To chyba będą ostatnie czerwcowe pudełka, bo nie będę zostawać w pracy tak długo, żeby jeść regularne drugie śniadanie. Nie są zbyt kreatywne, bo ostatnio byłam ciągle śpiąca i brałam to, co było :)
Po lewej: sałata z marynowanymi cebulkami - mój klasyk
Pośrodku: sojecznica z tempeh
Po prawej: bagietka pokrojona w kawałeczki
Wypróbowałam sposób na sojecznicę zamieszczony w Vegan Brunch, który różni się od mojego kolejnością przygotowania - najpierw podsmaża się tofu, a kiedy się zezłoci, dolewa wodę z przyprawami. Wydawało się to fajne, ale wyszło bardzo słone i suche, więc chyba zostanę przy swoim tradycyjnym sposobie.
Po lewej: plasterki mortadeli sojowej i smażonego tempeh - mało oryginalnie
Pośrodku: placuszki ziemniaczane z czarnym sezamem
Po prawej: sałata, sama, bo nawet cebulki mi się skończyły :)
Przy okazji mogę zdradzić sekret - wszyscy się zastanawiają jakim cudem nie rozwalają mi się kotlety ziemniaczane bez jajka. Odpowiedź brzmi - robię je z puree w proszku :P Nienawidzę obierać ziemniaków...
Jednak co placki czy kotlety z ziemniaków prawdziwych, to z prawdziwych:) Kupa z nimi roboty, ale warto. Moje się tylko trochę rozwalają, daję łyżkę mąki ziemniaczanej i bułkę tartą do środka, a masę ziemniaczaną wzbogacam podsmażoną cebulą i cukinią bądź liściem kapusty. I dają radę:)
OdpowiedzUsuńPozdro
Nie no, placki to ja też robię z prawdziwych (surowych), ale kotletów (z gotowanych) - nie:) Zapewne jest duża różnica dla smakosza, tylko że ja osobiście nie przepadam za gotowanymi ziemniakami, podobnie jak za grzybami, i jem tylko z braku laku.
OdpowiedzUsuń