Rozumiem, że skoro jestem chora od początku lutego to mąci mi się w głowie, ale żeby aż tak? Byłam święcie przekonana, że opublikowałam ten post, a okazuje się, że tak jak zostawiłam go sobie "do dokończenia rano" na początku lutego, tak nadal tu siedzi... do rzeczy więc:)
Kupiłam niedawno książkę Vegan Soul Kitchen, zawierającą przepisy na tradycyjne dania kuchni afroamerykańskiej - w wersji nietradycyjnej:) A może raczej neotradycyjnej, bo autor wielokrotnie podkreśla, że dany przepis w swoich źródłach na wersję roślinną, do której "podorzucano" mięso czy ryby w miarę, jak społeczeństwo się bogaciło. Znałam tę książkę już wcześniej i bardzo chciałam ją mieć, bo świetnie się ją czyta. Klimat też się udziela i przy przeglądaniu rozdziału na temat arbuza przychodzi poczucie, że tak naprawdę siedzimy w mrocznej głębi domu, bo na dworze panuje 40-stopniowy upał i nie da się nigdzie ruszyć, a bezwład mogą pokonać tylko aromatyczne dania.
Na śniadanie wybrałam placki kukurydziane, Johnny Blaze Cakes, które ożeniłam z ozdobą sałatki znajdującej się kilkadziesiąt stron wcześniej - karmelizowanym grejpfrutem. Prostota bije na głowę a przysięgam, że to było najbardziej wyrafinowane śniadanie, jakie jadłam. Gdybym miała restaurację, serwowałabym je gościom.
półtorej szklanki kaszki kukurydzianej
pół szklanki mąki (myślę, że spokojnie można ją zastąpić kukurydzianą, jeżeli chce się otrzymać danie bezglutenowe)
łyżeczka proszku do pieczenia
łyżeczka soli (chyba nie dodałam aż tyle...)
ćwierć łyżeczki pieprzy cayenne
2,5 szklanki naturalnego mleka sojowego lub innego
2 posiekane papryczki jalapeńo - nie miałam, więc podlałam sosem chili
oliwa
Całość śmiesznie prosta: zagotowujemy mleko w rondlu, do wrzącego wrzucamy wszystkie suche składniki uprzednio ze sobą wymieszane, starannie mieszamy żeby nie powstały grudki i zdejmujemy z ognia mieszając. Dodajemy jalapeńo, znowu mieszamy żeby ostygło i wkładamy do lodówki na 20 minut.
W międzyczasie przygotowujemy grejpfruta: obieramy go dokładnie, tak, żeby usunąć grubą, białą skórkę i jak najwięcej cienkiej białej też. Kroimy na plastry i układamy na serwetce, żeby odsączyć z nadmiaru soku. Na płaski talerzyk wysypujemy gruby cukier.
Rozgrzewamy patelnię i wyjmujemy ciasto z lodówki. Nakładamy kopiaste łyżki na patelnię i rozpłaszczamy je grzbietem łyżki, smażąc z każdej strony po 5-10 minut (zależy, jakie wam ciasto wyszło, jak grube są placki...) aż będą łatwo odchodzić od dna w jednym kawałku, zrumienione i zbrązowione.
W tym czasie stawiamy na mały ogień drugą patelnię z minimalną ilością tłuszczu. Każdy plaster grejpfruta obtaczamy w cukrze z obu stron i smażymy półtorej-dwie minuty z każdej strony - cukier będzie karmelizował się na patelni, rozsiewając zapach grejpfruta po całej kuchni i budząc wszystkich. Usmażone plastry odkładamy na schłodzony talerzyk i po minucie przewracamy je na drugą stronę, żeby stygnący karmel nie zadziałał jak mocny klej do porcelany.
Teraz tylko kładziemy ciepłe placki na talerz, na każdym placku plaster grejpfruta i podajemy. Można też, jeżeli ktoś nie przepada za tymi owocami, ułożyć piramidkę z placków i na niej jeden plaster do podziału - nadmiar jest wliczony w przepis. Dla dwóch osób spokojnie można podzielić go na pół.
Placki wyglądają przepysznie...tylko nie umiem wyłapać - czy smażymy je na tłuszczu, czy suchej patelni?
OdpowiedzUsuńNa tłuszczu, bo inaczej będą suche, ale ilość zależy od Twojej patelni. Ja robiłam na grillowej i tylko ją posmarowałam. Tak jak racuchy generalnie.
OdpowiedzUsuńRewelacja :) Nigdy w życiu niczego nie karmelizowałam, ale chyba czas zacząć! Tylko koniecznie zamienię grejpfrut na pomarańczę (ostatnio się z nim pokłóciłam, a raczej mój żołądek :P)
OdpowiedzUsuńwyglądają pysznie! a ten karmelizowany grapefruit, obłędny! na pewno go wykorzystam :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło!
ten grejpfrut mnie zaciekawił bardzo!
OdpowiedzUsuńAzzahar już dość dawno temu trafiłam na Twój blog po raz pierwszy. Teraz po jakimś czasie ponownie tutaj trafiłam(chwytliwy tytuł bloga, od razu wiedziałam, pod jakim hasłem szukać^^) i widzę dużo ciekawych zmian oraz całą masę nowych przepisów.
OdpowiedzUsuńOczywiście bardzo gratuluję i życzę kolejnych sukcesów !
A teraz mój romans...
wydaje mi się, że to na Twojej stronie przeczytałam listę książek specjalistycznych o odżywianiu i były to głównie publikacje anglojęzyczne.
Czy znajdę tę listę na Twoim blogu? A jeśli nie to czy jest szansa, że taką listę książek przez Ciebie przeczytanych i wg Ciebie godnych polecenia ukaże się w jakimś poscie?
Szukam czegoś dla siebie, ale nie mam czasu na czytanie 50 pozycji by wychwycić najlepsze, a Tobie bardzo ufam, ponieważ podoba mi się to jak adaptujesz kuchnię wegańską w formie zdrowej, ale nie drastycznej.
W - mam bardzo dużo tych książek i każda jest od czegoś innego, ale wszystkie kucharskie; ostatnio przyszła mi nowa dostawa więc ciągle testuję, zamierzam zamieścić swoje recenzje wszystkich, ale trochę to potrwa. Wszystko zależy od tego, czego potrzebujesz: pomysłów na obiad, przepisów na ciasta, zdrowych deserów, dań kuchni meksykańskiej? Możesz poszukać w dziale recenzje, ale jeżeli chodzi o żywienie samo w sobie, to takiej listy nigdzie nie umieszczałam.
OdpowiedzUsuńProwadzisz bardzo ciekawego bloga trafiłam tu przypadkiem, wypróbuje ten przepis na pewno. A ten grejfrut na prawdę jest apetyczny. Będę często odwiedzać twojego bloga
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe połączenie. Za grejpfrutami nie przepadam, a i tak chętnie bym spróbowała tego dania
OdpowiedzUsuń