niedziela, 31 maja 2009

Sałatka ziemniaczana z sosem awokado + wyniki ankiety

Najpierw chciałabym podziękować wszystkim głosującym w ankiecie. Tak przedstawiają się wyniki:


Interesujące, oryginalne przepisy zdecydowanie dominują nad resztą potencjalnej treści. Ciekawe, że w przypadku książek kucharskich jest zazwyczaj odwrotnie: kupuje się je "na wygląd", rzadko przeglądając porządnie zawartość i sprawdzając, czy to się nam w ogóle przyda (przynajmniej ja tak robię, na szczęście nie przejechałam się na niczym drogim).


Nie zauważyłam, że Bar Sałatkowy kończy się wczoraj, nie dzisiaj, i nie zdążyłam dodać tam sałatki, ale trudno się mówi. To następny przepis z Vegan Brunch - klasyczna sałatka ziemniaczana, ale bez majonezu, za to z sosem z awokado. A ponieważ w moim świecie ziemniaki i kalafiory są do siebie bardzo podobne (bez smaku, dziwnie pachną, wymagają ukrycia w daniu, dobre pieczone) to moja sałatka jest kalafiorowo-ziemniaczana, i to już wszystkie odstępstwa od przepisu. Prawie.

Na 4 porcje (połowa oryginalnego przepisu):

4 duże ziemniaki, ugotowane i obrane
1 dojrzałe awokado
łyżka soku z limonki
1/4 łyżeczki soli
szczypta cayenne (dodałam łyżeczkę sosu chili)
1 pomidorek koktailowy (ominęłam, nie znoszę pomidorów z awokado)
pół małej czerwonej cebuli
1 malutki ogórek (zapomniałam o nim, ale dodałam za to małą główkę gotowanego w całości kalafiora)
+ trochę octu winnego, na intencję tego, że kalafior jest bez smaku

Kalafiora dzielimy na małe różyczki - dobrze, żeby nie był za miękki, bo wtedy nam się rozpaćka. Ziemniaki kroimy w kostkę, i ewentualnego ogórka też (po obraniu go ze skórki). Polewamy lekko octem, jeżeli tak ja ja uważacie, że te warzywa nie mają smaku (śmiem twierdzić, że warto).

Awokado przekrawamy na pół, wyjmujemy pestkę i wyciągamy miąższ. Oryginalny przepis postuluje zblendowanie składników sosu, ale ponieważ moje awokado prawie rozpływało się w palcach, uznałam to za zbędne i rozgniotłam je z sokiem z limonki, solą i sosem chili za pomocą tego drewnianego czegoś w kształcie gwiazdki, co każdy nazywa inaczej. W związku z tym cebulkę tylko drobniutko posiekałam i wymieszałam z sosem - jeżeli dodajecie pomidora, to macie go zmiksować razem z awokado. Na końcu dolałam trochę mleka sojowego, bo jak na mój gust sos był trochę za gęsty, i wymieszałam z warzywami.


No cóż - sałatka ziemniaczana nigdy dobrze się nie prezentuje, ale zawsze jest smaczna. Sos awokado zamiast majonezu to naprawdę dobry pomysł - z początku sałatka smakowała zupełnie jak majonezowa a kiedy przegryzła się w lodówce zaczęła przypominać pyry z gzikiem :) W każdym razie, jeżeli zostanie wam jakiś niezjedzony kalafior czy ziemniaki, to jest dobry pomysł na wykorzystanie go, należy tylko pamiętać, że awokado ciemnieje i sałatka nie może stać za długo (kilka godzi jest ok, ale przez noc już nie)

sobota, 30 maja 2009

Gofry kukurydziane

Mój Vegan Brunch dotarł w czwartek!!! Zamawiałam 13 maja, więc jestem zdumiona szybkością działania księgarni Omnibus. Książka jest świetna, chociaż zdjęcia, na które się tak śliniłam, wyglądały jednak lepiej w internecie:P (doszłam do wniosku, że to kwestia chropowatego papieru, a nie rozdzielczości czy oświetlenia). Jeżeli chodzi o przepisy, to zaskoczyła mnie ilość ziemniaków- ziemniaki na śniadanie? Nawet na drugie? Brr... Poza tym zgrzytem wszystko jest rewelacyjnie, składników egzotycznych jak na lekarstwo (zaobserwowałam na amerykańskich blogach zachłyśnięcie się seropodobnymi wyrobami i bałam się ich tutaj, ale występują w rozsądnych ilościach, jako opcjonalny dodatek). Książka jest naprawdę wyjątkowa - każdy przepis opatrzono krótkim wstępem (podobnie jak u Nigelli) i w każdym widać niesamowitą kreatywność i wkład własny autorki (zupełnie nie jak u Nigelli) oraz niesamowitą dawkę miłości, którą obdziela po równo czytelnika, jedzenie i zwierzęta, których nie wykorzystuje przygotowując je.



Miałam z tej książki zabrać jakiś przepis na naleśniki, skoro mamy tydzień naleśnikowy, ale traf chciał, że zakochałam się w gofrach :) Zapewniam jednak wszystkich, że ciasto można wykorzystać RÓWNIEŻ jako ciasto naleśnikowe, co prawda bardziej w stylu amerykańskim niż polskim, ale pancakes to też dobra rzecz, nie należy dyskryminować cudzych sposobów smażenia ciasta na patelni. Przy okazji - zrobiłam te gofry dokładnie wg przepisu! Fakt wart odnotowania, bo zdarza mi się to chyba już 2 raz w tym roku... może to świadczyć o spadającej kreatywności, ale wolę wierzyć , że Isa jest Boginią i wszystko, co napisze, jest godne naśladowania ;)


Kukurydziane gofry

2 szklanki mleka (migdałowego lub innego, ja użyłam sojowego)
łyżeczka octu winnego
1,5 szklanki kaszki kukurydzianej (tak, kaszki, nie mąki!)
szklanka mąki
łyżka proszku do pieczenia (tak, łyżka)
pół łyżeczki soli
1/4 szklanki cukru - do słodkich, lub 2 łyżki - do niesłodkich
1/4 szklanki oleju

Do mleka dodajemy ocet i odstawiamy aż się zetnie (o tym, dlaczego się tak robi, pisałam tutaj). W dużej misce mieszamy kaszkę, mąkę, proszek, sól i cukier (ja chciałam gofry uniwersalne, więc dodałam 2 łyżki i i tak wyszły słodkawe, co nie przeszkadzało jednak w zjedzeniu ich z tempehem i pomidorem). Robimy na środku wgłębienie, do którego wlewamy skłaczone mleko (no wygląda, jakby miało kłaczki...) i olej, mieszając powoli - mi osobiście kaszka kukurydziana kojarzy się z kuchnią włoską, więc żeby pozostać w klimacie użyłam oliwy z oliwek. Mieszamy aż ciasto będzie gładkie i wszystkie składniki się połączą. Rozgrzewamy gofrownicę lub patelnię i smażymy - przepis jest podobno na 8 gofrów, ale mi wyszło 10 i jeszcze trochę ciasta.

Isa podaje w książce kilka przydatnych informacji na temat robienia gofrów (i naleśników też, ale to kiedy indziej): należy zawsze smarować gofrownicę tłuszczem przed wylaniem ciasta, a nie tylko na początku (przydatna rada), gofry są gotowe kiedy przestaną dymić (również przydatne), nie należy się przejmować rozlewaniem ciasta po całej powierzchni, bo jak zamkniecie gofrownicę samo się rozleje (nieprawda, co można podziwiać na zdjęciu powyżej).

Co tu dużo mówić - są przepyszne. Robi się je szybko i naprawdę zapychają, zwłaszcza w mojej wersji kanapkowej: gofr (gofer?? autokorekta mówi, że gofr), majonez, tempeh, pomidor, awokado, musztarda i sos chili :)



Jak już wspomniałam, ciasto nada się też na grube, amerykańskie naleśniki - chociaż w takim wypadku odstawiłabym je na jakieś pół godziny, żeby kaszka zdążyła namoknąć (ale mogę się mylić). W każdym razie nieposiadanie gofrownicy nie powinno nikogo odstraszyć od wypróbowania przepisu, chociaż osobiście uważam, że to poważne niedopatrzenie sprzętowe, mimo że korzystam jakoś raz na miesiąc :P

piątek, 29 maja 2009

Ciastka z adzuki

Od kiedy zjadłam japońskie ciastka z pastą z fasoli adzuki miałam ochotę zrobić ją w domu; kupiłam nawet fasolę, jakiś miesiąc czy półtora temu, i od tego czasu leżała w szafce, do wczoraj. Fasola adzuki pochodzi z Japonii i jest tradycyjnie używana do słodkich nadzień do ciastek czy pierożków - to znaczy trudno powiedzieć, jak bardzo tradycyjnie używana, co robili, kiedy nie było cukru? W każdym razie fasola jest dostępna w Polsce w sklepach ze zdrową żywnością oraz marketach i wygląda tak:

Zamierzałam zrobić trochę samej pasty wg tego przepisu i użyć jej do naleśników, ale zagapiłam się i zamiast rozgotować fasolkę w cukrze zasypałam fasolę cukrem. Przepis tradycyjny jest w linku powyżej, a mój tutaj:

szklanka suchej fasoli adzuki
2/3 szklanki cukru
duuuuuuuuużo wody

Fasolę namaczamy na noc w dużej ilości wody; podobno nie trzeba, ale ja i tak moczę, bo nie lubię stać godzinę nad garnkiem. Wodę odlewamy, dolewamy dużo czystej - mniej więcej 3x tyle ile wyszło nam namokniętej fasoli i gotujemy przez 30 -45 min do miękkości. Odsączamy i zasypujemy cukrem, dolewają trochę wrzątku, żeby mógł się rozpuścić. Całość miksujemy na gładką pastę; z początku może być trochę rzadka, ale potem zgęstnieje.

Moja zgęstniała tak, że da się z niej lepić kulki, więc na śniadanie ulepiłam dwie i rozpłaszczyłam na ciastkach pełnoziarnistych:


Kolory odzwierciedlają stan faktyczny - pasta jest fioletowa. W filiżance czekoladowe mleko ryżowe firmy Vitariz, bardzo smaczne prosto z lodówki na śniadanie.

czwartek, 28 maja 2009

Sałatka z tempeh i soczewicy

Pyszna, lekka i sycąca sałatka zrobiona właściwie z resztek, z chlebem idealna na drugie śniadanie:



3 duże liście sałaty
pół szklanki ugotowanej brązowej ciecierzycy
50 g wędzonego tempeh
łyżka siekanych orzechów włoskich
kilka plastrów awokado (opcjonalnie)

Sałatę myjemy i suszymy, rwiemy na kawałki. Tempeh kroimy w drobną kostkę, mieszamy razem z sałatą, soczewicą i orzechami. Ja dodałam jeszcze trochę awokado, które zabezpieczyłam przed zgorzknieniem odrobiną octu jabłkowego - nie jest ono koniecznym składnikiem, ale nadaje przyjemnego posmaku sałatce, zwłaszcza, że jest ona bez dodatków.

Nie użyłam tu żadnego sosu, bo brałam sałatkę na wynos; dodatkiem był chleb pełnoziarnisty ("aztecki":P) i jogurt naturalny.


niedziela, 24 maja 2009

Śniadanie na balkonie i wegańska 100

Jestem zdania, że jeżeli tylko można siedzieć na balkonie, to siedzieć trzeba, przy czym możliwość ta zasadza się na posiadaniu balkonu i niczym poza tym. Kiedyś nocowałam w Berlinie u znajomego, który miał fantastyczną kuchnię z oknem balkonowym, tak że latem otwierało się je na oścież i balkon, wraz ze stolikiem kawiarnianym i krzesłami, stawał się częścią wnętrza - fantastyczna sprawa.


Tutaj herbata z prażonym ryżem oraz wielowarstwowa kanapka: tost orkiszowy, wege majonez, plastry awokado (tak, awokado da się pokroić w okrągłe plastry, chociaż wymaga to pewnej dozy pomysłowości), plastry pomidora, marynowane cebulki, musztarda francuska, szczypiorek od dymki i znowu tost. Kocham takie awokado, kocham ten majonez, teraz rozumiem, dlaczego Amerykanie są tacy tłuści! A wystarczyłoby ich ze sobą nie łączyć...


Z innych amerykańskich pomysłów postanowiłam zaadoptować wirusowego posta blogowego pod nazwą Wegańska Setka: sto produktów wegańskich, które "trzeba spróbować". Zasady są proste, umieszczamy na swoim blogu listę (którą poświęcę się i przetłumaczę) produktów, pogrubiając te, które się zjadło i wykreślając lub zaznaczając kursywą te, których jeść się nie ma najmniejszego zamiaru. Postanowiłam wprowadzić modyfikację w polskiej wersji i dodać ocenę zjedzonych produktów od jednego do trzech plusów lub minusów w zależności od naszego zdania, jeżeli produkt nam wisi i powiewa to oczywiście nie umieszczamy nic :) Po wypełnieniu zarażamy przynajmniej jednego bloga i umieszczamy linka do swoich odpowiedzi w komentarzach do tego posta. Zapraszam WSZYSTKIE blogi prowadzone przez wegan - niezależnie od tematyki - do zabawy i na początek zarażam dwa, które znam, czyli więcej yofu i I can't believe it's vegan :)

Razem z koleżanką Mandragorą pozmieniałyśmy trochę niektóre produkty, dostosowując je do polskich realiów (np tam, gdzie wymieniono typowo amerykańskie marki jakichś podróbek lub uznałyśmy, że brakuje tam typowo polskiego produktu a zamiast niego jest coś dziwnego:P)

1. Tempeh +++
2. Warzywne smoothie +
3. Sojecznica ++
4. Haggis
5. Świeży kokos
6. Creme brulee = nie jadłam, ale mam przepis i zrobię go jak tylko... no kiedyś w każdym razie zrobię
7. Fondue = wegańskie fondue jest trochę dziwne, ale jeżeli nie oczekuje się smaku sera, to w sumie smaczne
8. Marmite/Vegemite -
9. Barszcz :)
10. Baba ghanoush --
11. Nachos
12. Makaron soba +++
13. Klasyczna amerykańska kanapka - masło orzechowe z dżemem --
14. Aloo gobi
15. Taco (no oryginalnego nie jadłam)
16. Tajwańska herbata Boba
17. Czarna trufla
18. Wino owocowe = jabole też się liczą? :>
19. Gyoza
20. Lody waniliowe
21. Zielone pomidory
22. Świeże borówki
23. Ceviche
24. Ryż z fasolą
25. Knysz
26. Surowa papryka jakaśtam
27. Dulce de leche
28. Kawior = chociaż w sumie może jadłam, nie wiem, co autorzy mają dokładnie na myśli
29. Baklava
30. Pasztet
31. Orzeszki w polewie Wasabi
32. Gulasz podawany w chlebie -
33. Mango lassi
34. Kapusta kiszona :)
35. Shake czekoladowy
36. Cydr
37. Rogalik z dżemem
38. Galaretka z wódki +++ absolutny hit imprezowy :D W moim wykonaniu zwala z nóg po 3 łyżkach, ale mogę nauczyć zrobić łagodną wersję jak ktoś chce i nie wierzy, że się da
39. Bigos
40. Frytki z fastfoodu
41. Surowe Brownies = no jakoś nie mam ochoty...
42. Młoda cieciorka = na logikę coś takiego musi istnieć, ale nie podejrzewałam, że tak jest :)
43. Dahl ++
44. Domowe mleko sojowe ++
45. Wino za ponad 100 zł
46. Stroopwafle = jeżeli zakładam poprawnie, że to to samo co Tofinki sprzedawane w sklepikach szkolnych, to jadłam. Polskie chyba nie są wegańskie
47. Samosy +++
48. Warzywne Sushi +++
49. Lukrowane ciasto
50. Glony
51. Opuncja
52. Umeboshi
53. Jogurt sojowy
54. Bagietka z oliwą i pomidorem
55. Wata cukrowa
56. Gnocchi
57. Piña colada
58. Sok z brzozy +
59. Scrapple
60. Draże karobowe --- nie znoszę karobu
61. Tort czekoladowy
62. Tekstura sojowa
63. Kotlety z ciecierzycy ++
64. Curry +
65. Durian
66. Domowe kiełbaski = zależy które, większość zrobiłam tylko raz, co chyba najlepiej o nich świadczy...
67. Churros
68. Wędzone tofu
69. Smażone plantany (zielone banany)
70. Mochi +++ mochi jest boskie
71. Gazpacho +++
72. Ciepłe pieguski
73. Absynt ---
74. Kukurydza na kolbie --
75. Bita śmietana prosto z puszki
76. Grejpfrut
77. Surowe brokuły i kalafior
78. Puree ziemniaczane z sosem
79. Jerky
80. Croissanty = wegańskich nie jadłam
81. Zupa cebulowa
82. Naleśniki na słono
83. Słone paluszki
84. Obiad w wegańskiej restauracji
85. Moussaka
86. Kiełki
87. Makaron z "serem"
88. Kwiaty
89. Zupa z pieczonej dyni
90. Biała czekolada = nie jadłam wege białej czekolady, ale ponieważ klasycznej nie znoszę i uważam ją za mydło, to na pewno próbować nie będę (chociaż w sumie majonez w wersji roślinnej okazał się jadalny, więc może trzeba by było)
91. Seitan +++
92. Kimchi
93. Wegańskie żelki
94. Żółty arbuz
95. Chili z czekoladą
96. Bułka z wegańskim serem
97. Mleko migdałowe
98. Polenta +++
99. Jamaiska kawa Blue Mountain
100. Surowe ciasto +++

Jadłam podejrzanie dużo z tych rzeczy...

sobota, 23 maja 2009

Marchewka nam kwitnie i handel międzynarodowy też

Utalentowanemu ogrodnikowi kwitną nawet martwe, oskórowane marchewki:


Zapisałam się do tygodnia ciecierzycowego i cały tydzień nie wrzuciłam żadnego przepisu, aż zrobiło mi się głupio i poszłam po puszkę do sklepu (z naleśnikami powinno być lepiej). Lubię cieciorkę i nie wiem, dlaczego tak wyszło, ale przejrzałam bloga i tutaj też nie ma jej za dużo, a jeżeli jest, to z puszki właśnie - to jest co najmniej dziwne, bo używam dużo jej samej, jako półproduktu do falafli i jako mąki. Do nadrobienia, chociaż pewnie nie w ramach tygodnia.

Postanowiłam użyć jej w sałatce, razem z innymi płodami rolnictwa międzynarodowego, a mianowicie awokado, sałatą i truskawkami (truskawki polskie, sądząc po cenie). Przez lata dziwiłam się, jak można na lunch jeść sałatki, bo przecież tym się najeść nie da - i kiedy dawałam się namówić znajomym na jedzenie w miejscu niepodającym obiadu zawsze wychodziłam głodna albo dopychałam się ciastem. Ponieważ moja styczność z sałatkami wzrastała, w końcu odkryłam, że można się najeść sałatką, trzeba tylko zjeść jest DUŻO. Mniej więcej w tym samym czasie odkryli tę prawdę restauratorzy i kawiarniarze, zaczęto podawać coś więcej niż 2 listki sałaty i pół pomidora unurzane w majonezie kieleckim i posypane pieprzem i odkryto, że należy do tego wszystkiego podać pieczywo - i teraz sałatki na mieście da się jeść. Niestety dla miasta, w międzyczasie nauczyłam się je robić i wolę własne.


Sałatka:

20 dag truskawek
1 duże, dojrzałe awokado
szklanka ugotowanej cieciorki
liście sałaty
liście szpinaku

Sos:
3 łyżeczki musztardy francuskiej
2 łyżki oliwy
sok jabłkowy
łyżeczka słodkiego sosu chili
prażony słonecznik lub inne pestki
suszona pietruszka i/lub rozmaryn


Truskawki, sałatę i szpinak myjemy i zostawiamy do wyschnięcia. Od truskawek odrywamy szypułki, kroimy na połówki (lub na ćwiartki, jeżeli są duże) i wrzucamy do dużej miski - sok, jaki będą wydzielać, wymiesza się z naszym sosem i stanie się jego składnikiem. Awokado obieramy ze skórki, przekrawamy wzdłuż na ćwiartki i kroimy na plasterki; dorzucamy do truskawek. Dodajemy cieciorkę, sałatę i szpinak (ilość i rozmiary wg potrzeb i uznania, ale nie powinny zdominować sałatki) i polewamy sosem:

Mieszamy musztardę z oliwą, sosem chili i przyprawami, dodajemy tyle soku jabłkowego, ile potrzebujemy do nadania pożądanej konsystencji oraz otrzymania potrzebnej ilości sosu; rozbełtujemy widelcem, żeby wszystkie składniki dobrze się połączyły i polewamy sałatkę. Podajemy z tostami; ostatnio zakochałam się w chlebie orkiszowym i jem go ze wszystkim, więc tym razem użyłam i jego.

niedziela, 17 maja 2009

Mini ciasteczka miodowo-owsiane

Bardzo lubię serwis 101 Cookbooks i często korzystam z jego przepisów, kiedy mam ochotę na coś nowego na obiad (ale do szparagów się nie przekonałam). Ostatnio szukałam przepisu na smaczne ciasteczka i przypomniało mi się o malutkich ciasteczkach miodowych stamtąd właśnie. Robi się je szybko, piecze jeszcze szybciej, a ciasto jest pyszne przed i po upieczeniu, chociaż polecam uczenie się na moich błędach i użycie dżemu z dużymi kawałkami owoców, a nie galaretowatego, bo mój trochę się rozpłynął.

Oto mój przepis, z paroma niezbędnymi dla dobrego samopoczucia modyfikacjami:

2/3 szkl. sztucznego miodu
1/2 kostki planty
łyżeczka cukru waniliowego
1 1/2 szkl. mąki
3/4 szkl. płatków owsianych
łyżka skrobi ziemniaczanej
szczypta soli
1/4 łyżeczki sody
skórka z jednej cytryny, dodatkowo można dodać kandyzowanej
łyżka oliwy (nie trzeba)
ulubiony dżem :)

Roztapiamy plantę tak, żeby nie była zbyt gorąca. Dodajemy ją do miodu razem z cukrem waniliowym i intensywnie mieszamy - wyjdzie nam gęsta i lepka mieszanka przypominająca scukrzony miód rzepakowy i radzę jej nie próbować, bo od razu zjecie całe i nici z ciastek :) W drugiej misce mieszamy resztę składników oprócz dżemu i oliwy; łączymy z mieszanką miodowo-plantową i dobrze mieszamy, dodając oliwę. Zagniatamy ciasto w kulkę i odstawiamy w chłodne miejsce (czytaj: do lodówki) na czas dowolny jakim dysponujemy w przedziale 5 minut-godzina.

Nagrzewamy piekarnik do 180 stopni. Z ciasta odrywamy kulki wielkości orzecha włoskiego i w każdej z nich robimy na blasze dziurkę palcem; w tę dziurkę wlewamy dżem (tak, żeby nie wystawał, bo wtedy się rozlewa przy pieczeniu). Pieczemy 7-10 minut, aż ciastka będą złote z wierzchu a dżem który NA PEWNO się nam gdzieś wylał na blachę skarmelizuje się doszczętnie.


Ciastka są pyszne do gorzkiej herbaty, miodowe, cytrynowe, z egzotycznym dla nas posmakiem oliwy (więc jeżeli nie macie smacznej oliwy to zrezygnujcie z niej), z początku miękkie, twardnieją w ciągu godziny od ostygnięcia. Idealne na słodkie śniadanie dzięki płatkom owsianym, bo na wykwintnym podwieczorku furory nie zrobią, chociaż na przyjacielskim zapewne tak.

Przy okazji chciałam podziękować wszystkim osobom które głosowały i głosują w ankiecie na temat blogów oraz tym, które odważyły podzielić się swoim podpisanym zdaniem pod postem na ten temat i zapraszam do dalszego udziału - zostało 11 dni!

sobota, 16 maja 2009

Sałatka makaronowo-fasolowa

W tym pudełku pojawiła się sałatka z makaronu razowego i fasoli przyrządzonej podobnie, co w poprzednim pości. Po prawej stronie zwykłe, naturalne tofu posypane solą i pieprzem, z listkami sałaty.



Sałatka makaronow0-fasolowa

szklanka ugotowanego makaronu razowego
pół szklanki fasoli przyrządzonej jak w tym przepisie (do momentu miksowania)
pół zielonego ogórka
garść marynowanych cebulek
olej z pestek winogron
wędzona papryka, sól i cynamon

Ogórka kroimy na plasterki, a każdy plasterek na ćwiartki (ze skórką lub bez, ja zawsze jem ze skórką). Mieszamy z zimną fasolą, zimnym makaronem i cebulkami. Osobno przygotowujemy sos: do oliwy dodajemy przyprawy w ulubionych proporcjach; polewamy przed jedzeniem.

środa, 13 maja 2009

Rozgrzewająca pasta fasolowa

Nie wiem, czy to dziwne, ale odczuwam większą potrzebę rozgrzewających potraw w zimne dni ciepłej pory roku niż w o wiele zimniejsze dni zimy. Może ma to związek z tym, że spodziewam się słońca, a nie szaroburego nieba i wiatru? Jeżeli macie podobne potrzeby, polecam taką oto pastę z żółtej peruwiańskiej fasoli Canario - mniej tłustej i kremowej niż tradycyjna polska biała fasola.


Pasta kanapkowa z fasoli Canario i pomidorów

szklanka ugotowanej fasoli
pół szklanki obranych i posiekanych w kostkę pomidorów -mogą być z puszki
pół szklanki bulionu warzywnego
2 łyżki oliwy z oliwek
2 łyżki ciemnego sosu sojowego
łyżeczka papryki wędzonej
łyżeczka chana masali
sól, pieprz, ew. szczypiorek do dekoracji

Na patelni mieszamy oliwę, sos sojowy, paprykę i chana masalę, rozgrzewamy. Kiedy zaczniemy czuć, że sos sojowy się karmelizuje (charakterystyczny zapach, nie da się pomylić z niczym innym) dorzucamy ugotowaną fasolę i mieszamy tak, aby sos pokrył wszystkie ziarnka z każdej strony. Smażymy na wolnym ogniu do zupełnego odparowania sosu; zostawiamy chwilę do przestygnięcia w wysokim naczyniu. Dolewamy bulion i miksujemy na gładką masę.

Gotową masę przekładamy z powrotem na tę samą patelnię z resztkami sosu, dodajemy pomidory i pieprz i gotujemy powoli do odparowania do konsystencji pasty. Zdejmujemy z ognia, dodajemy soli do smaku i nakładamy na ciepłe tosty z chleba razowego skropionego oliwą z bazylią.



Jest pyszna i na ciepło, i na zimno, ze szczypiorkiem, cebulką lub sama. Takie tosty doskonale komponują się z herbatą ziołową o mocnym aromacie, na przykład szałwiową (miętowa ochładza, więc raczej się nie nadaje).

To moje ostatnie, sądząc po dacie, majowe śniadanie; życzę wszystkim ciepłych poranków i lekkich, owocowych apetytów.

wtorek, 12 maja 2009

Pudełko w japońskim stylu

Dzisiejsze pudełko jest skromne i prawie pozbawione przypraw. Pośrodku widzimy makaron soba z zieloną herbatą - o jego klasycznej wersji pisałam już wcześniej. Makaron jest bardzo smaczny sam w sobie i nie wymaga żadnych ozdobników poza może widniejącym w tej samej przegródce sosem sojowym, naprawdę polecam. Po prawej mamy pokrojone w słupki pół surowej cukinii z dwoma rzodkiewkami i to był naprawdę dobry pomysł, bo olejki eteryczne z naciętych rzodkiewek przeniknęły do cukinii nadając jej delikatny aromat; pomysł do wykorzystania w surówkach.


Po lewej stronie widzimy posypane czarnym sezamem plasterki tofu i mortadeli roślinnej - produktu, który kupiłam z ciekawości na promocji i który okazał się całkiem niezły. Jest miękka, daje się kroić w plasterki, ale niezbyt wytrzymała, dobra na kanapki. Nie można jej smażyć, bo rozlatuje się natychmiast, ale dodana do sosu nadała mu ciekawie żółtoserową konsystencję, więc wypróbuję ją w zapiekankach. Skontrastowana z niesolonym tofu i polana sosem sojowym okazuje się niesamowicie pyszna i idealna na sycące drugie śniadanie, czy to w domu, czy poza domem.

Poza tym - jestem absolutnie szczęśliwa, bo wyszła książka kucharska, na którą od od dawna czekałam :) Obyś miał niski kurs, O Dolarze...

niedziela, 10 maja 2009

Krem jogurtowy z rzodkiewką

Kupiłam w Kuchniach Świata zieloną herbatę z prażonym ryżem - stała bidulka na promocji, widać żaden Polak jej nie chciał, więc ulitowałam się i wzięłam. W instrukcji napisano, żeby parzyć ją przez 15-30 sekund i zastanawiałam się, czy to błąd w druku, ale posłusznie spróbowałam po 40 sekundach i natychmiast wyciągnęłam zaparzacz. Herbata ma specyficzny, ryżowy zapach, i nieco gorzkawy, palony smak - nie sądzę, żeby dało się wypić taką zaparzaną dłużej. Jak każdą herbatę zieloną można ją zaparzać 3 razy i zapewne jak zwykle najsmaczniejsza będzie za drugim. Polecam, bo nie jest tak gorzka jak czarna herbata czy jak zielona parzona do oporu, co mają Polacy w zwyczaju, ale ma zdecydowany, orzeźwiający smak i dobrze nadaje się na śniadanie, zwłaszcza jeżeli ktoś lubi kawę zbożową, bo to podobne klimaty.


Dzisiaj postanowiłam wykorzystać jogurt sojowy do bardziej skomplikowanych celów niż zjedzenie go na miejscu i zrobić sobie kremowy serek z rzodkiewkami, które walają mi się po lodówce. Głównymi składnikami są jogurt oraz tofu, całość wyszła bardzo smaczna, podobna nieco do serka grani, ale bardziej kremowa. Poniżej podaję przepis na 1 porcję (lub 2 małe):

50 ml (1/3 kubka) jogurtu sojowego naturalnego
60 g (1/3 kostki) tofu naturalnego
łyżeczka oleju (ja użyłam oleju orzechowego, ale każdy inny się nada i lekko zmieni smak)
3-5 rzodkiewek (jak kto lubi)
sól, pieprz, tymianek, rozmaryn

W miseczce rozkruszamy tofu i dodajemy jogurt, olej i przyprawy. Blendujemy wszystko na gładką, jednolitą masę. Rzodkiewki myjemy, oczyszczamy i kroimy w drobną kostkę, a następnie dorzucamy do kremu i mieszamy.


Tutaj na kanapkach z chleba razowego i liści sałaty, w towarzystwie wyżej wspomnianej herbaty. Zdaję sobie sprawę z tego, że może być trudno znaleźć jogurt sojowy, ale jak już się znajdzie, to trzeba wiedzieć, co można z nim zrobić, prawda? Ja się przymierzam do piankowego sernika :)

Majowe sniadanie

sobota, 9 maja 2009

Odkrycia gastronomiczne maja


Dzisiaj weekendowy relaks i trochę znalezisk okołokulinarnych z naszego pięknego kraju i okolic. Zaczniemy od rzeczy dobrych:


W Coffee Heaven można zamówić kawę z mlekiem sojowym i wszelkimi tego konsekwencjami, w ten samej cenie co krowie. Elephant Latte jest kawą po prostu obłędną, od której nogi miękką i złość się rozpływa, niestety jej cena również pochodzi z wyżyn nieziemskich. W każdym razie - bardzo mi miło. Przy okazji, wiecie, że to jest polska sieć? Ja nie wiedziałam...



Punkt Obsługi Gofra. Muszę kiedyś zrobić imprezę, gdzie każdy będzie robił swoje gofry, lody czy inne ustrojstwa i wystawić coś takiego właśnie. Od dzieciństwa mi się to marzy, chociaż wtedy było to związane raczej z utworzeniem Barku Cukierkowego :)


Przechodzimy do działu "WTF". Filetoser 12, 99:



Przychodzą mi do głowy jakieś 4 źródła takiej nazwy i żadne z nich przyzwoite. Koszalin zresztą chyba lubi ciekawe klimaty, bo obok restauracji japońskiej otwarli jedyne na świecie jacuzzi dla mafii japońskiej:



W ramach słowa na sobotę - przepisy, które zamierzam wypróbować w najbliższym czasie.

Pasztet oliwkowy
Pełnoziarniste muffinki brzoskwiniowe
Magdalenki z pesto z rukolą i suszonymi pomidorami (no pesto to na pewno z rukoli nie będzie, ale zamysł szczytny)
Kanapka ryżowa - ostateczny cios zadany kanapkom :>

piątek, 8 maja 2009

Sałatka z owsianymi klopsikami i makaronem z cukinii

Zbieram takie tanie, gazetowe zbiory przepisów na dziwne rzeczy i ostatnio wpadł mi w ręce zeszycik z sałatkami za całe 1,99 (zeszyt, nie sałatka). 98% przepisów wymaga modyfikacji, ale i tak nie używam, przepisów, więc kupiłam i zachwycił mnie przepis na sałatkę z klopsikami. Natychmiast przypomniały mi się pyszne klopsiki owsiane, które skomponowały mi się w myślach z kupioną właśnie cukinią i postanowiłam sałatkę zrobić, przy czym przepisu nie przeczytałam - obejrzałam tylko zdjęcie. Muszę to wziąć pod uwagę w dyskusji nad elementami bloga :)

Zmodyfikowałam nieco przepis na klopsiki, co zapewne ucieszy właścicielkę icantbelieveitsvegan, której nie podobało się puree ziemniaczane :) Oryginalne klopsiki wychodzą słodkawe i chrupiące, a nowa wersja jest bardziej korzenna i delikatna - można sobie wybierać.


Przepis na klopsiki

szklanka płatków owsianych błyskawicznych (z Lidla, bo rozmiękają na papkę)
pół szklanki granulatu sojowego
łyżka sosu 5 smaków z M&S (taki mały słoiczek pełen brązowego czegoś o gryząco korzennym zapachu)
2 łyżki ciemnego sosu sojowego

Wszystko mieszamy w misce i zalewamy wrzątkiem -ok 2 szklanki. Mieszamy i zostawiamy w misce aż nasiąknie na amen i zrobi się bardzo lepkie.

Rozgrzewamy olej na patelni, łyżeczką nabieramy masę i lepimy delikatnie małe kulki, smażymy na złoto. Są bardzo delikatne, mogą się zdekuliścić na patelni (poważnie rozważam kupienie patelni do okonomiyaki, w Polsce aka patelnia do naleśników - ciekawe kto robi wypukłe naleśniki wielkości dna filiżanki), radzę przesuwać je łyżką, nie łopatką. Zdejmujemy z patelni i zostawiamy do ostygnięcia.


Skoro mamy już klopsiki, możemy zabrać się za sałatkę. Moja była w dużej części sałatką "sprzątanie lodówki", więc dużo w niej dodatkowych elementów - garstka oliwek, 3 marynowane cebulki, pokrojone mini kolby kukurydzy - które można pominąć lub zastąpić czymś innym o kwaskowatym smaku jak papryka konserwowa. Ważnymi elementami tej sałatki są sałata, rzodkiewka, cukinia, orzechy, no i klopsiki...


Przepis na sałatkę:


Pół główki średniej sałaty
pół średniej cukinii lub jedna rachityczna
garść orzechów włoskich
garść nerkowców
4 rzodkiewki
5-10 klopsików owsianych
suszone: mięta, rozmaryn, tymianek
sól, pieprz, oliwa
2 łyżki oleju z orzechów - dowolnych lub mieszanka, ja użyłam mieszanki włoskiego z arachidowym
łyżeczka octu jabłkowego
opcjonalnie: malutkie marynowane warzywa, mini kolby kukurydzy, oliwki, korniszony, kapary...


Patelnię rozgrzewamy i wsypujemy na nią sól i suszone zioła - razem ok 4 łyżek; po chwili dodajemy łyżkę oliwy. Wsypujemy kruszone orzechy i nerkowce, chwilę mieszamy, żeby obtoczyć je w mieszance i prażymy przez kilka minut, do zbrązowienia. Zdejmujemy do wystygnięcia.

Cukinię obieramy i kroimy; ja użyłam obieraczki z ząbkami do stworzenia makaronu z cukini, ale jeżeli tego nie macie możecie pokroić na cienkie plasterki - obieraczką lub nożem - i potem ewentualnie zrobić z nich niteczki. Używamy tylko tej części bez pestek. Lekko solimy, żeby nie ściemniała.

Sałatę myjemy, suszymy i rwiemy na kawałeczki. Rzodkiewki myjemy i kroimy na cienkie plasterki. Resztę warzyw w zależności od wielkości kroimy lub nie na kawałki wielkości oliwki.

Mieszamy sałatę, rzodkiewkę, cukinię i orzechy. Przygotowujemy sos: mieszamy olej z orzechów z octem, dodajemy troszkę soli i pieprzu, lekko roztrzepujemy widelcem i polewamy sałatkę. Dodajemy ostudzone klopsiki i delikatnie wszystko mieszamy. Podajemy natychmiast, ale dobrze trzyma się w lodówce.


Tutaj na śniadanie z tostem z razowego chleba i sokiem śliwkowym.


Majowe sniadanie

Wreszcie jogurt sojowy:)

Nie wiem dlaczego, ale w Poznaniu nigdy nie dawało się kupić jogurtu sojowego. Były deserki Alpro, były kartoniki z pitnym, ale porządnego jogurtu, w kubku, z bakteriami, nie było. Już jest :)



Jogurt występuje, jak widać, w dwóch odmianach - naturalny i truskawkowy, w w miarę przystępnej puli cenowej od 2,40 do 3 zł (różne sklepy tej samej sieci...) w Piotrze i Pawle, obok jogurtów bio. Jeżeli chodzi o konsystencję i zapach, zdają egzamin idealnie, w odróżnieniu od upolowanych przeze mnie w Hiszpanii specjałów. Jogurt jest gęsty, kwaskowaty i nie za słodki, lekko kremowy - po prostu ideał. W kwestii smaku pierwsze wrażenie jest: jogurt. Na drugie wyczuwa się nutę soi, która jest znana domowym producentom mleka sojowego - taki po prostu fasolowy posmaczek, który jednak o niczym nie przesądza. Jogurt naturalny nie jest słodki, ale wyraźnie kwaskowaty i przyjemnie orzeźwiający - poza oczywistym użyciem z owocami będzie się nadawał do gotowania, robienia sosów i dipów, a nawet może sernik. Za to truskawkowy - poezja... ze wszystkich smaków zawsze najbardziej lubiłam truskawkowe i ten produkt spełnia wszystkie moje wymagania: słodki, nie przesłodzony, różowy, gęsty, nie kwaśny ani nie mdły, z kawałkami truskawek. Muszę się powstrzymać przed jedzeniem go w kółko :)

Tutaj moje śniadania z jogurtem truskawkowym (ten naturalny w stanie naturalnym jakoś kiepsko mi wchodzi, muszę poeksperymentować):


Kanapki z pesto szpinakowym, naturalne tofu posypane grubą solą i polane keczupem, sok wielowarzywny i jogurt.


Czysta rozkosz: jogurt truskawkowy, ciastka imbirowe i digestivy.

Oprócz jogurtów można kupić też szejki sojowe o różnych smakach (widziałam truskawka, morela i wanilia) za 4 z groszami, więc na razie się nie skusiłam (ale poczekam do jakiegoś wyjazdu).

Majowe sniadanie

niedziela, 3 maja 2009

Churros

foodelek: przepisy tygodnia

Oglądałam dzisiaj jakiś losowy program kulinarny, w którym występowało 4 kucharzy różnej narodowości i między innymi robili tam śniadania. Przeraziło mnie "tradycyjne śniadanie kanadyjskie", które wyglądało tak: tosty francuskie na śmietanie zamiast mleka, i to nie jeden tost - górka tostów, posypana górką smażonego bekonu - tu mój faworyt - również moczonego w śmietanie! Na to wszystko górka owoców jagodowych w rumie i polane syropem klonowym, tak po tym bekonie i wszystkim.

Oprócz kulinarnych horrorów przygotowano tam też jedno z najsympatyczniejszych dań hiszpańskich, to znaczy churros. Churros to są takie smażone racuszko-ciasteczka które je się na śniadanie w towarzystwie gorącej czekolady - tłuste, słodkie i ciepłe (albo zimne). Zignorowałabym ten sygnał gdyby nie to, że w ostatnio czytanej przeze mnie książce hiszpańskiej bohaterka non stop je racuchy i zaczęłam się zastanawiać ki diabeł, jakie racuchy? W końcu mnie oświeciło, że właściwie churros pasują do definicji racucha... A takiego zbiegu okoliczności juz nie mogę nie zauważyć.

Są różne przepisy na churros i ja robiłam według niżej podanego dwa razy, raz z uczaca mnie Hiszpanka, która twierdzi, że to najszybszy przepis, drugi raz sama i więcej nie, bo dla mnie za tłuste. Z tego powodu nie mam też własnych zdjęć, bo przepadły w czeluściach e-maili, formatowania, starych telefonów i kart pamięci. Zdjęcie pożyczam z bloga My sister's jar:


pół litra wody lub mleka (użyłam mleka sojowego)
szklanka mąki
łyżeczka proszku do pieczenia
2 łyżki cukru
szczypta soli
cukier puder i dużo oleju


Mieszamy mąkę z proszkiem do pieczenia, można je przesiać, czego ja nigdy nie robię (chociaz już zrozumiałam po co). Gotujemy w rondelku wodę z solą i cukrem; kiedy zacznie wrzeć zmniejszamy ogień, bierzemy trzepaczkę i powoli wsypujemy mąkę do wody tak, żeby utworzyć z tego gęste, puszyste ciasto. Cały czas mieszając intensywnie gotujemy aż ciasto nie nabierze równej konsystencji i nie zrobi się złotawe - ok 5 minut. Zdejmujemy garnek z ognia i pozwalamy masie trochę ostygnąć, w tym czasie rozgrzewamy olej do głębokiego smażenia.

Teraz będzie nam potrzebny worek do dekoracji z gwiaździstą końcówką - co oczywiście możemy zignorowac, ale prawdziwe churros mają kształt gwiazdek i koniec:) Do rozgrzanego oleju wyciskamy porcje ciasta i smazymy na złoto. Jakie długie mają być te ogonki, tu już dośc duża dowolność, najkrótsze jakie widziałam były długości palca wskazującego, najdłuższe były trzydziestocentymetrowymi zawijańcami. Usmażone obtaczamy w cukrze pudrze i podajemy ciepłe, chociaż widziałam też degeneratów jedzących zimne i oblizujących palce z tłuszczu.


Churros podajemy tylko i wyłącznie z gorącą czekoladą i amen :) Jeżeli ktoś jest fanem tłustych sniadań i ma ochotę babrać się z gorącym olejem od rana to proszę o relację, jak mu sie udały; ja osobiście wolę bardziej lekkostrawne hiszpańskie propozycje śniadaniowe: międzynarodową kawę z rogalikami lub bagietkę z pomidorem w wersji bez sera, obecnie. Bagietka z tortillą też dobra rzecz, ale do mniej tuczących bym jej nie zaliczała...

Nie jest to szybkie śniadanie, ale smaczne, słodkie i pożywne, więc nadaje się na akcję śniadaniową z Olive and Flour:

Majowe sniadanie


Ranking i toplista blogów i stron