piątek, 22 stycznia 2010

Racuchy jogurtowe z melasą i migdałami

Styczeń zostaje nieodwołalnie miesiącem wariacji na temat naleśników: dziś na śniadanie nie było dużych naleśników tylko małe, pachnące karmelem placuszki, polane skondensowanym mlekiem kokosowym. Pycha.

Poczułam się do autorskiej odpowiedzialności i zmierzyłam ilość składników przed jedzeniem! Niesamowite. Niedługo zacznę sprzątać kuchnię, żeby nie było paprochów na zdjęciach.


1 kubek jogurtu naturalnego, np Joya
2 łyżki gęstej melasy (może być trochę więcej, melasę akurat trudno zmierzyć...) - ja użyłam ciemnej buraczanej
pół szklanki wody
pół łyżeczki proszku do pieczenia
dowolna, zgodnie z nastrojem, ilość zmielonych migdałów lub innych orzechów
pół szklanki białej mąki
1/3 szklanki mąki razowej
2 łyżki oliwy/oleju

Pierwsze trzy składniki mieszamy w misce aż się połączą, dodajemy proszek do pieczenia i orzechy i zaczynamy roztrzepywać masę widelcem albo małą trzepaczką. Powoli dosypujemy mąki, tworząc gęste ciasto, jak na muffinki, ale dobrze wymieszane. Odstawiamy na 5 minut. Dolewamy trochę oleju do ciasta, które w międzyczasie jeszcze zgęstniało tak, żeby dobrze się nabierało i wykładamy po kopiastej łyżce na gorącą patelnię, lekko rozsmarowywując ciasto żeby racuchy nie były za grube. Smażymy z obu stron aż się zezłocą i podajemy gorące, polane dowolnym gęstym i słodkim syropem.

Podejrzewam, że z tego ciasta dałoby się też zrobić niezłe, karmelowe muffinki, ale nie dam za to głowy - w każdym razie wtedy trzeba by podwoić przepis. Smacznego!

9 komentarzy:

  1. Musiały być bardzo pyszne! A ja mam jeszcze trochę melasy:)

    OdpowiedzUsuń
  2. odmierzanie melasy - dramat! ja próbowałam kiedyś łyżeczkę miarową smarować olejem a i tak w końcu wydłubywałam z niej melasę, o konsystencji asfaltu, nożem do masła ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przy dużych ilościach działa metoda z wlaniem do szklanki po oleju - rzeczywiście ślicznie wychodzi i nie trzeba jej potem zmywać pół godziny ze wszystkiego, niestety przy małych już gorzej... a próbowałaś tym drewnianym czymś do nabierania miodu? w końcu konsystencja podobna...

    OdpowiedzUsuń
  4. ja nie wiem dlaczego tak na melase narzekacie. ja mam chyba w takim razie wersje dla leniwych. normalnie nakladam lyzeczka, wlewam, potem oblizuje i po klopocie.

    mam dla Ciebie obiecane berlinskie prezenty;] ale bez syropu z agawy, bo ne bylo tego taniego, tylko butle za 4 i 5 euro

    OdpowiedzUsuń
  5. ja zawsze szukam miejsca gdzie najczyściej i tam robie zdjęcia ;)

    a racuszki, no cóż, brzmią pysznie :)choć melasy nigdy nie próbowałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. O, super, musimy się zobaczyć:) A melasy surowej nie lubię, tylko w wypiekach, więc oblizywanie jej mnie nie cieszy, do tego bardziej się przejmuję oblepionym na zewnątrz słoikiem niż walorami smakowymi:)

    Aga - moje mieszkanie jest tak ciemne że szuka się raczej plam światła, a nie wysepek czystości w morzu bałaganu:)

    OdpowiedzUsuń
  7. to to to też ;) zwykle na parapecie i tylko tak do 15, bo inaczej to jak w trumnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dodajecie melasę buraczaną czy trzcinową? Dziś smażyłam racuszki, ale wyszły bardzo rzadkie i miały kompletnie inny kolor niż te na zdjęciu... :/

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej, mój błąd! Dopiero wczoraj koleżanka mnie oświeciła, że melasy mają różną konsystencję... używałam gęstej jak roztopiona czekolada ciemnej melasy buraczanej. Przepraszam za nieścisłość, poprawię i dzięki, że się odezwałaś!

    OdpowiedzUsuń

Pisz na temat :>

Ranking i toplista blogów i stron