w tym roku wyjatkowo bez tyrad, bo osobiscie nie obchodze i nie mam co jeczec:)
sobota, 23 kwietnia 2011
środa, 20 kwietnia 2011
masełko pomidorowe
Na ogół nie podobają mi się smarowidła na bazie margaryny, ale w zadziwiający sposób zmieniam zdanie kiedy trzeba przygotować kanapki na podróż. Kanapki, które nie zeschną się ani nie rozmoczą - to jest sztuka! Tłuszcz stały jest do tego najlepszy, ale jakoś nie mam ochoty smarować samą margaryną (i nie mówię tu o tej przeznaczonej do smarowania pieczywa, bo takiej wegańskiej nie widziałam, ale o czystym tłuszczu palmowym typu Planta). Postanowiłam więc jakoś go urozmaicić i padło na suszone pomidory.
Na 4-5 podwójnych kanapek:
50 g bardzo miękkiej margaryny
mała garść suszonych pomidorów (całych)
łyżka ziół prowansalskich
pół łyżeczki soli
pół łyżeczki świeżo zmielonego pieprzu
szczypiorek
ewentualnie: szczypta soli czosnkowej
suszone pomidory zalać w filiżance gorącą wodą i odstawić, aż zmiękną. Posiekać bardzo drobno szczypiorek. Margarynę wymieszać z ziołami, pieprzem i solą, dodać odciśnięte pomidory i zmiksować na gładką masę. Dodać szczypiorek i dobrze wymieszać. Można też drobno posiekać pomidory i wszystko wymieszać; wtedy najpierw należy rozgnieść widelcem margarynę z przyprawami, żeby całość była dobrze doprawiona.
Moje kanapki zawierają sałatę i sojowe salami, do tego mam jeszcze moją ulubioną sałatkę fasolową.
Na 4-5 podwójnych kanapek:
50 g bardzo miękkiej margaryny
mała garść suszonych pomidorów (całych)
łyżka ziół prowansalskich
pół łyżeczki soli
pół łyżeczki świeżo zmielonego pieprzu
szczypiorek
ewentualnie: szczypta soli czosnkowej
suszone pomidory zalać w filiżance gorącą wodą i odstawić, aż zmiękną. Posiekać bardzo drobno szczypiorek. Margarynę wymieszać z ziołami, pieprzem i solą, dodać odciśnięte pomidory i zmiksować na gładką masę. Dodać szczypiorek i dobrze wymieszać. Można też drobno posiekać pomidory i wszystko wymieszać; wtedy najpierw należy rozgnieść widelcem margarynę z przyprawami, żeby całość była dobrze doprawiona.
Moje kanapki zawierają sałatę i sojowe salami, do tego mam jeszcze moją ulubioną sałatkę fasolową.
niedziela, 17 kwietnia 2011
Sałatka piknikowa
Na stronie fanowskiej na Facebooku możecie podziwiać zdjęcia z wiosennego pikniku, a tutaj podzielę się przepisem na naprawdę pyszną sałatkę makaronową. Miałam ochotę na jej zrobienie od jakiegoś czasu, ale pogoda ciągle uniemożliwiała nam wyjście - a co za sens robić sałatkę z makaronem w kształcie Hello Kitty jeżeli nikt nie będzie jej podziwiał?
100 g ugotowanego drobnego makaronu o zabawnym kształcie
puszka ugotowanej brązowej soczewicy
1,5 szklanki ugotowanej zielonej fasolki szparagowej (chciałam zrobić sałatkę z groszkiem, ale nigdzie nie mogłam znaleźć mrożonego; z marchewki nie będę wydłubywać a puszkowanego nie znoszę)
garść namoczonych rodzynek
sos:
łyżka zmielonego siemienia lnianego
łyżka zmielonych pestek słonecznika
łyżeczka ziół prowansalskich
szczypta kolendry
szczypta chili
sól, pieprz
3 łyżki soku z cytryny (ewentualnie trochę wody)
oliwa z oliwek
W kubku mieszamy wszystkie składniki sosu roztrzepując widelcem i dolewając powoli oliwę. Kiedy stwierdzicie, że jest jej już dosyć jak na wasz gust a sos jest nadal zbyt gęsty możecie dodać trochę wody. Całość powinna lekko się pienić.
Odstawiamy sos na kilka minut, żeby się przegryzł i mieszamy składniki sałatki. Dodajemy sos i przekładamy do pojemnika ze szczelną nakrętką.
Na pikniku: ser migdałowy z żurawiną, owsiane muffinki, sałatka, ryż z warzywami i zielony sok.
100 g ugotowanego drobnego makaronu o zabawnym kształcie
puszka ugotowanej brązowej soczewicy
1,5 szklanki ugotowanej zielonej fasolki szparagowej (chciałam zrobić sałatkę z groszkiem, ale nigdzie nie mogłam znaleźć mrożonego; z marchewki nie będę wydłubywać a puszkowanego nie znoszę)
garść namoczonych rodzynek
sos:
łyżka zmielonego siemienia lnianego
łyżka zmielonych pestek słonecznika
łyżeczka ziół prowansalskich
szczypta kolendry
szczypta chili
sól, pieprz
3 łyżki soku z cytryny (ewentualnie trochę wody)
oliwa z oliwek
W kubku mieszamy wszystkie składniki sosu roztrzepując widelcem i dolewając powoli oliwę. Kiedy stwierdzicie, że jest jej już dosyć jak na wasz gust a sos jest nadal zbyt gęsty możecie dodać trochę wody. Całość powinna lekko się pienić.
Odstawiamy sos na kilka minut, żeby się przegryzł i mieszamy składniki sałatki. Dodajemy sos i przekładamy do pojemnika ze szczelną nakrętką.
Na pikniku: ser migdałowy z żurawiną, owsiane muffinki, sałatka, ryż z warzywami i zielony sok.
wtorek, 5 kwietnia 2011
Pieczony ser migdałowy
Robiłam już wielokrotnie serek migdałowy, więc kiedy zobaczyłam na blogu Maple & Spice apetyczny krążek "pieczonej fety" nie wahałam się długo, zwłaszcza, że migdały w domu miałam. Niestety pokopałam trochę proporcje, ponieważ miałam mniej migdałów i zamiast zmniejszyć ilość innych składników, odruchowo wrzuciłam tyle, ile w przepisie. W związku z tym postanowiłam odstawić mieszankę na jakiś czas w ciepłe miejsce, żeby się ścięła - tak jak w tym przepisie. Oryginalny sposób robienia możecie zobaczyć klikając na link powyżej, a ja prezentuję ser taki, jaki sama zrobiłam:
100 g migdałów w płatkach lub zmielonych, mogą być też całe, ale wtedy moczone przez dobę i bez skórki
ćwierć szklanki soku z cytryny (świeżego!)
pół szklanki wody, najlepiej ciepłej lub letniej (ale nie gorącej)
3 łyżki oliwy
ząbek czosnku
1, 1/4 łyżeczki soli
Bierzemy dobry blender i wszystko miksujemy na bardzo, bardzo, bardzo gładką masę. Jeżeli używacie płatków i macie słaby blender, to możecie je też namoczyć w ciepłej wodzie. Zmiksowaną masę odstawiany na pół godziny - godzinę w ciepłe miejsce. Na średniej wielkości sitku rozkładamy duży kawałek podwójnie złożonej gazy albo kwadrat wycięty ze starego, cienkiego prześcieradła i wylewamy na niego naszą masę serową, zawijając materiał bardzo ściśle i lekko odciskając nadmiar płynu. Zawiniątko na sitku na misce przykrywamy talerzem na którym stawiamy coś ciężkiego i odstawiamy najpierw na 2-3 godziny w temperaturze pokojowej, a potem na noc do lodówki. Rano powinniśmy otrzymać ładnie uformowany i w miarę twardy krążek sera.
Teraz: ser mamy piec w 180 stopniach przez 40 minut i ja zrobiłam to w naczyniu szklanym; niestety po wyjęciu dół okazała się być brązowy - nie spalony ale zdecydowanie zbyt upieczony), boki suche a całość niemiłosiernie się kruszyła. Walory smakowe są godne pochwały, ale wydaje mi się, że należy piec go krócej i w niższej temperaturze, np 150 stopniach. Teraz robię drugą porcję, z 300 g słonecznika, ale jest dopiero an etapie odsiąkania i mam co do niej trochę inne plany, więc zdam raport później. Tak czy inaczej - polecam, produkt jest pyszny, rzecz jasna nie spakuje serem ale tego się chyba nikt nie spodziewał... Chociaż właściwie, gdyby go podać gościom nie wyjaśniając co to i zjedliby, a potem zapytać ich, co to było,
pewnie powiedzieliby, że rodzaj sera... zdecydowanie warto spróbować.
Diana doniosła w komentarzach, że ser pieczony w 150 stopniach przez 30 minut wychodzi idealny. Teraz już nie macie żadnej wymówki, żeby nie spróbować:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)