czwartek, 23 czerwca 2011

Ciasta na wegetariańskim stole

To jest mój 450 post i dzisiaj moja strona na fejsbuku przekroczyła magiczne 500 fanów, po którym już nie można uważać, że robi się coś tylko dla siebie i można przestać w każdej chwili wedle widzimisię.

Powinnam zapewne uczcić to w jakiś sposób, upiec tort i podzielić się przepisem albo coś w tym stylu, ale że jestem kompletnie nieprzygotowana to tylko wszystkim bardzo podziękuję i powiem, że was bez wyjątku kocham :) *

Właściwie przepis na tort też mogę dać, skoro opisuję dzisiaj książkę o ciastach...




Do czasu wydania Fajna babka/ale ciacho była to jedyna tego typu książka na polskim rynku - wydana w 2000 roku pozycja Ewy Kmiecik jest zbiorem przepisów na różne słodkości w wydaniu laktowegetariańskim, czyli z produktami mlecznymi, ale bez jajek. Nie muszę chyba mówić, co to znaczy dla kogokolwiek, kto myślał o przejściu na weganizm - o ile na zdrowy chłopski rozum zastępuje się mleko sojowym, śmietanki wegańskie też już są dostępne i z margaryną można się jakoś uporać, to jajka niestety są dla większości bardzo wysokim progiem bo trudno jednak uwierzyć, że coś bez nich wyjdzie (jak już się uwierzy to jest zupełnie inna rozmowa, ale każdy musi przekonać się na własną rękę). Dlatego dla początkujących tak ważne są przepisy bez ich udziału, takie, przy których nie trzeba kombinować, i dlatego Ciasta są ważną pozycją na naszym rynku.

Książka zawiera prawie 140 przepisów uszeregowanych tematycznie oraz krótki wstęp zawierający kilka rad dla pieczących, przepisy na podstawowe dodatki oraz konwersję miar i wag na szklanki i łyżki (bardzo przydatną, przez jakiś czas wisiała skserowana na lodówce). Pierwszy rozdział to pieczywo, słodkie i słone, i jest on naprawdę wyczerpujący dla kogoś kto nie jest obsesyjnym piekarzem - znajdziemy tu różnorodne bułki, domowe obwarzanki, bagietki i chleby z dodatkami. Większość z nich bazuje na drożdżach i ciepłym mleku, więc nie ma tu żadnej filozofii konwersyjnej, po prostu bierzemy mleko sojowe i wszystko działa. W drugim rozdziale znajdują się przepisy na słodkie wypieki drożdżowe i tutaj już pojawia się masło i ser, z rzadka śmietana. Nadal są to dość proste i smaczne przepisy, ale początkujący weganin będzie musiał poszperać żeby upewnić się, czy ciasto mu na pewno wyjdzie - bardziej zaawansowani nie zauważą nawet, że trzeba cokolwiek zmieniać.

Największe ale mam do następnych dwóch rozdziałów, czyli Ciast z owocami i Tortów, a mianowicie - ciasta nie rosną. Żadna baza pod tort z tej książki, a wypróbowałam trzy, nie wyrosła na więcej niż trzy centymetry, zostawiając mnie za każdym razem wściekłą, biegnącą do sklepu po budyń i serwującą solenizantowi coś między tiramisu a stefanką, bo pożądany "tort" był akurat wysokości bazy pod krem. To, co nie ma specjalnie co rosnąć, czyli przepisy na bazie ciasta kruchego, jest w porządku, chociaż może nieco bez smaku (nie lubię kruchego ciasta). Jest to zdecydowanie najciekawsza część książki, przepisy brzmią naprawdę apetycznie i inspirująco, ale zrażona tymi tortami nie wypróbowałam zbyt dużej ilości, bo ciasta jednak piecze się dla gości a ja nie będę ryzykować, że całość pójdzie do kosza albo będzie udawać spód do tarty. Jeżeli ktoś z was może zarekomendować jeden z przepisów, chętnie się dowiem który. Przepisy z tego działu zawierają często jogurt, śmietanę i twaróg, więc trzeba się trochę bardziej nagimnastykować przy przerabianiu, ale ponieważ wegańskie wersje tych produktów są coraz bardziej dostępne myślę, że w przyszłości nie będzie z tym większych problemów.

Potem mamy ciasta ucierane, które wymagają dość dużo tłuszczu, więc nie mam z nimi większych doświadczeń - wiem, że piernik rośnie jak piernik, czyli prawie wcale:) Do ciasteczek nie mam żadnych uwag, są bardzo smaczne, ciasto dobrze się wałkuje, w większości to typowe polskoimieninowe przepisy, więc mało tu nieznanej egzotyki i można znaleźć swojego ulubieńca. W większości są to jednak przepisy na bazie ciasta kruchego, którego nie lubię, więc nie mogę powiedzieć, żeby mi przypadły do gustu.

Ostatnia część to innego rodzaju słodycze, jak lody, karmelizowane orzechy i galaretki - nigdy żadnego z nich nie wypróbowałam, bo mnie do nich nie ciągnęło, jest tu co prawda przepis na rożki, ale wcale nie chodzi o te z cukierni (prędzej takie jak z opowiadania Murakamiego) więc niespecjalnie się nimi interesowałam.

Mam bardzo mieszane uczucia względem tej książki, bo z jednej strony jest naprawdę solidna i w odróżnieniu od większości książek o wegetariańskich słodyczach nie mydli oczu sałatkami i parfait, tylko rzeczywiście oferuje 130 przepisów na coś, na co nie wpada się samemu i są to propozycje ciekawe, smaczne, zarówno klasyczne jak i oryginalne. Z drugiej strony za bardzo jestem zrażona tymi tortami, żeby ją z czystym sumieniem polecać. Nie jest jednak porażająco droga więc myślę, że warto ją mieć i wypróbowywać przepisy samemu, a dopiero po upewnieniu się, że wychodzą, serwować na wielkie okazje. Tylko kto to wszystko będzie jeść?


Ocena w skali szkolnej: 3+

Co z niej wyniosłam: nigdy, przenigdy nie rób tortu z przepisu, którego nie znasz. Z pozytywnych rzeczy - ciasta bardzo dobrze rosną na dżemie a we wszystkim, co płynne w momencie wkładania do pieca masło da się zastąpić olejem i nic się nie stanie.

Mój ulubiony przepis: zielone bułki i chleb pszenny na miodzie (sztucznym)


Ponieważ nie mogę polecić żadnego tortu z tej książki podam przepis na coś może mało efektownego, ale zaskakująco smacznego jak na wypiek drożdżowy (drożdży też nie lubię): jabłkowe ślimaki. Przepis odbiega nieco od oryginału, gdyż zastąpiłam masło olejem i wynikły z tego inne zaawansowane modyfikacje. Zdjęcia niestety brak, przysięgłabym, że mam, ale nie mam:

2 i 1/3 szklanki mąki
3 deko drożdży  - ja daję pół kostki
3/4 szklanki ciepłego mleka sojowego waniliowego
1/3 szklanki cukru
1/4 szklanki oleju bez smaku
pół kilo obranych jabłek, pokrojonych w kostkę i wrzuconych do wody z cytryną żeby nie ściemniały
łyżka cynamonu
3 łyżki wiórek kokosowych, osobiście omijam

Rozczyn: łyżkę mąki, łyżkę cukru i połowę mleka wymieszać z pokruszonymi drożdżami, przykryć ścierką i odstawić na 15 minut aż urośnie. Wymieszać w misce pozostałe składniki, poza jabłkami i cynamonem. Dodać rozczyn, wymieszać, przykryć ścierką i odstawić na pół godziny aż wyrośnie. Autorka twierdzi, że na godzinę, ja nie widzę sensu.

W tym czasie na posmarowanej olejem patelni poddusić jabłka aż puszczą sok, wymieszać z cynamonem i ostudzić na patelni - powinny zrobić się miękkie i gęste. Można dodać trochę cukru, żeby je zachęcić.

Teraz trudna część - trzeba rozwałkować ciasto drożdżowe. Nikt tego nie lubi. Ja obsypuję kulę ciasta z każdej strony mąką i dopiero wtedy wałkuję; być może ciasto jest wtedy twardsze, ale nigdzie się nie przylepia. Na cieśnie rozkładamy jabłka, i zawijamy w roladę. Ostrym nożem odcinamy 2-4 cm plasterki i każdy kładziemy na blasze. Pieczemy pół godziny do 40 minut (tak jest w książce) w 190 stopniach, aż, wiadomo, zezłocą się i urosną. Nie smakują jak drożdżówki i bardzo dobrze się je podjada w pracy.

Smacznego:)


* tak naprawdę artykuł mnie trochę rozbawił, bo o ile zgadzam się w stu procentach z przedstawieniem schematu pisania, to nie uważam, żeby było w nim coś złego. Tak, tak właśnie prowadzi się tematycznego bloga dla tej grupy docelowej, nie ma w tym nic ironicznego, więcej - jeżeli będziesz naprawdę stosować się do tych zasad, na pewno osiągniesz sukces. Akurat Pionierka nigdy mnie nie zainteresowała, ale czytałam przez dłuższy czas bardzo podobnie prowadzony blog, Joy the Baker, i ten styl decydował (i nadal decyduje) o jego uroku. Nie ma w tym nic złego, że człowiek do śniadania chce sobie poczytać coś miłego i radosnego, co nie wymaga aktywności zaspanego umysłu i nastraja pozytywnie na cały dzień. Do tego właśnie blogi służą - zamiast czytać poniekąd przypadkowe zestawienie artykułów w gazecie, wchodzimy do kogoś, kogo znamy, po kim wiemy, czego się spodziewać i on właśnie to nam daje. Nie widzę powodu do szyderstwa w tym, że ktoś znalazł wzór na sukces.


Ale z tym kochaniem to przesada.

1 komentarz:

  1. dzięki za recenzję książki :) kilka razy przymierzałam się do niej na allegro (co prawda nie wiem nadal czy się zdecydować, ale już wiem nieco więcej) i za linka do artykułu - sama nie czytam za często gw więc mogłoby mi umknąć - w kwestii komentarza własnego w pełni się z Tobą zgadzam :)

    OdpowiedzUsuń

Pisz na temat :>

Ranking i toplista blogów i stron