To będzie zbiorowy post na temat moich nikłych aktywności kulinarnych w ostatnim czasie. Najpierw jednak poskarżę się jak bardzo, strasznie, nie do wytrzymania wścieka mnie nowy szablon edycji posta w bloggerze! Włączyłam go przez przypadek i teraz użeram się z każdym zdjęciem dwadzieścia razy bardziej niż poprzednio; poprzesuwanie ich jest trudne a dopisanie tekstu między załadowane najpierw zdjęcia- niemożliwe. Czy ktoś wie, jak mogę przywrócić starą edycję?
Orzechy makadamia. Kto jadł? Dużo o nich słyszałam, że są bardzo miękkie, kremowe, że mają dużo tłuszczu, więc trzeba je trzymać w odpowiednich warunkach (bo zjełczeją), że są idealne w ciastkach, w deserach, w sosach... No więc kupiłam. Solone, jak się okazało - nie mam w zwyczaju urządzać sobie "darmowych próbek" w supermarketach, więc nie wiedziałam. Nie smakują mi zupełnie: owszem, są dośc kremowe, ale nerkowce też, a dla odmiany nie smakują jak stare masło i chrupki orzechowe. Nie jest tak źle jak z pekanami, które uznałam za większą i droższą wersję orzechów arachidowych, ale na pewno nie staną się moimi ulubionymi. Bez szkody dla smaku będę je zamieniać na nerkowce, moje orzechy nr 1.
Teraz jedzenie. Jeżeli jem coś obfitszego na śniadanie (a nie, tak jak wspomniałam w poprzednim poście, przekładam całego treściwego jedzenia na po zachodzie słońca) to jest to sałatka, często typu
panzanella. Np. taka: złote tofu, pomidory, grzanki i ocet balsamiczny:
Czasami, kiedy znudzą mi się grzanki z zeschłego chleba, produkuję własne pieczywo, głównie na bazie przepisów z Vegan Brunch. Tutaj przepiękne, śliczne, i trochę za "zdrowe" ponieważ użyłam mąki żytniej (co spowodowało, że 1) długo się trzymały 2) wiem to bo nikt ich nie jadł garściami) ciacha kukurydziane w trakcie produkcji:
śliczne, prawda? Zrobiłam też kilka razy różne
scones, z czego najbardziej zasmakowała mi i przyległościom wersja z jabłkami i rozmarynem. Na bazie tejże postanowiłyśmy z koleżanką wyprodukować wersję duszone jabłko-smażona cebula - majeranek; podam przepis jeżeli zdecyduję się wypróbować i okaże się jadalne.
Na koniec podam mój patent na poranna kawę, a mianowicie: filiżanka espresso (lub 50 ml zrobionej mocnej kawy rozpuszczalnej) wymieszane z łyżeczką cukru trzcinowego, kroplą syropu anyżowego i dopełnione mlekiem oraz, w wariancie ogrodowym, kostkami lodu. Proste a robi niespodziewaną furorę, można by pomyśleć, że ludzie pierwszy raz piją kawę z syropem. Szczerze polecam, lepsze od wariantu z syropem miętowym, tylko nie przesadźcie z syropem: kropla na szklankę jest po prostu idealna.