Największy pączek, jakiego zrobiłam, plus jabłko (coś musi wchłonąć ten tłuszcz) i moja ostatnia faworytka herbaciana - zielona o smaku (a nie tylko aromacie) waniliowym.
Zrobienie pączków wegańskich okazało się dość łatwe (pomijając męcząco-frustrujący proces lepienia ładnych kulek), nie użyłam żadnego z krążących po sieci przepisów z tofu, bananem czy czymśtam. Zredukowałam po prostu oryginalny przepis o zbędne wg mnie jajka, mleko zastąpiłam sojowym i tyle. Nie smażyłam też na głębokim tłuszczu, tylko z obu stron, jak racuchy albo kotlety, i okazało się to dobrym pomysłem - pączki są zdecydowanie mniej tłuste niż zazwyczaj, a to zawsze odstraszało mnie od domowych.
Na przyszły tydzień zostawiłam sobie poważniejsze wyzwanie - wegańskie chruściki.
wegetarianie potrafią sobie poradzic ze wszystkim :-)
OdpowiedzUsuńi na smaku się nie traci.