Ogólnie rzecz biorąc nie lubię rzeczy wymagających przygotowywania ich dłużej niż mnie to bawi, czyli jakieś pół godziny; z tego powodu nie zrobiłam biscotti ani razu od mojej pierwszej próby, kiedy to dla odmiany upiekłam 4 rodzaje i stałam w kuchni pół dnia... Ale obejrzałam sobie Melancholię, bardzo mi się spodobała i odczułam taki przypływ chęci do życia, że nawet biscotti mi nie straszne. To zrobiłam.
Podstawowy przepis to Biscotti z zieloną herbatą z Vegan Cookies Invade your Cookie Jar, ale z braku orzechów włoskich postanowiłam do nich napchać wszystkiego, co się nawinie: siekanych żurawin, wiórków kokosowych, a nawet pestek dyni. Całość wyszła przepyszna, a wiórki były z tego wszystkiego najlepszym pomysłem, bo świetnie komponują się z zieloną herbatą.
1/4 szkl mleka sojowego
4 łyżeczki sproszkowanej zielonej herbaty matcha - nie, nie można użyć zwykłej
2 łyżki zmielonego siemienia lnianego
1/3 szklanki oleju
pół szklanki cukru, użyłam brązowego
półtorej szklanki mąki
2 łyżki mąki ziemniaczanej
łyżeczka proszku do pieczenia
1/4 łyżeczki soli (w sensie szczypta)
garść posiekanej, suszonej żurawiny
pół szklanki wiórków kokosowych
1/3 szklanki pestek dyni (a właściwie dodawajcie ile macie ochotę)
W misce dobrze wymieszać mleko ze sproszkowaną herbatą. Powoli dosypywać siemię lniane, ubijając masę trzepaczką. Dodać olej i cukier i wszystko dobrze wymieszać. Dosypać wszystkie pozostałe składniki, cały czas mieszając i wgnieść ręcznie dodatki. To było łatwe.
Rozgrzać piekarnik do 180 stopni i wyłożyć ciasto na blachę z papierem śniadaniowym - za nic nie chcecie, żeby ono się wam przykleiło do blachy. Formujemy taki duży, płaski wałek, szerokości ok 10 cm i grubości ze trzech; może być zupełnie prostokątną cegłą, ale ładniej wygląda, jak ma zaokrąglone brzegi. Pieczemy pół godziny, aż trochę urośnie i stwardnieje; może się trochę zezłocić i popękać. Wyjąć do ostygnięcia, to niestety nie koniec.
Kiedy paskud ostygnie, czyli po jakiejś godzinie, którą mądry człowiek wykorzysta w pożyteczny sposób, należy ciasto pokroić na mniej więcej półtoracentymetrowe pasy, położyć bokiem na blasze i piec dalej w 160 stopniach, przez następne 20-25 minut, aż się zezłocą i wyschną na amen. Do tego najlepiej by było, gdyby je przewrócić na drugą stronę w połowie pieczenia. Wyjąć, i jeść jak ostygną. Uff.
Są przepyszne i znikają o wiele szybciej, niż się je robiło, co jeszcze bardziej wzmaga frustrację osoby, która spędziła 2 godziny łażąc dookoła kuchni.
Wygląda fajnie bardzo, maybe someday...
OdpowiedzUsuńJa nigdy nie czekałam aż ostygnie: kroiłam dziada na gorąco zostawiając włączony piekarnik i piekłam je dalej:) Wychodziły tak samo pyszne.
OdpowiedzUsuńBiscotti z takimi dodatkami jeszcze nie jadłam, przynieś mi kiedyś do Kwadratu, proszę!!! :))
Świetnie wyglądają :)
OdpowiedzUsuńMelancholia na mnie też zrobiła niesamowite wrażenie......
Pozdrawiam :))
zielona herbata matcha jest niesamowita, widziałam ją już też na blogu http://japonskakuchnia.blogspot.com/ i mnie szalenie intryguje
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Monika
www.bentopopolsku.blogspot.com
Ja się boję je kroić, bo to ciasto wychodzi strasznie kruche, kiedy jest gorące. Jeżeli bedziesz pracować w Kwadracie za półtora roku to ci przyniosę, bo taką mam częstotliwość pieczenia:)
OdpowiedzUsuńMonika, ta herbata smakuje jak herbata, nic szalenie oryginalnego, pasuje przez to głównie do bardzo słodkich produktów.
Super :-) A bez herbaty próbowałaś? Bo nie dysponuje.
OdpowiedzUsuń