sobota, 13 marca 2010
Pyszny zielony omlet - historia ku pouczeniu młodych kucharzy
Od dawna miałam ochotę zrobić śliczny, żółciutki omlet z Vegan Brunch, ale kiedy przychodziło co do czego zawsze nie miałam połowy składników, przede wszystkim jedwabistego tofu, które było wymieniane jako niezbędne. W końcu pragnienie zjedzenia omletu wygrało i przystąpiłam do poszukiwania potrzebnych produktów po szafkach:
Tofu było, odmiana oczywiście twarda, ale dość miękkie, więc doszłam do wniosku, że się nada. W przepisie było prawie pół kilo, ale po co mi cztery omlety - wzięłam pół kostki. Drugim problemem był brak mąki z cieciorki, następnego niezbędnego składnika, który normalnie pałęta mi się po szafce, ale tym razem zniknął na dobre (puszka była pusta). No więc. W obliczu braku kurkumy oraz soli jajecznej wyszło na to, że równie dobrze mogę odłożyć książkę, co zrobiłam, i wyjąć wszystko z lodówki.
Znalazłam pół szklanki zielonej soczewicy. Soczewica ładnie się miksuje i lepi - dajemy. Znalazłam przesolone pesto - dajemy. Sos tabasco - pewnie. Do tego trochę papryki i mąka ziemniaczana i już można miksować.
Zblendowałam wszystkie składniki (poza mąką) na gładką masę, po czym uznałam, że to jest za gęste (moje doświadczenie - nie wiem, jak wasze - mówi, że im gęstsze ciasto, tym gorzej się smaży) i dodałam wody. Wymieszałam z mąką. Znowu dodałam wody. Zjadłam trochę i dodałam więcej sosu tabasco. Ilość masy podwoiła się w tajemniczy sposób.
Sięgnęłam do książki po instrukcje smażenia, posmarowałam nieprzywierająca patelnię cienką warstwą oliwy, włączyłam mały ogień i wrzuciłam połowę masy. Natychmiast zaczęło się smażyć, nie dając mi czasu na rozprowadzenie masy, więc delikatnie zaczęłam zdejmować nadmiar i przekładać w puste miejsca, zalepiając masą z miski. Posłusznie odczekałam 5 minut, aż brzegi zbrązowiały a górna strona zaczęła się ścinać. Postanowiłam przewrócić.
Masakra. Ciasto było tak puchate i delikatne, że nie szło go ruszyć łopatką ani łopatą, mimo że nigdzie nie przywarło. W końcu zsunęłam je na talerz, odwróciłam na patelnię i chyba pierwszy raz w życiu wylądowało mi coś płasko, a nie złożone.
Postanowiłam uzbroić ciasto najlepszym wzmacniaczem jaki zna świat - bułką tartą. Sypnęłam chojnie, wymieszałam, znowu dolałam wody i w ten sposób uzyskałam nawet więcej masy niż na pierwszy omlet. Zsunęłam elegancko nieco zbyt brązowy eksperyment z patelni i wylałam resztę masy. Bingo. Nie przywiera, nie przysmaża się, daje się przewracać. Czas na konsumpcję:
Omlet bliżej to ten pierwszy, delikatniejszy - w konsystencji i w smaku. Prawie nie było go czuć. Wersja z bułką tartą wygrała na całej linii - chrupką, mięciutka i puchata, nie za słona, nie za mdła; o jakości tego przepisu może zaświadczyć to, że omlety nadziałam wędzonym tempeh (i sałatą, i świeżą bazylią, i ogórkiem konserwowym) i to nie ono było w tym wszystkim najsmaczniejsze.
Ostatecznie, prawidłowa lista składników na dwa pyszne, zielone omlety wygląda tak:
pół kostki (100g) kruszącego się w palcach tofu (po prostu musi być bardzo świeże)
pół szklanki ugotowanej zielonej soczewicy (brązowa też da radę)
2 czubate łyżki bułki tartej
2 płaskie łyżki mąki ziemniaczanej
ok 3/4 szklanki wody w temp. pokojowej
2 łyżki pesto
ząbek czosnku
sos tabasco, wędzona papryka, ew. sól (jeżeli pesto nie dosoliło samo z siebie) i oliwa (dodaj jeżeli ciasto się rozpada albo twoje pesto zawiera jej mało)
Pokruszone tofu, soczewicę, pesto, czosnek i przyprawy miksujemy blenderem na bardzo gładką masę. Dolewamy pół szklanki wody, bierzemy trzepaczkę i roztrzepując dodajemy bułkę i mąkę. Jeżeli ciasto jest za gęste, żeby swobodnie się je mieszało, dodajemy jeszcze trochę wody. Smarujemy nieprzywierającą patelnię oliwą i smażymy na małym ogniu ok 4 minuty z każdej strony.
Przepis dorzucam do akcji wielkanocnej, bo choć osobiście nie planuję wtedy omletów, to może ktoś się skusi. Za to teraz pójdę kombinować z produkcją słodkiego:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Fajny opis perypetii ze smażeniem :D Przypomina mi się moja walka z indyjskimi placuszkami z mąki grochowej :) Problem był podobny, bo miało to być danie wegetariańskie, więc bez jajka, a mąka grochowa nie ma glutenu, więc wszystko się kruszyło, choć w smaku było niezłe.
OdpowiedzUsuń(przyznaję jednak, że ja tofu nie lubię, a omlety robię z jajek)
Brzmi pysznie, apowiada się na moje jutrzejsze śniadanie :) tylko jedno głupie pytanie - ta wędzona papryka to w proszku ma być, czy jakiś przetwór warzywny w kawałkach?
OdpowiedzUsuńDodam tylko, że dokładnie to samo zdarzyło mi się przy robieniu omletu na słodko:)
OdpowiedzUsuńMagda - to jest przyprawa, papryka w proszku, możesz zastąpić zwykłą, słodką albo pikantną - jak lubisz.
pamiętam jak go robiłam (a tylko raz zrobiłam bo jedwabiste tofu to jednak nieco za drogi bajer ;) i rzeczywiście - pierwszy strasznie przywarł ale im patelnia była bardziej gorąca (chociaż jestem pewna że była dobrze rozgrzana już na początku) tym było łatwiej
OdpowiedzUsuńa zjadłam go w wersji nieprzerabianej ale po usmażeniu posmarowanego pesto domowym i pomidorami (to było we wrześniu, więc były pyszne pomidory dostępne ;)
Zrobiłam :) dobre :) Chociaż ja zamiast pesto i czosnku dałam ostrą paprykę i płatki drożdżowe. Pierwszy raz używałam tych płatków, więc nie wiem, czy one miały wpływ na konsystencję, bo mimo dodania bułki tartej omlet był delikatny jak pianka, rozpłynął się w ustach. Chyba bardziej chrupiący byłby lepszy, następnym razem dam więcej bułki :)
OdpowiedzUsuńtez sie zamierzam na te omlety. narobilas mi smaka!;]
OdpowiedzUsuńomlet z przygodami :-)
OdpowiedzUsuń