Ja zaczęłam mój blog przede wszystkim pod wpływem Vegan Lunchbox - skromnego wizualnie bloga o niezmienionym od lat wyglądzie, prezentującego zawsze tak samo zrobione zdjęcia niesamowicie kreatywnych drugich śniadań, jakie autorka robi(ła) dla swojego synka. Na tej stronie nigdy nie było żadnych fajerwerków, żadnych eksperymentów ze światłem, kątem, dekoracją - szybkie zdjęcie zrobione rano i opisane bez żadnych anegdot, bez cytatów, stylizowania się na pisarkę i lizania palców w samym fartuchu.
Na drugim biegunie moich ulubionych blogów pasuje się What the hell does a vegan eat anyway? bazujące na skrajnie odmiennej idei - starannie dobrany szablon, zaprojektowany banner, duże, stylizowane zdjęcia, za każdym razem inaczej zrobione, chociaż połączone jedną stylistyką - i żadnych lub bardzo mało przepisów, tylko wymienione nazwy potraw, czasami linki, czasami krótkie objaśnienie co i jak, ale generalnie nic poza zdjęciami.
Są też blogi bazujące na mniej lub bardziej wątpliwej erudycji autora/autorki, pełne cytatów, poetyzujących opisów, zmian narracji, ozdobione lub nie mało amatorskimi lub półprofesjonalnymi zdjęciami. Są blogi bazujące na dizajnie, są bazujące na poczuciu humoru i osobowości autorki/autora, są takie, na których pojawiają się tylko przepisy i takie, na których przepisów nie ma wcale. Nie ma więc jednego wzoru postępowania, każdy pokazuje to, co jemu wydaje się najważniejsze - ale co jest najważniejsze dla czytelnika?
Chciałam o to zapytać was - jako moich czytelników ;) Co jest dla was wyznacznikiem dobrego bloga kulinarnego? Czy ważny jest jeden element, czy wszystko, czy sposób prezentacji wygrywa nad podmiotem prezentacji, co myślicie o dużych, kolorowych zdjęciach - po prostu jakie jest wasze zdanie na ten temat. Nad postami przez miesiąc powisi sobie ankieta, ale zapraszam też do komentowania tutaj - dzielenia się przemyśleniami, linkami, wykłócania z innymi i proponowania innych elementów, których ja nie zauważyłam.
Wypowiadając się jako pierwsza - nie znoszę, w żadnej dziedzinie, przerostu formy nad treścią. Owszem, lubię popatrzeć sobie na zdjęcia, ale gdybym z jakiegoś powodu miała zrezygnować z przeglądania 3/4 blogów, na które wchodzę, zostawiłabym te z tzw "zdjęciami poglądowymi" lub bez, z czytelnym menu i ciekawymi przepisami w których widać kreatywność kulinarną autora/autorki, a nie jej/jego osobowość i autopromocję. Jest to dokładnie ten sam powód, dla którego nie poważam Nigelli - w jej książkach nie ma ani śladu nowatorskich przepisów, wszystko widziano już 50 razy, a ona sama bazuje na sprzedawaniu siebie jako osoby, nie dobrej kuchni. Mam nieodparte wrażenie że spotkanie z Nigellą i próba porozmawiania z nią o jakichkolwiek jej własnych pomysłach i przemyśleniach skończyłaby się błyśnięciem zębami i propozycją dolania drinka.
Jeszcze jedno - nigdy nie chce mi się czytać długich postów, nawet podzielonych na akapity. Niniejszym więc zapraszam do wypowiadania się i kończę głupim gifem:
