Przez dłuższy czas usiłowałyśmy z koleżanką wymyślić dobry polski odpowiednik tofu scramble. Po odrzuceniu mniej lub bardziej dziwacznie brzmiących nazw i burzliwej dyskusji, czy kotlet to nazwa własna czy też nazwa kształtu i sposobu podania nie wymyśliłyśmy nic ładniejszego od: sojecznica.
Jeżeli macie inne pomysły, zapraszam do dopisywania.
W każdym razie dzisiaj będzie sojecznica. Przepis - raczej pomysł - znalazłam dawno temu na niemożliwej w tej chwili do zidentyfikowania stronie amerykańskiej nastoletniej gotki - weganki, ale ponieważ i tak zapomniałam, na czym polegał, możemy uznać, że ten będzie mój:
Do miseczki wlewamy trochę ciepłej wody (z 5 łyżek), wsypujemy szczyptę soli, szczyptę kurkumy (chyba że lubicie, żeby jedzenie wyglądało jak po LSD), pieprz ziołowy do smaku. Ja dodałam jeszcze 3 rozgniecione ziarenka jałowca, bo podobno wg indyjskiego systemu żywienia pasuje do mojego organizmu, a ja lubię dziwne pomysły. Mieszamy.
Bierzemy tofu - tyle, ile zamierzamy zjeść, ja miałam ok 5 deko - i wkruszamy je do kolorowej wody. Jeżeli macie możliwość wybierania w rodzajach, to weźcie miękkie, nie to do smażenia. Mieszamy dokładnie przez chwilę, żeby cały ser nasiąkł mieszanką przypraw i zostawiamy na chwilę - w międzyczasie można zrobić sobie herbatę, sałatkę albo dostać się do okupowanej rano łazienki.
Po kilku minutach odlewamy nadmiar płynu (nie cały, tylko większą część, żeby nie zrobiła się zupa), dodajemy łyżeczkę musztardy i mieszamy dokładnie, żeby tofu tą musztardą oblepić, a potem wrzucamy na rozgrzaną patelnię i smażymy. Długość smażenia dowolna, w zależności od tego, jak bardzo ściętą lubimy oryginalną jajecznicę, ale jeżeli wolicie takie półpłynne to radzę odlać trochę mniej wody w poprzednim etapie - chodzi o to, żeby zdążyło trochę się przesmażyć i zmienić konsystencję. Ja jem zawsze wysmażoną na wiór, więc nie miałam większych problemów :)
To jest moja piękna sojecznica na sałatce z młodych liści sałaty i średniego pomidora posypanych ziołami prowansalskimi. Zdjęcie trochę się przekolorowało (co widać po pomidorach), ale produkt ostateczny wygląda całkiem jak jajecznica i ma taką samą konsystencję. Smakuje oczywiście inaczej, ale to głównie sprawka tego, że miałam ochotę na musztardę :D W ramach dodatku herbata Pu-Erh pomarańczowa, która bardzo dobrze się z musztardowym posmakiem skomponowała :)
Werdykt ogólny - pyszne.
może to nie pomysł na śniadanie, ale polecam smażone tofu z warzywami na patelnie hortexu (z przyprawą włoską) i orzeszkami arachidowymi (nie solonymi)
OdpowiedzUsuńFakt, na śniadanie raczej nie, ale zgadzam się, że dobre :) Bardzo lubię smażone orzeszki.
OdpowiedzUsuń