piątek, 20 kwietnia 2012

śmierć vs kanapki

Zamierzałam dotrzymać z tym do piątych urodzin bloga, żeby było tak ładnie i okrągło, ale nie dałam rady; teraz też jest okazja, jestem weganką od równo czterech lat i nie zamierzam tego zmieniać. Zamykam bloga.

Powód jest prosty, miał dawać mi radość, a już jej nie daje. Może ktoś z was pisze z poczuciem misji, ale ja go prowadziłam dla siebie, jako platformę do dzielenia się radością rzeczy małych i domową kreatywnością z innymi. Skończyły mi się pomysły. Nawet jak mam pomysł, to go nie dokumentuję (jest takie zjawisko w psychologii, kiedy ktoś "przypadkiem" się spóźnia, żeby uniknąć konfrontacji, no więc ja "przypadkiem" nie robię zdjęć). Nawet jak zrobię zdjęcia, to na samą myśl o tym, że mam napisać posta odechciewa mi się włączać komputer. Pisanie z przyjemności stało się wiszącym na mnie zobowiązaniem, a ja nie chcę takich zobowiązań. Nie chcę być blogerką, wywiadów na portalach wegetariańskich, artykułu w gazecie, zdjęć z innymi blogerami, kojarzenia mojej osoby z tą, co pisze bloga ani tysiąca fanów na fejsbuku. Na pewno jest ktoś inny, kto to chętnie weźmie. Kiedy zaczynałam, był tylko jeden blog wegański po polsku, teraz jest koło pięćdziesiątki, nikt nie będzie się nudził.

Spokojnie, niczego nie kasuję, blog będzie tu sobie wisiał, po prostu nie pojawią się nowe wpisy. Nie kasuję też strony na Facebooku, bo tam od biedy chce mi się jeszcze pisać, wrzucać linki do artykułów i rozmawiać z ludźmi. Jeżeli przypadkiem mi się odwidzi, napiszę książkę, zostanę księżniczką albo polecę na Marsa uprawiać kosmiczne ziemniaki, dam znać.

Na zakończenie kilka samotnych zdjęć, które nie doczekały się własnych postów:

placki gryczane ze szczypiorkiem i sosem chili

naleśniki w kształcie serduszka (obvious)
ostra pasta z pieczonej dyni

japońskie galaretki, które dostałam na święta

gorąca czekolada w Kwadracie

obiad w krakowskim Momo

magdalenki

gofry z hummusem i żurawiną

pieczone warzywa na piknik

kokosowy sos czosnkowy do warzyw

krakowski targ z ekoziarnami

jednak całkiem żywe i zdrowe kanapki:)


środa, 18 kwietnia 2012

Wegańska Wielkanoc - podsumowanie

Dziękuję wszystkim blogerkom, które wzięły udział w wielkanocnej edycji Wegańskich Świąt. Tym razem przepisów jest nieco mniej, jak się okazuje, dużo ludzi nie obchodzi tego święta i nie ma jakichś specjalnych, ulubionych dań. Tym bardziej ciesze się, że zebrało się tyle przepisów, zwłaszcza na wspaniałe ciasta - pachnące babki, kremowe babeczki, nadziane keksy; na pewno wielu ludzi będzie sięgać po ten zbiór przy różnych okazjach. Może tort cytrynowy na urodziny?

Przepisy podzieliłam na cztery kategorie: osobno posty z menu wielkanocnym, osobno słodkości, ciepłe dania główne oraz zimne przekąski. Pozwoliłam sobie dodać jeden przepis spoza akcji z mojego bloga, zamieściłam go kilka lat temu, to moja ulubiona wielkanocna sałatka i bez niej trudno mówić o świętowaniu:)


WIELKANOCNY STÓŁ

Mój stół na słodko
Stół Greens with Beans
Stół Margety


DANIA NA CIEPŁO


Tofu w papilotkach
Polenta warzywna z pokrzywowym pesto
Wegańska sałatka jarzynowa
Żurek wege
Grzybowy barszcz biały
Placek szpinakowy



DANIA NA ZIMNO


Kruche paszteciki ze szpinakiem
Pasztet z fasoli z suszonymi pomidorami 
Pasztet ze słonecznikiem

Pasztet z groszku z zielonym pieprzem
Sałatka z ciecierzycy z koperkiem i sosem czosnkowym
Ogórki z majonezem


SŁODKOŚCI


Ciasto czekoladowo - orzechowe
Najpyszniejszy keks świata
Baba Juliana
Cross buns
Wegańskie jajka z marcepanu
Piegus Cytrynowo – Makowy
Babeczki na kruchym spodzie 
Czekoladowo- kokosowe babeczki 
Brownies bez mąki i cukru
Babeczki-Mazureczki 
Tort cytrynowy
Pandiramerinetki
WEGAŃSKA PASCHA
Trufle daktylowo-pomarańczowe

Drożdżowa babka o smaku pomarańczowym
Czekoladowy tofurnik z kremem pomarańczowym



Jak zapewne wiecie, przepisy były zbierane na fejsbukowej stronie fanowskiej akcji, która w międzyczasie przeszła metamorfozę i trudno się z niej zbiera linki, więc, choć to mało prawdopodobne, mogłam jakiś ominąć. Jeżeli nie widzicie tutaj swojego przepisu z akcji dajcie mi szybko znać pod tym postem! Natychmiast dokleję link.

Jeszcze raz dziękuję wszystkim bardzo i polecam się na przyszłość:)

środa, 11 kwietnia 2012

Ciasta wielkanocne

Na zakończenie bardzo owocnej akcji Wegańskie Święta wrzucam swoje własne menu świąteczne. Zamiast bawić się w imitacje kiełbasy i podobne klimaty postawiłam na przypadkowe sałatki, pasztet z fasoli i polsojowe nuggetsy w sosie chili:) Zamierzałam zrobić brokuły w sosie chrzanowym i nabyłam nawet ciasto i chrzan, ale brokułów w sklepach zabrakło.... serio! Zamiast tego zabrałam się za pieczenie: upiekłam z siostrą ciastka owsiane, babkę pomarańczową i dwa ciasta. Voila:




BABKA POMARAŃCZOWA która może mieć też inny kształt, ale wychodzi z niego dobra babka:

1,5 szkl mąki
3/4 szkl cukru
łyżeczka sody
pół łyżeczki soli
szkl soku pomarańczowego
1/4 szkl oleju
łyżka octu
łyżeczka wanilii

To właściwie żaden przepis (i za to kochamy kuchnię wegańską): mokre z mokrym, suche z suchym, mokre z suchym na gładko, wlać do bardzo, bardzo dobrze wytłuszczonej formy na babkę i piec 30-35 min w 180 stopniach. Ciasto gotowe kiedy patyczek jest suchy i jeżeli pieczecie w formie "z kominem" to trzeba sprawdzić, czy przypadkiem od wewnątrz i na dnie nie jest jeszcze płynne, podczas gdy z wierzchu i na zewnątrz prawie się spiekło. Może tylko moja kamionkowa forma tak ma.



CZEKOLADOWE CIASTKA OWSIANE z Vegan Cookies Invade Your Cookie Jar

2 szkl płatków owsianych błyskawicznych
1 2/3 szkl mąki
pół szkl kakao
pół łyżeczki sody
pół łyżeczki proszku do pieczenia (tak, oba są potrzebne)
szczypta soli
szkl do półtorej cukru (te amerykańskie standardy....)
2 łyżki zmielonego siemienia lnianego
szkl mleka sojowego
pół szkl oleju
starta na wiórki tabliczka gorzkiej czekolady
cukier waniliowy i ew. aromat migdałowy

To są moje proporcje i to, jak ja robię te ciastka, a są to drugie najlepsze ciastka czekoladowe we wszechświecie*: W wysokiej szklance mieszamy trzepaczką mleko z cukrem, siemieniem, olejem i aromatami. Wszystko co pozostało poza czekoladą mieszamy w dużej misce i powoli, starannie mieszając, wlewamy mokre. Na koniec dodajemy czekoladę i mieszamy kilka razy, od niechcenia: za dużo mieszania skutkuje gumowatymi ciastkami. Nakładamy ciasto łyżką ma wysmarowaną blachę (najlepsza jest okrągła łyżka do lodów) co 5 cm: mi na jedną blachę wchodzi 9 -12 ciastek i zużywam dwie na ten przepis. Pieczemy 15 minut w 180 stopniach i ani chwili dłużej (można chwilę krócej) bo nawet jeżeli wydają się jeszcze mokre, to stwardnieją po upieczeniu. Po 10-15 minutach rozpoczynamy procedurę zdejmowania ich z blachy i do tego czasu powinny już być twarde i ciastkowe. Ludzie zabijają dla nich i sprzedają swoje ciało.



CIASTO MALINOWO- WIŚNIOWE z Vegan Pie in the sky pożyczonego do Wegan Nerda

kilo malinowiśni, mrożonych i nierozmrożonych albo skompociałych i odsączonych (koniecznie!)
5 łyżek mąki ziemniaczanej

na ciasto i kruszonkę:
2,5 szkl mąki
szczypta soli
2/3 szkl oliwy
kilka łyżek lodowatej wody
łyżeczka octu winnego

NA PÓŁTOREJ GODZINY PRZED wstawieniem ciasta wkładamy oliwę w szklance lub plastikowym pojemniczku do zamrażalnika. Wyjmujemy jak zmętnieje i zagęści się, czyli po godzinie. Bardzo, bardzo ważny krok.

Mieszamy mąkę i sól w misce. Powoli dolewamy oliwę tworząc okruszki. staramy się zagnieść okruszki w ciasto dodając po łyżeczce ocet oraz zimną wodę.  ciasto jest gotowe kiedy powstaje z niego gładka, sprężysta kula. Dzielimy je na dwie nierówne części i wstawiamy do lodówki na pół godziny.

Po rozgrzaniu piekarnika wałkujemy większą kulę ciasta i przenosimy ją do formy do tarty lub, jeżeli nie udało się go rozwałkować, co się zdarza najzdolniejszym z nas, wylepiamy ją. Zimne/suche owoce obsypujemy w misce mąką ziemniaczaną i tak obtoczone wysypujemy na ciasto. Z mniejszej jego części robimy kruszonkę i posypujemy wierzch; można zrobić kratkę albo inne cuda, jak kto lubi:) Pieczemy 20 min w 220 stopniach i potem jeszcze 15-20 min w 180.



CIASTO MANDARYNKOWE z tej samej publikacji, przy czym w oryginale są brzoskwinie albo śliwki i w ogóle trochę inny przepis na ciasto, bo zapomniałyśmy dodać oleju i cukru i wyszło i tak dobre:

kilo mandarynek, obranych i podzielonych na cząstki (tak, białe też obrać)
garść cukru pudru wymieszana z łyżeczką cynamonu

pół szklanki drobno siekanych orzechów, wręcz zmielonych na mąkę (można tak i tak)
1,5 szkl mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia (tak, właśnie tyle)
pół łyżeczki sody
szczypta soli
cynamon i kardamon, lub imbir

szkl mleka sojowego
2 łyżeczki octu jabłkowego
1/4 szkl cukru
1/6 szkl oleju


Mieszamy mleko z octem i odstawiamy na 5 minut. Po tym czasie nie robimy tego, co moja siostra i nie zapominamy wymieszać tego z olejem i cukrem. Bez nich wyszło całkiem ok, ale trochę się przyda, więc podałam tutaj zmniejszone ilości.

Mieszamy wszystko suche razem.

W misce mieszamy mandarynki z cukrem i cynamonem tak, żeby je kompletnie pokryć.

Do suchego wlewamy powoli, starannie mieszając mokre, aż powstanie ciasto. Ciasto wylewamy do natłuszczonej tortownicy lub formy do tarty i na wierzchu rozsypujemy lub układamy kawałki mandarynek. Nie bójcie się, ten brązowy cukier spłynie. Ciasto pieczemy 45 min w 180 stopniach i musi zupełnie ostygnąć zanim zabierzemy się do krojenia. Pyszne i bardzo domowe.


Z tego całego przejedzenia nie zrobiłam im zdjęć w świątecznej krasie i muszą wam wystarczyć fotki ciasta, które przejechało pół kraju pociągiem: utrzymało przy tym i kształt, i strukturę, i smak, więc sami widzicie: to naprawdę dobre ciasta! Zdjęcia pojawią się sukcesywnie w przeciągu 2 godzin.



Na koniec, żeby pozostać w miłej atmosferze poczęstuję was piosenką, którą usłyszałam przedwczoraj w sklepie i cały czas za mną chodzi: Siaababamak


* pierwsze najlepsze ciastka czekoladowe świata to Mexican Chocolate Snickerdoodles z tej samej książki. Zdecydowane must have.

sobota, 24 marca 2012

Wegańska Wielkanoc

Bożonarodzeniowa edycja wegańskich świąt cieszyła się dużą popularnością i wielu z was pytało, czy będzie wielkanocna. Tada! :) Dziwnie się z tym czuję, bo sama nie obchodzę Wielkanocy, absolutnie do mnie nie przemawia sposób, w jaki jest ona u nas ochodzona, czyli jako synonim Święta Kiełbasy i Jajek, właściwie wielkie obżarstwo. Może coś się da z tym zrobić? Jak weganie mają obchodzić takie święta?


Tak jak poprzednio prosiłam Was o jak najbardziej nawiązujące do tradycji przepisy, tak teraz mam zupełnie odwrotną prośbę: wymyślmy nową tradycję. Wielkanoc jest celebracją życia, radości, współczucia i obfitości po zakończonym poście - wszystko to przecież wegańskie ideały, prawda?:) Dlaczego mielibyśmy zdawać się na sojowe szynki i sałatki? Dlaczego zamiast potraw z jajek nie uznać jajka za symbol i nie stworzyć wielkanocnego śniadania dookoła zupełnie innego produktu? Może zamiast piec baby i lukrować mazurki zrobimy 15 rodzajów wegańskiego sera? Może wielki stół szwedzki w którym każdy przygotuje coś innego na znak wspólnoty z domownikami?

Na początek chciałabym prosić o podzielenie się menu z poprzednich lat, zapraszam też serdecznie do dyskusji w formie burzy mózgów. Nikt przecież od was nie wymaga żebyście swoje szalone pomysły wcielili od razu w życie:) Dla mnie wizja rodzinnego pikniku z robionymi od podstaw pracochłonnymi daniami odpowiadającymi ilością liczbie uczestników to wspaniały pomysł.

Ponieważ wielkanocne jedzenie to nie tylko śniadanie, ale też ciasta, lany poniedziałek i zapasy na miesiąc akcja kończy się w środę po święcie i jest dużo czasu, żeby podzielić się zdjęciami ze stołu i zrobionymi w ostatniej chwili daniami. Wegańskie baby, surowe mazurki, zielone pasztety, tony sałatek - jest się czym dzielić.




Jak mogę uczestniczyć w akcji?
są dwa sposoby:
- zamieść post z przepisem na swoim blogu i umieść w nim baner akcji wklejając poniższy kod:

<a href=" http://ciekawesniadanie.blogspot.com/2012/03/weganska-wielkanoc.html "><img src="http://tnij.org/wswlknc"></a>

- spisz przepis i wyślij mi go mailem na adres weganskieswieta@o2.pl a ja opublikuję go u siebie na blogu, żeby wszyscy mogli z niego skorzystać.

Gdzie mogę obejrzeć wszystkie przepisy, które dodano?
na dostępnej dla wszystkich stronie akcji: http://www.facebook.com/weganskieswieta
Kiedy już dodasz swój przepis na blogu, koniecznie wejdź na tę stronę i umieść na niej linka, żebyśmy wszyscy mogli go znaleźć! Ewentualnie napisz do mnie maila lub zostaw komentarz z linkiem i sama go umieszczę. Im szybciej, tym lepiej:)

Czy przepisy będą gdzieś dostępne po zakończeniu akcji?
Tak, będą podsumowanie tutaj i cały czas dostępne na fejsbukowej stronie akcji. Zapraszam na nią codziennie po różne głupotki, no i oczywiście -przepisy!


Przed przystąpieniem zapoznaj się z regulaminem:


ZASADY UCZESTNICTWA


1) W akcji "Wegańskie Święta" mogą uczestniczyć zarówno właściciele blogów, jak i osoby nie publikujące nigdzie w internecie. Celem akcji jest zaproponowanie ciekawych wegańskich potraw, które można wykorzystać w organizowaniu mniej tradycyjnej, a bardziej empatycznej uczty Wielkanocnej.
a) Właściciele blogów moga przystapić do akcji publikując u siebie przepis   razem z logo akcji. Następnie informują organizatora przesyłając mu link do posta lub publikując go na stronie fanowskiej akcji https://www.facebook.com/weganskieswieta
b) Osoby nie posiadające bloga wysyłają swój przepis mailem na adres weganskieswieta@o2.pl razem ze zgodą na jego publikację na blogu www.ciekawesniadanie.blogspot.com
c) Przepisy nie muszą zawierać zdjęć. Ewentualne zdjęcie powinno być autorskie.
2) Nie ma limitu przepisów, które może wysłać jedna osoba.
3) Przepisy powinny być autorskie; mogą być inspirowane tradycyjnymi lub znalezionymi w książkach kucharskich. Wysyłając taki przepis na akcję oświadczasz, że jesteś jego autorem/autorką. Jeżeli chcesz użyć cudzego przepisu musisz glośno i wyraźnie to zamanifestować, umieszczając link do oryginalnego przepisu/strony autora lub książki i opisując autorstwo.
4) Akcja trwa od 24 marca do 11 kwietnia 2012 i wszystkie przepisy zostaną zebrane w podsumowującym akcję poście na blogu Śmierć Kanapkom.
5) Wszystkim wolno poczuć się organizatorem akcji i propagować ją na prawo i lewo oraz zgłaszać swoje własne pomysły, które mogłyby ją uatrakcyjnić - zwłaszcza, jeżeli sami wezmą się za realizację:)

sobota, 25 lutego 2012

tajskie placki kukurydziane z pastą curry

Postanowiłam zrobić dla siebie coś miłego i zgłosić się do programu dla blogerów firmy Blue Dragon. W skrócie wygląda to tak, że dostaje się paczkę z produktami z kuchni danego kraju Azji i należy napisać, co sobie się myśli na ich temat i zrobić jakieś danie z ich użyciem. Osoby które mają w tej chwili ochotę coś napisać o sprzedawaniu się informuję, że a) lubię i kupuję produkty tej firmy b) wiedziałam jak wyglądają te paczki, ich zawartość i pośrednio uczestniczyłam w ich testowaniu z wielkim zadowoleniem:)

Teraz padło na kuchnię tajską, co mnie bardzo ucieszyło, bo ją lubię (czy jest kuchnia azjatycka której próbowałam i jej nie lubię? czy jest kuchnia, której nie lubię?...); niestety, prawie wszystkie produkty w tej paczce były niewegańskie- zawierają sos rybny... taki pech:) W chińskiej np były same wegańskie sosy z wyjątkiem jednego... tutaj z rzeczy konsumowalnych trafiło mi się mleczko kokosowe (dobre) i sos chili (bardzo dobry). Z ich użyciem powstały dzisiejsze tajskie placki które robi moja współlokatorka i tydzień ją prosiłam, żeby mi dała przepis... jeżeli narzekacie, że za rzadko piszę, tym razem to jej wina:)

W oryginale te plaski robi się z zieloną pastą curry, ale my użyłyśmy żółtej i też były dobre. Zamiast dymki możecie wykorzystać szczypiorek, pietruszkę albo inne zielsko, jest tam dla urozmaicenia. Podawane bez sosu chili nie są takie dobre ale pamiętajcie - ze słodkim!

podoba mi się oryginalna, konceptualna aranżacja tego zdjęcia: talerz w kolorze placków na białym tle, odbicie światła delikatnie harmonizuje z plamą po kawie odwracającą uwagę od kontrapunktowej zieleni pestek


puszka kukurydzy
1/3 puszki niezbyt tłustego mleka kokosowego (wmieszana pełna łyżeczka śmietanki, która zbierze się na górze)
3 łyżki siekanej dymki
łyżka pasty curry, zielonej lub innej
2 łyżki sosu sojowego ciemnego
pół szklanki mąki
ewentualnie łyżeczka mąki ziemniaczanej

Mieszamy pastę curry z mlekiem kokosowym aż się rozpuści. To bardzo ważny etap, inaczej otrzymacie placki z punktami składającymi się wyłącznie z ostrej pasty... nie polecam:)

odkładamy 1/3 kukurydzy, resztę blendujemy na pastę. Wrzucamy pozostawioną kukurydzę, dymkę i mąkę, zalewamy mieszanką mleka kokosowego z pastą curry i dokładnie mieszamy. Doprawiamy sosem sojowym do smaku i jeżeli ciasto wydaje się bardzo nieskore do współpracy, mąkę ziemniaczaną. Smażymy na rozgrzanej patelni w małęj ilości tłuszczu, nakładając kopiaste łyżki ciasta i rozpłaszczając je równomiernie.

Podajemy na ostro, z sosem chili, jakimś zielskiem i np pestkami dyni (ostatnio wszędzie dodaję pestki dyni. I cebulę prażoną).


Jeżeli jesteście ciekawi co było w paczce niewegańskiego: sos rybny, słoik sosu zielone curry, drugi słoik sosu czerwone curry i marynata z trawy cytrynowej. Miałam ładne zdjęcia wszystkiego, ale mój telefon je wciął. Może się znajdą do następnego wpisu - też placków:)

niedziela, 5 lutego 2012

Florentynki czekoladowe

Nie mam piekarnika w moim krakowskim mieszkaniu, nad czym bardzo boleję, zwłaszcza w kwestii słodyczy. Ile można jeść kupne ciastka? Dlatego szukam alternatywnych słodyczy, które "same" się robią, ewentualnie da się je zrobić w mikrofalówce. Do głowy przyszły mi florentynki, nie na karmelu, na którym pewnie połamałabym sobie zęby, ale na czekoladzie. Technicznie rzecz biorąc, to nie są żadne florentynki, tylko mendiants, ale kto by się przejmował? Są naprawdę dobre w tak przeładowanej wersji, sycące już po jednej sztuce, wytrawne w swojej słodkości i lekko chrupiące. Podane tu proporcje starczają na 14-16 obfitych sztuk, można coś wyrzucić, coś podmienić, więcej bym nie dawała:)


Tabliczka gorzkiej czekolady (każda się nada, ale warto zainwestować w dobrą)
2 łyżki tahini, niezbyt gęstego,o konsystencji miodu
garść (1/4 szklanki) płatków migdałowych
garść łuskanych pestek dyni
garść rodzynków
garść kandyzowanej skórki cytrusowej
garść łuskanego słonecznika

Bakalie wymieszać w misce, polać tahini (jeżeli jest zbyt gęste, rozcieńczyć ciepłą wodą) i dokładnie je wymieszać, żeby pokryło wszystkie i lekko je zlepiło. Rozłożyć arkusz papieru śniadaniowego na blacie. Roztopić czekoladę, w mikrofali albo na parze (tego drugiego nigdy nie robiłam, nie pytajcie mnie, jak). Łyżeczką nałożyć czekoladę na papier w dość dużym odstępie, nie więcej niż 4 krążki na rządek - będą się rozszerzać pod ciężarem bakalii. Kiedy zrobimy już wszystkie krążki, przerzucamy bakalie do miski po czekoladzie, dokładnie mieszamy, żeby zebrać resztki czekolady ze ścianek i nakładamy kopiastą łyżeczką na środek kropli czekolady, które trochę się rozszerzą - trzeba to zrobić w miarę szybko, żeby nie zdążyła zastygnąć. Przyklepujemy je trochę, żeby wszystkie przykleiły się do czekolady, nadmiar bakalii zjadamy i zostawiamy całość do zastygnięcia, w chłodnej kuchni zajęło to godzinę. Jeżeli macie powody przypuszczać, że w kuchni będzie za gorąco, rozłóżcie papier na desce i wstawcie do lodówki, ale nie polecam tego robić, gdyż czekolada może się "spocić" i całość nie będzie tak chrupiąca i delikatna. Nie trzeba ich przechowywać w lodówce, ale to nie M&Msy i rozpuszczają się w dłoni:)

To łatwy, prosty, relatywnie tani deser i trudno się w nim nie zakochać:) Zjadam dwa na drugie śniadanie, do herbaty.

niedziela, 22 stycznia 2012

Kawa i inne

Nie odzywałam się od początku stycznia, bo w moim poza-internetowym życiu - które istnieje - przeprowadzam się do Krakowa do nowej pracy. Konkretnie w przyszłym tygodniu, więc jestem w środku pakowania, odwoływania i noszenia ton papierów w tę i we wtę. Czytelnicy z Facebooka już to wiedzą, bo ich pytałam o sklepy wege w Krakowie; dostałam kilka ciekawych odpowiedzi ale jeżeli macie jeszcze jakieś miejsce, które warto odwiedzić, chętnie o nim usłyszę. Na razie knajpy są poza moim zasięgiem, ale interesują mnie sklepy z żywnością wegańską, słynne tajemnicze źródła czeskiego majonezu, sklepy z herbatą, przyprawami, certyfikowanymi kosmetykami i chemią gospodarczą, żywnością orientalną i dziwną. Podzielcie się swoimi ulubionymi miejscami!

Nie gotowałam w tym czasie za dużo, nie wiem jak to możliwe, bo patrzę w kalendarz i widzę, że minęły już trzy tygodnie a ja nijak przeżycia aż trzech tygodni w nowym roku nie pamiętam, ale za to znalazłam coś dobrego: Inkę korzenną.

zdjęcie z internetu

Kawa jest rozpuszczalna i doskonale nadaje się dla takich osób jak ja, czyli po pierwsze lubiących wszystko, co korzenne, po drugie wiecznie zziębniętych a po trzecie unikających picia dużych ilości kawy. Czasami po południu czy rano ma się ochotę na coś wytrawnego, nie przypominającego herbaty, ale bez kofeiny, można wtedy sięgnąć po kawę bezkofeinową, ale dla mnie jej istnienie mija się z celem i wolę wtedy pić dobrą kawę zbożową.To jest dobra kawa.

Wygląda jak kawa, więc nie będę się tu martwić własnymi zdjęciami:) Jest rozpuszczalna, 2 łyżeczki na kubek, 30 porcji w ładnej puszce za 5 zł w której potem spokojnie zmieści się opakowanie soczewicy:) (Też uprawiacie zbieraczy recykling puszek? Ostatnio odkryłam, jak na nich robić dekupaż, wreszcie zaczną pasować do siebie; nie lubię pstrokacizny). Pachnie intensywnie korzennie, ale nie piernikowo, wbrew pozorom jest to duża różnica i za to duży plus dla producenta. Składa się tylko z kawy zbożowej i przypraw, bez dodatków czy cukru. Smakuje mniej korzennie niż pachnie i jej efekt rozgrzewający jest głównie psychologiczny, ale całość jest idealnie skomponowana (zwłaszcza, jak postoi kilka minut i przyprawy ogarną cały napar) i naprawdę wzbogaca starą, dobrą Inkę o coś lepszego i dostojniejszego. Nawet jeżeli nie lubicie kawy zbożowej, możecie być przyjemnie zaskoczeni.


Zza komputera widzę stos ubrań i walizkę łypiącą na mnie złowieszczo przypiętą do niej listą rzeczy, więc znikam i życzę wam powodzenia w Nowym Roku i żeby nie dopadł Was taki paskudny katar, jak mnie teraz:)


poniedziałek, 2 stycznia 2012

Szczęśliwi wygrani

To dobry Sylwester, jeżeli trzeba się z niego podnosić 2 dni:) Moim jedynym postanowieniem noworocznym jest spędzenie następnego na plaży w cieplejszym kraju. Nic więcej sobie nie obiecuję, bo doskonale wiem, że uwielbiam planować i na tym poprzestawać:)

Do rzeczy. Zwycięzcy głosowania:

Danie wigilijne: Krokiety z kapustą i grzybami w wykonaniu pani Bodziszyn zdeklasowały konkurencję

.Słodkości: tu bitwa była ostra, ale wygrało ciasto, które wszyscy kochają i tęsknią za nim bardzo, czyli Orzechowiec w wykonaniu Jadłonomii.


Najlepsza dla początkujących okazała się Babka Zebra z Bodziszyna.


Blog Vegan Monkey zdeklasował konkurencję i to nie dlatego, że miał najwięcej przepisów - jego dania zostały bardzo wysoko ocenione. Ponieważ wygrał w 2 kategoriach dostanie jedną, większą nagrodę:) Miałam szczery zamiar nagrodzić Was ręcznie robionymi rzeczami kuchennymi - uroczymi rękawicami kuchennymi, itd. ale, będę szczera, nie byłam zadowolona z wykonania na tyle, żeby kogoś nimi uszczęśliwiać więc wręczę to, co umiem robić najlepiej: syrop do kawy i zestaw wypasionych ciastek. Wszyscy wiedzą, że robię najlepsze ciastka:) W celu otrzymania nagrody musicie mi drogie Pani podać adres do wysyłki na maila, odezwę się do Was zresztą tą drogą. Gratulacje!

Jak już wspominałam 20 razy, przepisy zostaną zebrane w e-booka ku uciesze gawiedzi i powiadomię jak tylko zostanie on ukończony. Szczęśliwego Nowego Roku!
Ranking i toplista blogów i stron