mieszamy. Odstawiamy na kilka minut, a potem wkładamy do mikrofalówki na dość dużą moc i gotujemy aż cały płyn nie zniknie (podejrzewam, że da się to zrobić też na patelni).


Kanapkę robimy biorąc kawałek chleba cebulowego, smarując lekko olejem czy oliwą i obkładając pomidorem, tofu i zieloną pietruszką (ponoć dobrze ją jeść na śniadanie). Ja posypałam ją jeszcze Parmesano Sprinkles, bo je lubię, ale samo w sobie też się broni :)

Tak zrobione tofu jest też niezłe do obiadu (z duszoną marchewką), jeżeli pokroimy je w grubsze plastry i zrobimy 2x bardziej gęsty sos.

wtorek, 22 lipca 2008

Galaretka z musem

Dzisiaj owocowe, lekkie śniadanie; miało być nieco mniej zdrowe, bo z dodatkiem widocznej w tle wegańskiej bitej śmietany , ale okazało się, że się skończyła ;(

W szklanej miseczce jest galaretka pomarańczowa: pół litra soku pomarańczowego (najlepiej świeżego) zagotować z 1/3 -1/4 szklanki cukru; kiedy zacznie wrzeć wsypać powoli 1,5 łyżeczki agaru i dobrze rozmieszać (ja użyłam trzepaczki, bo poprzednio posklejał mi się w grudki). Galaretkę rozlać i po wystudzeniu odstawić do zastygnięcia w lodówce (chyba, że jest chłodno w kuchni, wtedy można zostawić na stole).

Na galaretkę nakładamy mus jabłkowy, który najprawdopodobniej powstał poprzez zagotowanie jabłek z cukrem i rozgniecenie, ale głowy nie dam, bo nie mój. Plus bita śmietana, jeżeli ktoś dysponuje.



Absolutnie odradzam do tego jakikolwiek napój poza mocną, czarną kawą, ewentualnie herbatą, bo całość jest dość słodka. Nie radzę też dodawać mniej cukru do galaretki, bo wyjdzie bez smaku. Można ewentualnie zjeść mniej ;)

poniedziałek, 21 lipca 2008

Sałatka słupkowa

Wracamy do kultu warzyw :) Dzisiaj szybka, pyszna sałatka o ciekawych kształtach:

1/3 kostki tofu pokroić na plasterki, a następnie w słupki
1/4 długiego ogórka ze skórką potraktować jak wyżej
1 średni pomidor pokroić na plasterki i każdy plasterek podzielić na 4

Całość wymieszać posypać garścią posiekanego koperku i pietruszki i polać 3 łyżkami ciemnego sosu sojowego. Ciemny chleb pokropić lekko aromatyczną oliwą i podawać.



Bardzo lubię sos sojowy na pomidorach z ogórkami, wypuszczają wtedy soki, które mieszają się z nim tworząc przepyszny sos. Z uwagi na powyższe polecam pozostawienie sałatki na stole na kilkanaście minut, które można spędzić na przykład szukając ładowarki do komórki.

piątek, 18 lipca 2008

Zalety globalizacji

Nigdy nie czuję się uprawniona do dyskusji o antyglobaliźmie, bo wiem doskonale, że pierwszy lepszy anarchista jest lepiej w tej dziedzinie wyedukowany ode mnie, ale nadal twierdzę, że lepsza globalizacja, niż jej brak. Zaletami jej są na przykład chińskie sklepy w Berlinie, gdzie za 60 centów kupiłam cukierki kosztujące w Poznaniu 5 zł. Albo sklepy z wegańskim jedzeniem.


Zdjęcie pierwsze:



kakao sojowe z Plusa za 99 centów (kto mi powie dlaczego wszędzie jest tanie mleko sojowe marki własnej w Tesco, w Carrefourze, w Lidlu, tylko w polskich sklepach nie?)
przepyszne babeczki wegańskie o smaku hinduskiej herbaty z mlekiem
mus jabłkowy


Zdjęcie drugie:



Kakao sojowe
Kremowy jogurt sojowy, przepyszny
mus jabłkowy


Killer


Urodzinowe drugie śniadanie w poczdamskiej kawiarni wege - pina colada z lodów kokosowych i ananasa. Jedyną rzeczą, która ją przebiła, było tiramisu w Yellow Sunshine. Niestety ceny nie na Polaka, przynajmniej w kwestii częstych wizyt :D

wtorek, 15 lipca 2008

W poszukiwaniu idealnej gorącej czekolady - odc. 3

Znam wiele książek, w których przygotowują czekoladę, ale nie jestem (jak już wspomniałam) fanką rozpuszczania tabliczek w mleku. Przypomniałam sobie jednak, że jest przepis, który mogłabym użyć, w książce "Przepiórki w płatkach róży". W oryginale nazywa się ona "Jak woda na czekoladę" (i to jest jeden z tych nielicznych przypadków kiedy tłumaczenie ma adekwatniejszy do treści tytuł niż oryginał) a oto tytułowy przepis na czekoladę na wodzie:

Do glinianego garnuszka wkłada się tabliczkę czekolady, zalewa wodą i stawia na ogniu. Kiedy woda zawrze, zdejmuje się garnek z ognia i mieszka, żeby czekolada była dokładnie rozpuszczona, a potem ubija się ją trzepaczką, aż powstanie jednolita masa. Znowu stawia się garnuszek na płycie kuchennej. Kiedy czekolada zawrze drugi raz i będzie chciała kipieć, trzeba zdjąć ją z ognia i natychmiast postawić znowu, żeby zawrzała po raz trzeci. Wtedy odstawia się garnek i znowu chwilę ubija. Gliniane kubki napełnia się do połowy, a resztę czekolady ubija się dalej. W końcu rozlewa się całą czekoladę do kubków i podaje z gęstą pianą na wierzchu. Zamiast wody można użyć mleka, ale wtedy tylko raz doprowadza się do wrzenia, i kiedy ponownie stawia się czekoladę na kuchennej płycie, ubija się ją na ogniu, żeby nie była zbyt gęsta. Czekolada na wodzie jest lżej strawna niż na mleku.*

Autorka nie podała tutaj proporcji, ale ponieważ i tak nie mam ręcznie robionej czekolady z całych nasion kakaowca uznałam, że nie będę się przejmować ;) Rozpuściłam 3 duże kostki gorzkiej czekolady z kawą i kardamonem Terravity w szklance wody:


Rezultat, jak się można domyślać, nie był zbyt gęsty, ale za to smakował jak moja ulubiona czekolada w proszku Mokate, więc uważam to za duży postęp. Jeżeli kiedyś będę miała nadmiar czekolady (a z tą konkretną było pyszne) to zrobię z połowy tabliczki na szklankę wody.

gęstość - 1/5
czekoladowość - 5/5 (pyszna)
zapach - 4/5
słodycz - 2/5 (jak dla mnie idealne proporcje cukru do czekolady, ale to zależy od konkretnego produktu użytego do rozpuszczania)
tłustość
- 1/5
konsystencja- 1/5
wygląd - 4/5


W każdym razie czekoladę z kardamonem do jakichkolwiek celów polecam ;)

* Laura Esquivel "Przepiórki w płatkach róży" str. 135, Zysk i Ska 1999, tłum. Elżbieta Komarnicka

piątek, 11 lipca 2008

Robimy sobie ser - odcinek n-ty

Bawiłyśmy się, że Britta jest panią domu i nazywa się panią Anderssson, że ja jestem służącą i nazywam się Agda, a Anna jest dzieckiem. Zbierałyśmy maliny rosnące w pobliżu, wyciskałyśmy je przez szmatkę i bawiłyśmy się, że robiimy ser. Britta, która była panią Andersson, powiedziała do mnie:
- Że też Agda nie może nauczyć się robić sera jak nalezy!
A ja odparłam:
-Pani Andersson, może pan sobie robić sama swój stary ser!
Właśnie w chwili gdy to mówiłam, zobaczyłam czuprynę Bossego wystającą zza pagórka, więć ostrzegłam Brittę i Annę:
- Chłopcy skradają się do nas!
I zaraz krzyknęłam do nich:
- Skoro już zobaczyłam was, to możecie równie dobrze wyjść!

Pamiętacie ten fragment Dzieci z Bullerbyn? Może z malin nie, ale z roślin ogólnie da się zrobić coś jadalnego przy minimalnym nakładzie pracy. Z owoców proponuję sok, a ser robi się tak:

2 szklanki wody lub mleka sojowego
pół szklanki płatków drożdżowych
1/3 szklanki płatków owsianych błyskawicznych
ćwierć szklanki tahini
ćwierć szklanki skrobi kukurydzianej lub ziemniaczanej
3-4 łyżki soku z cytryny
łyżka cebuli granulowanej
łyżeczka soli

Wszystko miksujemy na bardzo gładką masę, przelewamy do rondelka i podgrzewamy aż masa zrobi się bardzo, bardzo gęsta - cały czas mieszając!!! od samego wlania, bo inaczej zacznie przywierać do dna. Trwa to kilka minut. Masę przekładamy do natłuszczonego pojemnika o dowolnym kształcie i pojemności m/w pół litra - w zależności od tego, jak ma wyglądać gotowy ser. Studzimy, wkładamy na noc do lodówki, rano wyjmujemy z pojemnika na talerz (samo wyjdzie) i ostrożnie kroimy.



Autorka książki ostrzegała, że ser jest "dość" lepki i miękki, ale ja bym powiedziała, że to eufemizm z jej strony. Owszem, daje się kroić, ale na dawaniu gęstość się kończy i najlepiej sprawdza się jako smarowidło do chleba czy czegoś tam (pizzy na przykład) albo materiał do dipów. Zastanawiam się, czy następnym razem nie zrobić go z agarem zamiast skrobi i nie polepić w małe, mozarellowate kuleczki.


No, ale konsystencja nie jest pewnie najważniejsza; najważniejszy jest smak. Na temat tego sera Proust mógłby dopisać ósmą księgę dygresji, bo przypomina wszystko i nic zarazem; przypuszczam, że to jest tak samo, jakby opisywać smak sera komuś, kto nigdy sera nie jadł... Nie smakuje mlekiem ani tłuszczem ani masłem, o dziwo nie smakuje też tahini, chociaż pozostawia wyraźny, sezamowy posmak (więc kto nie lubi nie będzie zachwycony). Płatków owsianych ani drożdżowych nie czuć; myślę, że fajnie by smakował z dodatkiem świeżych ziół w fazie produkcji, na przykład bazylii i oregano.

Proponuję zrobić na próbę z połowy porcji i po prostu zjeść; ja też następnym razem zrobię z połowy, bo ser ma ponoć lodówkową trwałość do tygodnia, a ja w tydzień pół kilo nie zjem ;) Będzie trzeba zrobić pizzę...

W poszukiwaniu idealnej gorącej czekolady - odc. 2

Dzisiaj postanowiłam wypróbować przepis na syrop czekoladowy i nieco mniej go rozcieńczając zrobić gęstą czekoladę. Zrobiłam syrop z połowy porcji, wzięłam 1/3 tego, co wyszło i zalałam mlekiem sojowym.



Werdykt: pomimo najszczerszych chęci wyszło mocne kakao.

gęstość
- 2/5
czekoladowość - 4/5
zapach - 4/5
słodycz - 5/5
tłustość
- 2/5
konsystencja- 1/5
wygląd - 4/5

Nie tracę nadziei, w końcu się uda ;)

wtorek, 8 lipca 2008

W poszukiwaniu idealnej gorącej czekolady - odc. 1

W tym tygodniu postanowiłam się zająć poszukiwaniem przepisu na idealną wegańską gorącą czekoladę. Jak wiadomo, idealna czekolada musi spełniać następujące warunki:
  • być gęsta
  • być czekoladowa
  • intensywnie pachnieć
  • być dość słodka, ale bez przesady
  • nie przypominać ani kakao, ani budyniu
  • najlepiej, żeby jeszcze miała piankę na wierzchu, ale do tego dojdziemy

Postanowiłam zacząć poszukiwania od standardowych przepisów na sosy czekoladowe - głównie dlatego, że nie przepadam za czekoladą w tabliczce rozpuszczaną w mleku, co jest najpowszechniejszą praktyką przy robieniu własnej gorącej czekolady (taktyka może i się sprawdza, ale tylko wtedy, kiedy można kupić czekoladę kuchenną, do gotowania).


Przepis 1:

4 łyżki kakao do picia w proszku (ja użyłam DecoMoreno)
łyżeczka mąki kukurydzianej
łyżka melasy
szklanka mleka sojowego

W rondelku mieszamy na pastę kakao, mąkę kukurydzianą i melasę. Wlewamy mleko i podgrzewamy do wrzenia, zmniejszamy ogień i gotujemy, dopóki nie zgęstnieje i nie zrobi się czekoladowo czarna i błyszcząca (5-10 minut).



Werdykt:

gęstość
- 3/5
czekoladowość - 2/5 (myślę, że powinno się dodać trochę więcej kakao)
zapach - 2/5 (prawie go nie czuję, ale mam zatkany nos)
słodycz - 4/5
tłustość
- 1/5
konsystencja- 4/5
wygląd - 5/5

Te wartości wcale nie oznaczają, że 5 jest najlepszą oceną; 1 punkt za tłustość oznacza, że nie jest wcale tłusta, czyli dobrze, a 4 za słodycz oznacza, że jest bardzo słodka, co niekoniecznie jest dobre. Czekolada z tego przepisu zdecydowanie najlepiej wygląda, co chciałam oddać na zdjęciu, ale nadal nie mogę ich zgrać na komputer, więc użyłam zdjęcia z internetu - to jest mniej więcej ten sam kolor.

niedziela, 6 lipca 2008

Wegańskie gofry

Tydzień temu kupiłam na promocjo gofrownicę i wypróbowałam ją tylko raz, bo było za gorąco (na mój gust) żeby stać w nagrzanej kuchni i nagrzewać ją jeszcze bardziej. Dziś rano, w związku z przyjemnym ochłodzeniem, postanowiłam dać jej szansę.

Przepis na gofry znalazłam na stronie International Vegetarian Union - jest prosty, szybki i działa:

szklanka mąki (użyłam pół na pół razowej i zwykłej)
szklanka mleka sojowego lub wody
łyżka oleju
łyżeczka proszku do pieczenia
pół łyżki melasy

Wszystko dobrze mieszamy i wylewamy ciasto na wysmarowaną tłuszczem, nagrzaną gofrownicę. To ważne, żeby ją wysmarować, bo przy pierwszej porcji o tym zapomniałam i musiałam je zeskrobywać. Przepis na 6 gofrów.


Moje zjadłam z pastą oliwkową, pomidorem i bazylią.

sobota, 5 lipca 2008

Sałatkowa moc białka

Kupiłam sobie takie zmyślny pojemniczek dodany do sosów pewnej firmy - coś jak duża (plastikowa) szklanka do koktajli a na górze pojemnik na sos, żeby się nie mieszało i nie tłuściło. Jest na tyle duży, że da się spokojnie włożyć tam jeszcze mały, okrągły pojemniczek z czymś treściwszym i wyjąć go przed wylaniem sosu na sałatkę. Postanowiłam go wypróbować nad jeziorem, zakładając, że w budkach na plaży nie ma produktów jadalnych.

Pojemnik jest bardzo dobry i dobrze się myje, tylko fatalnie wychodzą w nim zdjęcia :D :



Sałatka dla pływających

garść wyłuskanego bobu
1 kotlecik seitanowy
2 duże liście sałaty
2 duże rzodkiewki
pół zielonego ogórka
2 łyżki sosu sojowego
2 łyżki oliwy
2 łyżki octu winnego (ja użyłam truskawkowego)
sos w saszetce :D

Zaczynamy od seitanu: kroimy go na paski (i ewentualnie na pół, jeżeli są za długie), przekładamy do miseczki i zalewamy sosem sojowym i /14 szklanki ciepłej wody; zostawiamy na 15 minut (w tym czasie zajmujemy się resztą składników). Rozgrzewamy patelnię bez tłuszczu i wylewamy całą zawartość miseczki; smażymy, dopóki sos całkowicie nie wyparuje a seitan lekko nie przeschnie. Studzimy na talerzyku.

Płuczemy sałatę i wysuszone liście drzemy na kawałki. Rzodkiewki kroimy na plasterki, ogórka obieramy rób nie i kroimy na półplasterki. Mieszamy warzywa z bobem i dodajemy wystudzony seitan.

Osobno mieszamy oliwę, ocet i sos z saszetki, polewamy sałatkę przed podaniem i mieszamy. Mój sos zawierał dużo czosnku, więc musiałam zjeść ją z bułką, ale całośc była przepyszna :)

Fistaszki i chili

Następny tydzień upłynie pod hasłem "sprzątamy lodówkę", więc dziś kanapki z pumperniklem: masło orzechowe, ogórki, koperek i sos chili. I sok pomarańczowy.

Śniadanie poświętne :)

Pyszne ciasto czekoladowe - urodzinowy tort (trochę się rozlazł w lodówce) z porzeczkami i kawałki soczystego arbuza, a do tego sok pomarańczowy.



Lubię jeść tort na śniadanie. Albo zimną pizzę.
Ranking i toplista blogów i stron