czwartek, 21 lutego 2008

Bibliofagia

Dzisiaj nie będzie nic jadalnego, w sensie dosłownym.

Rano, w porze śniadania, jechałam sobie pociągiem i w czytanej przeze mnie książce, którą ktoś mógłby wydać po polsku (taka dygresja) trafiłam na anegdotkę o bibliofagii, czyli jedzeniu książek, dosłownie. W owej anegdotce powiedziane było, że książki się zjada po to, by przejąć karmę autora... postanowiłam poszperać:

Pod hasłem "bibliofagia" w google wyskoczyły mi tylko strony po hiszpańsku i portugalsku, nie mające zbyt wiele wspólnego z tematem. Jedna była sensowna, chociaż z nowych rzeczy doniosła mi tylko o istnieniu "Uniwersalnej Historii Niszczenia Książek". Zawsze coś.

W zamian gugle zaoferowały mi "bibliofobię". Lęk przed książkami wydał mi się zabawny, więc kliknęłam, i tym razem znalazłam strony po polsku, niestety głównie te wyliczające różne dziwne fobie. Tam znalazłam linka do http://www.phobialist.com/ która nasunęła mi pomysł poszukania pod "bibliophagia". Wreszcie jakieś rezultaty po angielsku, z których wynika, że rzeczona skłonność jest jednym z bibliotropizmów - i tyle. Bibliotropizmy muszę jeszcze potropić, tak łatwo się nie poddaję.

Mierne ma internet wiadomości o książkach...

Żeby nie pozostawić nikogo bez śniadania - jadalna książka:


Można taką zjeść na Międzynarodowym Festiwalu Jadalnych Książek, jeżeli ktoś ma ochotę :)

2 komentarze:

  1. A z czego ta książka? To ciasto wygląda trochę jak na naleśniki, ale to chyba nie to...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, na pewno nie naleśniki. Stawiam, że to szarlotka na kruchym cieście, taka typowo amerykańska (normalnie występuje z kratką na wierzchu, tutaj, jak widać, ktoś postanowił zrobić literki.

    OdpowiedzUsuń

Pisz na temat :>

Ranking i toplista blogów i stron