Padło na czyszczenie lodówki. Kupiłam sałatę na początek, mieszaną. Wrzuciłam wszystko, co lubię: pół szklanki cieciorki, oliwki, czosnek, chrupiąca paprykę, zieloną i żółtą, pół pomidora o smaku pomidorowym (rzadkość o tej porze roku). Myślałam o grzankach, ale w końcu zjadłam ją z kawałkiem chleba. A wszystko dlatego, że chciałam zrobić jakiś sos do sałatek (nienawidzę słowa dressing) na bazie pokruszonego nori, które bardzo lubię. Zainspirowało mnie to, przy czym nie miałam w domu sezamu, oraz to, przy czym nie miałam tahini ani cytryny. Miałam siemię lniane i słonecznik.
Na szklankę sosu:
1/4 szklanki siemienia lnianego
1/4 szklanki ziaren słonecznika
1/4 szklanki płatków nori
3 łyżki płatków drożdżowych
3 łyżki sosu sojowego
1/4 szklanki octu winnego lub innego aromatycznego; może też być sok z cytryny lub mieszanka
pieprz i/lub ostra papryka
oliwa z oliwek, plus woda
W młynku do kawy zmielić siemię i słonecznik. Zrobić to nie przerywając, bo będzie się lepić i młynek może mieć trudności z ponownym ruszeniem - ale nie powinien się zepsuć, chyba że to nowy produkt bo jak wiadomo, im nowszy sprzęt, tym krócej żyje. Mój dwudziestoletni młynek nawet się nie zająknął.
Wszystko wymieszać a potem roztrzepując dolewać oliwę aż otrzymamy kremowy sos. Można w dowolnym momencie zamienić oliwę na wodę, jeżeli nie chcecie zbyt tłusto. Dobrze się trzyma w lodówce, jest dosyć kwaśny i "morski". Nie dodawałabym go do sałatek z kiszonymi czy marynowanymi rzeczami, ale do słonej czy łagodnej w sam raz.
albo na razowy chlebek!
OdpowiedzUsuń