Jestem z zasady przeciwna sojowemu mięsu, serom i tym podobnym rzeczom, uznając, że jakość jedzenia powinna istnieć sama w sobie, a nie w odniesieniu do czegoś dawnego, tak jakby ciasto z tofu było akceptowalne li i jedynie jako ubogi kuzyn ciasta z serem, przeznaczony tylko dla nieszczęśników, którzy już naprawdę tego sera nie mogą, ale - w domyśle - bardzo by chcieli i żałują tego w każdej sekundzie życia.
Tej pasty kanapkowej jednak nie da się nazwać inaczej :D Po prostu smakuje jak tuńczyk z puszki. Albo jak wędzony kurczak, to wersja mojej współlokatorki - oceńcie sami:
Przepis:
paczka wędzonego tempeh (taka próżniowo pakowana, nie wiem, ile to jest)
oliwa
łyżka soku z cytryny (świeżego)
łyżeczka granulowanego czosnku (chodzi o taką przyprawę, nie o świeży)
pieprz
sól
ewentualnie sos imbirowy, który ja dodałam - odrobinkę, bo jest baaardzo pikantny...
Tempeh pokruszyć na kawałki do miseczki i dodać wszystkie przyprawy (soli po trochu) oraz sok z cytryny. Wlać na próbę 3-4 łyżki oliwy i zacząć miksować blenderem na gładką masę. Jeżeli nie chce się miksować, dolewać powoli oliwę tak, żeby całość stała się kremowa. Odstawić na 5 minut, żeby przyprawy się związały, spróbować i ewentualnie doprawić.
Tutaj na prześwietlonym zdjęciu z chlebem cebulowym i kawałkami cukinii.
Przepis został zainspirowany pasztetem z tempeh z tej strony, ale to czysta inspiracja - uznanie, że można go zmiksowac na pastę i tyle :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz na temat :>