Mięsożercy są zazwyczaj szczerze przekonani, że wegetarianie odżywiają się przede wszystkim soją i to w zastraszających ilościach - żeby dorównać ilości zjadanego przez nich mięsa (która jest 3-10 razy większa, niż zapotrzebowanie ciała na białko. A do tego dochodzi jeszcze nabiał...). Na dodatek, ponieważ te biedne istoty nocami śnią o golonce i frankfurterkach, zaspokajają swoje potrzeby dziwacznymi substytutami wędlin, produkowanymi niewątpliwie przez jakichś potomków dra Frankensteina, bo przecież żaden normalny człowiek by tego nie wymyślił.
Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej - prawie żaden wegetarianin czy weganin tego nie je, poza początkowym zachłyśnięciem się możliwością, rzeczywistą tęsknotą za smakiem( która szybko mija - mi w tej chwili zapach mięsa nie kojarzy się w żaden sposób z zapachem jedzenia i nie wywołuje żadnej reakcji organizmu) i małą wiedzą na temat tego, co ma właściwie jeść. Tak naprawdę największym rynkiem zbytu dla tego typu produktów są alergicy, którzy nie mają wyboru i muszą zrezygnować z szynki i kotleta, oraz wegetarianie z powodów religijnych (tak, w Polsce nie mieszkają sami katolicy), którzy również mają ochotę na jakąś namiastkę produktów mięsnych.
Po co to jeść, skoro to jest sztuczne? Nie bardziej sztuczne niż napuchnięta środkami chemicznymi, umyta z pleśni szynka :D
Ponieważ lubię eksperymenty, od lat sukcesywnie kupuję takie produkty i sprawdzam, co w nich takiego. Poniżej subiektywny przegląd produktów, a nuż się komuś przyda:
- kotlety sojowe i spółka: kostka sojowa, krajanka sojowa, flaki sojowe itd. najbardziej znany i widoczny produkt na półkach. Produkowane z tak zwanego TVP, czyli teksturowanego białka sojowego - tego, co zostaje z ziaren po wytłoczeniu z nich oleju sojowego. Jak kto lubi, ja tego nie tykam, jeżeli nie muszę. Do jego zalet należy to, że przejmuje smak substancji płynnej, w której jest gotowane.
- parówki sojowe: z wielu różnych firm, każda ma inny smak i nie wszystkie są dobre, trzeba je po prostu wypróbować. Są takie w folii, na tacce, w słoiku i w puszce; ja najbardziej lubię parówki wędzone Polsoi, te z puszki są średnie
- pasztety sojowe w plastikach: jak wyżej. Naturalne, z przyprawami, z warzywami. Z lubczykiem niejadalne, ogólnie odstrasza mnie zapach, bo smak da się przeżyć (poza lubczykowymi). Niektóre parówki i pasztety zawierają białko jajka, więc trzeba sprawdzić skład.
- pasztet myśliwski w kiełbasce: nazwa jest po prostu boska :D Rzecz jasna żaden szanujący się wegetarian go nie dotknie, a szkoda, bo IMHO to najsmaczniejszy z tego typu produktów: zrobiony z tofu, barwiony naturalnie, dobrze przyprawiony, ma różowawy kolor i zachęcający zapach.
- pasztet francuski w kiełbasce: śmierdzi jak rasowy pasztet z biedronki:P Do tego kolorystycznie przypomina zwierzęcy oryginał. Smakowo nie jest aż tak źle, zdecydowanie dobry produkt, jeżeli ktoś tęskni za mięsnym pasztetem.
- sznycel wegetariański: nie kupujcie tego, smakuje jak bułka. Używając go w hamburgerach otrzymujecie niepowtarzalny smak bułki w bułce :P
- pieczeń wegańska: zadziwiający produkt - nie mam pojęcia z czego - o zadziwiającym smaku - trudno powiedzieć jako - i pasztetowo - staromięsnym wyglądzie. Nadaje się na kanapki i to chyba jego jedyna zaleta.
- pasztet wegetariański w bloku: nie mam pojęcia, czym się różni od tej pieczeni.
- wędlina sojowa o smakach różnych, plasterkowana: produkt adresowany wybitnie do alergików, ponieważ pachnie szynką, smakuje szynką, jest obślizgłe jak szynka i można się na to spokojnie nabrać. Gdyby nie ta szynkowość, byłby całkiem niezły. Może wyprodukujecie szynkę o smaku soi?
Na tym kończy się moja wiedza o substytutach sojowych. Może ktoś ma coś do dodania? Zapraszam do komentarzy.
Ja mam odmienne zdanie o kotletach sojowych. Są bardzo dobre, jak na tekture ;).
OdpowiedzUsuńKupiłem parę razy pasztet pieczarkowy Primaviki - był bardzo smaczny, inne np. firmy Sante przeładowany chemią - nie polecam. Dla mnie reszta produktów to śmieci, łącznie z tofu które jest obrzydliwe ;P
michu
Od kotletów wolę osobiście krajankę albo granulat - to pierwsze dobrze przyrządza mój luby (w przeciwieństwie do mnie), to drugie świetnie nadaje się do spaghetti a'la bolognese.
OdpowiedzUsuńPasztet sojowy z lubczykiem mi smakuje! A raczej smakował, bo Polgrunt już go nie robi. Obecnie ani Sante, ani Orico (czyli Polgrunt) nie mają wegańskich pasztetów.
Parówki sojowe z puszki są z jajkiem, więc nie dla wegan. Polsoi są za to super, ale drogie; ostatni raz jadłam je kilka miesięcy temu. Z Polsoi są jeszcze burgery - roślinne i słonecznikowe, chyba obydwa z soją/tofu, bardzo smaczne.
Pasztet myśliwski w kiełbasce rządzi! Pyyyyyychaaaa :D
My z lubym rzadko jadamy soję, a jeśli już, to raczej mleko sojowe i tofu, czasami jeszcze wędlinkę sojową (mniam ;p). Pasty do kanapek wolimy robić z groszku albo z marchewki niż kupować gotowe.
Pozdrawiam, świetny blog. :)
Parówki sojowe- na samą myśl mną trzęsie. Z czystej ciekawości kupiliśmy raz jakieś zapuszkowane- no niestety, nie dało się tego jeść.
OdpowiedzUsuńOsobisty pożera kotlety sojowe i paprykarz warzywny Sante.
Ja dziękuję ;) Wolę sobie soczewicę ugotować, zrobić sałatkę z cieciorką, a na kanapki guacamole przyrządzić ;)
pozdrówka
ja widziałam kiedyś kaszankę wegetariańską - wyglądało źle...
OdpowiedzUsuńA ja parówki sojowe bardzo lubię, w przeciwieństwie do mięsnych :D No i granulat sojowy - dobrze doprawiony w gołąbkach trudno odróżnić od mięsa. Pasztet lubię tylko robiony samodzielnie, ale z mięsnym mam tak samo - może dlatego ze nie jem chleba więc zwykłęgo nie mam do czego zjeść :)
OdpowiedzUsuńNo sori, ale kotlety sojowe kojarzą mi się z suchą karmą. Taką dla psów/kotów. Raz dałam się namówić na spróbowanie tego, ale w smaku też nie było to to.
OdpowiedzUsuńTak w ogóle to świetny blog, dopiero teraz na niego trafiłam. Nie jestem co prawda wegetarianką, ale i tak głównie żywię się bezmięsnie. Mięso to tak raz na dwa/trzy tygodnie i to w małych ilościach.
ja jem masowo paprykarz warzywny sante pychota. primaverka robi za slone pasztety i kupuje je bardzo rzadko, wole zrobic wlasnorecznie paste, np z awokado czy cieciorki. co do polgruntu to polecam wedline o smaku salami, wyglada jak salami i smakuje 'podobie'. super wyglada na kanapkach z górą warzyw. nie tesknie za smakiem miesa wogole, ale taka wedlina to fajne urozmaicenie i mozna nabrac rodzine, ktorej zreszta tez bardzo smakuje :)
OdpowiedzUsuń