Zastanawia mnie czasami taki dość nieracjonalny sprzeciw wobec jedzenia niektórych rzeczy na śniadanie (albo na kolację): można zjeść smażoną na patelni jajecznicę z pieczarkami, z papryką, z cebulą, nawet z ziemniakami, ale same smażone pieczarki, papryka czy ziemniaki nie pasują nam do niczego poza obiadem... gdzie tu logika? Nikt nam przecież nie każe pławić ich w hektolitrach tłuszczu i panierować; możemy zjeść lekki, podsmażone, podduszone warzywa same w sobie, taki sympatyczny jesienny posiłek na nadchodzące deszczowe dni.
Na mojej patelni znalazły się, pokrojone "na ząb":
2 średnie pieczarki
pół czerwonej papryki
pół białej papryki
jeden mięsisty pomidor
ząbek czosnku
garść kostek polenty
Wszystko podsmażyłam na 3 łyżkach oliwy z suszonym tymiankiem, podlałam sosem sojowym z dodatkiem łyżki sztucznego miodu i pieprzem, posypałam świeżą bazylią przed zjedzeniem.
.. a na obiad buła z pastą fasolową.
OdpowiedzUsuńJa nie mogę się pozbyć tradycyjnego podejścia do śniadania, ech.
To cię jeszcze bardziej zaskoczę: na obiad był warzywny placek z kruszonką z płatków owsianych :D
OdpowiedzUsuńWychodzi na to, że zrobiłaś leczo po polsku. Za to ten placek warzywny mnie zaintrygował.
OdpowiedzUsuń