
Czyli talerz kutii i sok pomarańczowy. Kutię robić nauczyłam się dopiero na studiach, od współlokatorki ze Śląska, i rodzinie tak zasmakowało, że co roku robi się więcej. W tym roku - gar. jeszcze zostało...
Poza tym zdarzało mi się zjeść coś zdrowego i ciekawego na śniadanie, chociaż nie za często. Dzisiaj na przykład wypiłam kawę i błąkałam się potem na dworcu marząc o jajecznicy. A w te ranki, kiedy zachowywałam się jak istota ludzka jadłam sałatki:


Ogórek, sałata i tofu pokrojone w kostkę i zalane octem balsamicznym, do tego tosty z masłem i gorąca czekolada...

... lub ogórek, pomidor i twaróg wędzony pozostawione same sobie, żeby puściły sok, posypane z wierzchu suszoną mięta i oregano, które udało mi się zebrać latem :) Do tego chleb razowy podgrzany w opiekaczu, miał niesamowicie chrupiącą skórkę i nie wymagał żadnych smarowideł. W kubku zielona herbata, bo czekolada mi tu nie pasowała tak jakoś.
Na podsumowanie starego roku wrzucę jeszcze "firmową" kanapkę mojego brata:

TAK, to sześć plastrów sera na sześciu kromkach chleba, posmarowanego do tego masłem.

NIE, mój brat nie ma na imię Garfield:P