sobota, 28 marca 2009

Mrożony arbuz w czekoladzie

Wszyscy porannożercy jajecznicy z kiełbasą, możecie mi podskoczyć!


To śniadanie to właściwie jednotalerzowa wersja czekoladowego fondue.

Składa się na nie mrożony arbuz i odmrożona polewa czekoladowa; jeżeli chodzi o owoc, to musi być on w tym sorbetowym stanie, który pozwala na łatwe go pokrojenie, ale gwarantuje pozostanie zimnym przez przynajmniej pół godziny. Można tu zastosować różne techniki, na przykład włożenie go do zamrażalnika i sprawdzanie co godzinę, ale najprostsza polega na zamrożeniu na kość (min 2 dni w zamrażalnku) ćwiartki arbuza, po czym wstawieniu jej na noc do lodówki na najniższą półkę. Rano będzie jak znalazł.

W zeszłym tygodniu zamroziłam pozostałą część polewy od babeczek i teraz doprowadziłam ją na parze do stanu płynnego i gorącego (ale nie do wrzenia). Ćwiartkę arbuza pokroiłam w kostkę i polałam go ciepłą czekoladą, która w zetknięciu z mrożonym owocem zaczęła szybko zastygać. Teraz tylko widelczyki do fondue, mocna kawa i już.


To śniadanie zapoczątkowało całodzienną kulinarną orgię, a przygotowywanie go aktywnie wspomagało gejowskie disco z przyległościami:









Uwielbiam ten teledysk z Dexterem :)

czwartek, 26 marca 2009

Radosne pudełko

Miałam w ogóle nie wrzucać tego do sieci, ale zdjęcie wyszło tak kolorowe i radosne, że pomyślałam, że może jednak ;)



Po prawej: jedno małe kiwi i garść chipsów bananowych (a może i dwie garście)

Po lewej: makaron piórka z energetycznym sosem pomidorowym


Energetyczny sos pomidorowy zawiera (o ile dobrze pamiętam) pół szklanki ugotowanego granulatu sojowego, łyżkę tahini, pół puszki pomidorów w kawałkach, chili, bazylię, suszoną miętę, kolorowy pieprz i prażoną cebulę. Wszystko dusiło się ładnie do osiągnięcia konsystencji gęstej potrawki, po czym zostało wymieszane z makaronem, podzielone na porcje i schowane do lodówki. Bo to tak naprawde obiad był ;)

wtorek, 24 marca 2009

Skromne pudełko ze smażonym tofu.

Spodobał mi się smak wczorajszych kostek tofu i postanowiłam zrobić sobie więcej takich dziś na drugie śniadanie. Użyłam pół kostki zwykłego tofu, które - jak poprzednio - podsmażyłam na złoto na oleju z chana masala, po czym dodałam pietruszki i grubej soli. Po lewej stronie makaron ryżowy posypany czarnym sezamem i sos sojowy do makaronu w rybce; na zdjęciu nie ma trzeciego elementu, czyli soczystego, czerwonego grejpfruta, ani czwartego, czyli małej butelki soku warzywnego, bo przypomniało mi się dopiero przy pakowaniu.


Przy okazji przypomniało mi się, że Unia Europejska postanowiła dołączyć do mojej walki z kanapkami ;) I niewegańską żywnością również, ale to chyba przypadkiem...

poniedziałek, 23 marca 2009

Pseudo panzanella i egzotyczne grzyby

Od kiedy zobaczyłam przepis na truskawkową panzanellę, zainteresowała mnie ta forma robienia sałatek - na ciepło i z kawałkami chleba. I naprawdę chciałam zrobić klasyczną, ale nie miałam w ogóle świeżych pomidorów, ani oliwek, kaparów nie cierpię a anchois nie używam, więc po prostu podsmażyłam kawałki wędzonego tofu z chlebem i przyprawami.


Pseudo przepis:

pół kostki wędzonego tofu
2 duże kromki żytniego chleba
prażona cebula
oliwa z oliwek
chana masala lub inne curry
suszona pietruszka, ew lubczyk, ale żadnych bazylii
sól, najlepiej gruba
łyżka chutneya z mango


Tofu i chleb kroimy w kostki. Rozgrzewamy oliwę z masalą i podsmażamy powyższe aż się zezłocą i schrupczeją. Pod koniec smażenia posypujemy solą i pietruszką tak, żeby zostały w otoczce. Przekładamy do miseczki, na środek kładziemy chutney, posypujemy cebulą i jemy z apetytem, na pohybel głupiej pogodzie.



Dobra, a gdzie te egzotyczne grzyby?



W sklepie moi państwo:


Zdjęcie niewyraźne, bo robione ukradkiem. Sklepy jakoś nie lubią jak się tam jedzenie fotografuje, nie wiem, dlaczego.

sobota, 21 marca 2009

Śniadaniowe babeczki kawowe

Cokolwiek powiecie o wegańskich wypiekach - że to nie to, że w "prawdziwym" cieście musi być czuć tłuszcz mleczny i jajka i bógwieco, nie możecie zaprzeczyć jednemu, a mianowicie: są to najłatwiejsze przepisy świata. Jak to podsumowała moja współlokatorka, współproducentka poniższych babeczek:

Myślałam, że tu będzie coś do roboty, jakieś trzepanie, łączenie na upartego, a wystarczy zamieszać...

Poniższy przepis bazuje na podstawowym przepisie na babeczki waniliowe z "Vegan cupcakes take over the world" (możecie ją obejrzeć klikając na okładkę z karuzeli książek po lewej), ale został do tego stopnia zmieniony - dostosowany do produktów, które wystarczy wyjąć z szafki) - że mogę spokojnie podawać go jako własny. Babeczki nie są już waniliowe, tylko łagodnie kawozbożowe z nutką cynamonu, słodkie i delikatne, polane polewą czekoladową i w ogóle.


Przepis:

szklanka mleka sojowego
łyżka octu jabłkowego
1,25 szklanki mąki
ćwierć szklanki mąki z cieciorki - besan / widniejące w oryginalnym przepisie 2 łyżki mąki kukurydzianej*
czubata łyżeczka proszku do pieczenia/ 3/4 łyżeczki proszku do pieczenia i pół łyżeczki sody**
pół łyżeczki soli
1/3 szklanki oleju (słonecznikowego, wobec czego ja użyłam z pestek winogron)
2/3 szklanki białego cukru plus 1/4 szklanki cukru trzcinowego (lub 3/4 szkl. zwykłego)
3 łyżki kawy zbożowej rozpuszczalnej lub 1 torebka ekspresowej
czubata łyżeczka sproszkowanego cynamonu


Najpierw może wyjaśnię, po co ten ocet, żeby uprzedzić wszelkie późniejsze pytania (chyba i tak nie uniknę robienia FAQ, ale może): więc ocet jest do tego, żeby mleko sojowe się ścięło, inaczej mówiąc zwarzyło, bo wtedy białko inaczej rozkłada się w cieście i nadaje mu puszystą strukturę; wszystkie ciasta nie wymagającego tego ścinania to ciasta twarde, typu piernik. Pod wpływem temperatury ocet wyparowuje i nie czuć go ani trochę w żadnym wypadku i niezależnie od ilości. Po prostu uwierzcie mi na słowo: nie czuć.


1) podgrzewamy mleko do temperatury, w której rozpuści się/zaparzy kawa zbożowa, dodajemy ją i studzimy mleko. W przypadku ekspresowej nie wyjmować torebki aż do ostygnięcia - napar musi być mocny.

2) do mleka z kawą wlewamy ocet i odstawiamy na 10 minut, żeby się ładnie ścięło. Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni (dokładnie to 350 stopni Fahrenheita).

3) Roztrzepać delikatnie, razem i w dużej misce, ścięte mleko, olej, cukier i cynamon. Powoli trzepiąc dosypywać mąki, proszek (i sodę) oraz sól, aż znikną grudki i ciasto się połączy. Można użyć miksera, ale twierdzę, że to bez sensu, bo mieszanie trwa ok minuty i wymaga siły w rękach przeciętnego dwulatka. Można to zrobić widelcem.

4) Ciasto jest gotowe, wylewamy je do foremek i pieczemy: po 20 minutach sprawdzamy, czy są gotowe, jeżeli nie, to czekamy jeszcze 5 minut.



5) Bardzo się staramy nie zjeść gorących, bo wtedy nie czuć smaku.



* nie wiem, jak to się stało, że mam w domu mąkę z cieciorki, a kukurydzianej nie. Dodałam jej więcej, bo mniej lepi, i myślę, że ciasto z kukurydzianą będzie mniej miękkie, bo moje wyszły puchate i piankowe

** nie miałam sody. Przypuszczam, że z nią lepiej wyrośnie, więc polecam raczej oryginalną wersję


To jeszcze nie koniec, bo babeczki, w odróżnieniu od muffinek, mają płaskie góry, żeby można było ozdobić je innym dobrem. Naszym dobrem będzie polewa czekoladowa, i tu uwaga: babeczek wychodzi z tego przepisu 12-13, a polewy na 25.


5 dużych kostek gorzkiej czekolady kawowej
pół szklanki śmietanki kokosowej
cukier


Na parze w miseczce rozpuszczamy czekoladę, a do rozpuszczonej dodajemy łyżkę cukru i zmniejszamy płomień. Kiedy cukier się rozpuści dodajemy śmietankę kokosową i mieszamy intensywnie do połączenia; zdejmujemy do ostygnięcia. Kiedy trochę przestygnie próbujemy i dodajemy cukru do smaku - bez obaw, polewa nadal będzie gorzko-kawowa, tyle że mniej lub bardziej słodka. Polewę zostawiamy do przestygnięcia, jak przestanie parować polewamy nią nasze babeczki.

I teraz tak: ona w końcu stwardnieje:D ale to zależy od temperatury i od tego, jak dużo tłuszczu miała wasza śmietanka. Niecierpliwym polecam użycie jej jako sosu.



Tutaj moja propozycja podania: babeczki polane polewą, konfitura brzoskwiniowa i gorzka, mocna kawa. Ale możecie też zrobić coś innego, jeżeli produkujecie świeże babeczki od rana i nie chcecie czekać, aż polewa zastygnie: podać babeczki na paterze, w osobnej miseczce konfitury i osobno ciepłą polewę jako sos. W każdej babeczce wydrąża się mały dołek, wkłada tam konfiturę i zalewa czekoladą. I mało jest rzeczy, które można zrobić lepiej niż to.

piątek, 20 marca 2009

Minimalistycznie

Bardzo minimalistyczna, słodka surówka śniadaniowa: starta marchew z łyżką melasy i łyżką siekanych nerkowców. Chodziła za mną od paru dni, w czym widzę niewątpliwy brak mikroelementów (= nie jem melasy w stanie czystym z własnej woli)


2 średnie stare marchwie
łyżka melasy buraczanej
łyżka siekanych nerkowców

marchew zetrzeć wedle upodobań; mi bardziej wchodzi taka przerobiona na mus.

Pudełka z tygodnia

Zdecydowanie skończyły mi się nazwy :P




Po prawej: klopsiki owsiane z dodatkiem chana masala, która zdecydowanie im pomogła

pośrodku: makaron ryżowy wstążki i sos sojowy w rybce do fasolki

po lewej: żółta fasolka szparagowa ze słoika

z boku: deser karmelowy Alpro



Następne pudełko było na ciepło; zapakowałam składniki prosto z garnka i owinęłam pudełko chustą i foliówką, przez co utrzymało temperaturę przez te kilka godzin.


Po prawej: brązowy ryż posypany czarnym sezamem

po lewej: granulat sojowy w sosie pomidorowym na ostro, posypany prażoną cebulką


Musze przyznać, że z czasem te klopsiki wychodzą mi coraz mniej owsiane, a coraz bardziej smaczne :P bardzo ważna jest odpowiednia temperatura oleju, przez co stają się chrupiące na zewnątrz, a miękkie w środku.

wtorek, 17 marca 2009

Tofu po marokańsku

Minął prawie tydzień od mojego ostatniego posta i wcale nie dlatego, że nic w tym czasie nie ugotowałam; w sobotę na przykład zabrałam się ambitnie do stworzenia szarlotkowych gofrów z sosem karmelowym, które to oba przedsięwzięcia zakończyły się fiaskiem, ale będę dalej próbować, bo pomysł za bardzo mi się podoba. Jadłam jednak na tyle mało atrakcyjne rzeczy, że nie było sensu robić im zdjęć.

Dzisiejszy przepis jest do następującego pudełka:


Po lewej: mój evergreen, czyli sałatka z soczewicy w wersji jesiennej

Po prawej: Tofu po marokańsku


Z góry zaznaczam, że ten przepis nigdy nie był w Maroku ani nie stał obok do tego stopnia, że składniki marokańskie są Made in Greece :P Co nie zmienia faktu, że jest to tofu po marokańsku.


pół kostki naturalnego tofu
2 łyżki sosu sojowego light (tego mniej słonego)
łyżka tahini
łyżka soku pomidorowego
łyżeczka pasty harissa lub ostrego sosu chili
suszona mięta i rozmaryn

Tofu kroimy w dość dużą kostkę. Z pozostałych składników - wyłączywszy zioła - robimy gęsty sos-marynatę, którym polewamy tofu i zostawiamy do marynowania od 2 godzin do całej nocy. Na tym etapie wygląda ono tak:


Rozgrzewamy patelnię, wrzucamy tam tofu razem z sosem i dolewamy szklankę wody. Dusimy na wolnym ogniu ok 10-15 minut, aż sos wyparuje a tofu będzie przyjemnie miękkie. Przekładamy do naczynia i posypujemy suszonymi ziołami. Bardzo smaczne na zimno i na ciepło też, z obowiązkowym dodatkiem ryżu - chociaż kuskus, bardziej w klimatach, też się nadaje, byle nie słony.


Przy okazji, możecie tu podziwiać zdjęcia z mojego nowego aparatu. Jak widać, muszę trochę popracować nad ostrością i czułością (przynajmniej dla mnie widać, ale używam laptopa); mimo wszystko jestem zadowolona z rezultatów:)

środa, 11 marca 2009

Bekon :>

Kontynuując wypróbowywanie dziwnych amerykańskich przepisów imitujących w niewiadomych celach mięsne jedzenie, zabrałam się za zrobienie bekonu, głównie z niedowiarstwa. Tym razem nawet nic nie pokombinowałam, poza ilością tofu, bo nie wiem, w jakim pojemniku ta ilość marynaty miałaby niby wystarczyć do przykrycia wszystkich plasterków. No i oczywiście użyłam gotowego wędzonego tofu, zamiast zwykłego i dymu w płynie, co w sumie wychodzi na jedno :P


100 g wędzonego tofu
pół szklanki sosu sojowego (może być light)
łyżka płatków drożdżowych
łyżka syropu klonowego


Kroimy nasze tofu na cienkie plasterki i zalewamy mieszanką sosu sojowego, drożdży i syropu klonowego (sugeruję duży, płaski pojemnik). Zostawiamy do marynowania na noc, mój siedział w lodówce ponad 24h i zrobił się strasznie słony.

Następnie odsączamy tofu i smażymy na rozgrzanym tłuszczu:


W oryginale podają, że patelnia powinna być "lekko natłuszczona", ale może zachowajmy chociaż jedną właściwość bekonu, czyli tłustość? Smażymy z obu stron do pożądanego stopnia chrupkości (czyli inaczej zwęglenia).

Z patelni zdejmujemy nasze plastry na jakąś chłonącą powierzchnię:


Jak widać na załączonym obrazku, nawet doba w sosie sojowym nie sprawiła, że tofu jest brązowe w środku. Trudno się mówi, studzi i je :)


Tutaj napotkałam problem, a mianowicie, do czego śniadaniowego mam go niby zużyć? Do podjadania się nadaje, ale tego nie trzeba prezentować :) W końcu, kiedy zostały mi tylko 4 plasterki, a ja mruczałam całe rano "jajka na bekonie, jaka na bekonie", wymyśliłam następującą kanapkę:

2 kromki chleba
trochę zieleniny
chutney mango (nie znoszę majonezu)
4 plasterki wegańskiego bekonu
pół kostki dość miękkiego tofu (takie jak biały ser w kostce)
2 plasterki sojowego salami
sól, pieprz, kurkuma
papryka w proszku

4 ostatnie składniki miksujemy razem na gładką, różową masę. Rozgrzewamy patelnię z odrobiną tłuszczu, lepimy gustowny kotlecik i smażymy delikatnie z dwóch stron, żeby się nie rozwaliło (będzie dość delikatne. W razie natrafienia na opór ze strony tofu dodać trochę oleju do masy).

Nakładamy na kromkę chleba zieleninę i przekładamy ma nią nasz ciepły jeszcze kotlecik. Ozdabiamy go plastrami bekonu i pieczętujemy solidną porcją chutneya z mango, po czym przykrywamy drugą kanapką. Jemy tak, żeby nie poleciało na wszystkie strony, z towarzyszeniem gorzkiego napoju typu herbata.


Ogólne wnioski dotyczące bekonu z tofu są takie: dobre, bardzo słone, ale nie widzę powodu, żeby marnować tofu na ich produkcję. Takie wióry można zrobić z tańszych składników :P

Nagroda :)


Selena0705 z blogu Książę z Bajki przyznała mi nagrodę dla kreatywnych blogów :) Ponieważ działa to na zasadzie łańcuszkowej, teraz ja przyznaję ją 6 blogom, nad czym intensywnie myślałam dwa dni :D

Moje nominacje:

Smak imprezy, który pewnie już o nią zahaczył, za to, że dobrej treści towarzyszą dobre zdjęcia
Moja kuchnia, z tymi samymi uwagami:)
Każdy ma swojego grzyba - blog znajomej (no przyznam się...), która jest na diecie zwalczającej zakażenie candidą - ambitne i kreatywne przedsięwzięcie, które, mam nadzieję, będzie częściej dokumentować :) (i tak, mamy głębokie dyskusje o jedzeniu mięsa i cukrów prostych. Naprawdę na poziomie)
I eat food - za niepowtarzalnego gotującego kota, który, jak się ostatnio okazało, już więcej nic nie ugotuje...
The Tropical Vegan, przez który mam ochotę wynieść się do Australii
Fast Food Eaters,bo mnie to śmieszy jeszcze od czasów FoodCornera :)


Zasady:

Na swoim blogu umieszczamy logo Kreativ Blogger i informujemy od kogo dostaliśmy wyróżnienie. Przyznajemy wyróżnienia 7 lub więcej blogów, umieszczając ich linki. Informujemy wyróżnionych o nominacji w ich komentarzach na ich blogach.


Here are the rules:

1/ post the logo on your blog
2/give the link to the blog of the person who've nominated you
3/nominate at least 7 blogs
4/go to their owner's comment and let them know about the award:)

Gratuluję wygranej :D

Jestem ciekawa, czy wyczerpie się pula blogów, czy też ciągle będą dochodzić nowe, a może całośc umrze śmiercią naturalną :P


poniedziałek, 9 marca 2009

Szejk wiśniowo-bananowy


Lubię szejki. Są nieskomplikowane, gęste, smaczne, a pozostawione w lodówce zamieniają się w kremowy mus. Ten konkretny, podobnie jak poprzedni - malinowy, bazuje na mrożonych owocach. Oba można w teorii zrobić z owoców niemrożonych, ale wtedy to już będzie ciepły koktajl :P


1 banan
szklanka mleka sojowego
ok szklanki mrożonych wiśni
łyżka gęstej śmietany kokosowej
łyżka cukru (te wiśnie to są, jakby to powiedzieć - kwaśne)

Wszystko miksujemy do oporu, uważając, żeby nie przegrzać. Jeżeli śmietankę macie bardziej płynną, bo nie koczuje w lodówce od paru dni, to możecie ją domieszać na końcu, albo po rozlaniu do szklanek, tworząc fantazyjne wzorki. Przepis na 2 większe szklanki.


Szejk szejkiem, ale nie wytrzymał konkurencji z moją nową kawą, a do kawy trzeba co zjeść - na śniadanie szklanka szejka, filiżanka kawy i 2 tosty z dżemem jeżynowym.

piątek, 6 marca 2009

sobota - ŚMIERĆ MACNAPKOM!!!

Strasznie mnie rozbawił znaleziony na VegCooking przepis na wegańskiego MacMuffina - na wypadek, gdyby ktoś nie skojarzył, to ta absurdalna kanapka z oferty śniadaniowej, której cechą charakterystyczną jest idealnie koliste jajko z foremki. Pomysł wycięcia takiego jajka szklanką z tofu (i dorobienia mu perfekcyjnie okrągłego żółtka z kurkumy) wydał mi się niesamowicie dobry i oto przystąpiłam do pracy, jak zwykle z pewnymi modyfikacjami.


Oryginalny przepis zakłada następującą listę składników:

  • mąkę kukurydzianą
  • pieprz i sól
  • granulowany czosnek
  • czerwoną paprykę w płatkach
  • twarde tofu
  • sos sojowy
  • wędlinę sojową w kształcie kanapki
  • wege majonez lub guacamole lub ostry sos
  • angielskie muffinki
Więc przede wszystkim nie mam pojęcia co to są te muffinki i nie chcę wiedzieć, a poza tym przepis jest koszmarnie nudny - nie zakłada robienia żółtych środków na tofu, za to każe je panierować przed smażeniem, przyklejać do obślizgłych produktów mięsopodobnych i polewać majonezem. W żaden sposób nie przypomina to mojego rozumienia dobrej kanapki, ani nawet MacUstrojstwa (gdzie plastikowa sałata??), więc pierwszą modyfikacją, jaką poczyniłam, było wywalenie wszystkich składników panierki oraz podmienienie przypraw.

Potem zlikwidowałam wędlinę, chociaż kusiło mnie zrobienie tego fałszywego bekonu, ale uznałam, że to za dużo tofu na raz (głównie finansowo). Dodałam zieleninę w postaci świeżego szpinaku (taki on świeży jak ja mięsożerna) i, przede wszystkim, zastąpiłam nieznane (i przez to potencjalnie groźne) muffinki swojskimi pyzami drożdżowymi. A dlaczego nie bułką? Bułki w Macu są miękkie, gumowate i sprężyste, poza tym pyzy mają krótszą listę składników od pakowanych w plastik bułek burgerowych, co wpływa na ich wiarygodność w moich oczach.


Oto moja wersja śniadaniowej MacNapki - nazwijmy ją CanApką (yes, you can! have a vegan egg muffin):

  • 2 średniej wielkości pyzy drożdżowe, w wielkopolskim (jedynym słusznym) rozumieniu tego słowa
  • kostka tofu (twardego, ale wilgotnego - bo wyjdzie niedobre)
  • łyżka musztardy
  • łyżeczka kurkumy lub dowolnej masali w kolorze żółtawym
  • sól/sol jajeczna
  • świeży szpinak lub inne zielsko
  • gęsty sos pomidorowy lub 1/3 puszki krojonych pomidorów, co wg mnie jest lepszym pomysłem, zwłaszcza jeżeli są z dodatkiem przypraw
  • olej do smażenia

Zaczynamy, moi drodzy, od tego, że bierzemy pyzę oraz kilka przedmiotów kuchennych o okrągłych krawędziach - kieliszek, szklankę, foremkę do ciastek - i sprawdzamy, która pasuje średnicą do naszej przyszłej bułki. Po ustaleniu tegoż bierzemy kostkę tofu i przecinamy ją na 2 nierówne plastry (np 2/5 i 3/5); bierzemy grubszy plaster i robimy z niego 2 równe plastry, z których następnie wycinamy 2 białe, śliczne kółeczka. Kółeczka nacieramy solą lub solą jajeczną, jeżeli ktoś ma (ja na przykład mam, ale na to nie wpadłam), i odkładamy na deskę. Rozgrzewamy olej na małej patelni.

W filiżance mieszamy musztardę z kurkumą na gęstą pastę; bierzemy po łyżeczce tej pasty i nakładamy na środek kółeczek z tofu, starając się stworzyć okrągłą plamkę. Tofu w takiej postaci leży i czeka na smażenie; nakładamy je na patelnię najpierw tą stroną bez musztardy, żeby kolorek sie przyjął (jak komuś w ogóle zależy to mozna zostawić je tak na noc w lodówce). Na tym etapie tofu wygląda tak:




Smażymy z jednej strony na złoto, po czym delikatnie zdejmujemy większą część pasty i przewracamy jednym ruchem na drugą stronę, żeby się nie rozmazało. Podobną ostrożność zachowujemy przy zdejmowaniu z patelni.

Teraz przecinamy pyzy na połówki i na rozgrzanej (i nie brudnej od musztardy :P) patelni rumienimy wszystkie cztery kawałki z obu stron. Patelnia grillowa ma w tym wypadku zdecydowaną przewagę konceptualną:



Teraz właściwie wszystko już jest zrobione i pozostaje złożyć naszą CanApkę w jedną całość; osobiście proponuję następującą kolejność:

  1. Dół bułki
  2. cienka warstwa sosu pomidorowego, albo i nawet nie
  3. warstwa zielska, ulubionej grubości
  4. plaster tofu żółtą plamką do góry
  5. reszta pasty musztardowej położona na ta plamkę, w celu wzmocnienia efektu
  6. warstwa sosu pomidorowego (u mnie to były kawałki pomidorów w sosie własnym:P)
  7. góra bułki

Poniżej prezentacja: na pierwszym planie CanApka w stanie połowicznego rozkładu, na drugim - gotowa:




Dzisiejszy odcinek był wstępem do akcji pt "To co wy właściwie jecie? (...) Aaaano tak, soję".

(poza tym uprzedzam, że jako opóźnione blogowo dziecko odkryłam teraz strony z jedzeniowymi gifami i bedę je wstawiać jak trzynastoletni pokemon)

Krem szpinakowy

Właściwie zrobiłam go wczoraj jako dodatek/nadzienie do pyz, ale całkiem dobrze sprawdza się w roli kremu do kanapek, więc postanowiłam podać przepis:


pół kostki wędzonego tofu
garść świeżego szpinaku w liściach (nie mam pojęcia ile to waży)
łyżka oleju z pestek winogron lub innego bez mocnego aromatu (np. oliwa nie)
łyżeczka płatków drożdżowych
trochę pieprzu
ew. trochę soli
ew. 2 ząbki czosnku w oliwie



Wszystkie składniki po prostu miksujemy na gładki, puszysty krem - im bardziej wilgotne będzie tofu, tym lepsza tekstura. Liście szpinaku będą się wkręcać w ostrze, więc trzeba co chwilę przestawać i wrzucać je do miksowania.

Moje kanapki posypałam czarnym sezamem i siekaną pietruszką; do picia herbata jaśminowa.

czwartek, 5 marca 2009

Kilka linków i innych fajerwerków

Spędzam bardzo dużo czasu w internecie, i zbieram wszystkie możliwe linki dotyczące wegańskiego jedzenia, bento i innych takich, więc postanowiłam się podzielić tym, co mnie ostatnio zainteresowało - tak do poczytania w weekend przy śniadaniu :)


Na pierwszy ogień idzie filmik z kyarabenami - bento z precyzyjnie zaplanowanym wyglądem, zajmujące często ponad godzinę przy przygotowaniu (zwłaszcza jak trzeba powycinać małe elementy z nori i potem jeszcze nałożyć je na miejsce). Zazwyczaj robione dla przedszkolaków przez japońskie kury domowe:




Dla wszystkich ciekawych jak się robi te jajka na twardo w kształcie zwierzątek (niestety potrzebne są foremki):




A dla wegan: jak zrobić własne jajko :D Na Wielkanoc jak znalazł... u Olgi Spaceage znalazłam nawet filmik instruktażowy :D



Przy okazji trafiłam na fajny blog o Chinach.


Na stronie kuchniajapońska.blox.pl znalazłam taki oto hardkor - Obama sushi:


Jeżeli chcecie jeszcze zostać w japońskich klimatach, to możecie sobie wyciągnąć wróżbę świątynną (po angielsku).


Z dziedzin bardziej przepisowo- życiowych: znacie na pewno serwis puszka, ale czy wiecie, że ma dział "śniadania"? W wegańskich przepisach możecie znaleźć liczne kanapki, muesli, owsianki, ale też przepisy kuchni azjatyckiej, kiełbaski, dżemy, pasty do smarowania i dużo innych rzeczy.


Podobny dział oferuje również strona kulinarna PETY, gdzie możemy zobaczyć przepisy z całego świata, na przykład naszą babkę wielkanocną :) Spodobały mi się tam następujące przepisy, które zamierzam wypróbować, zwłaszcza, że część idealnie się nadaje do jedzenia na wynos:

śniadaniowy bekon
wegnoggowe naleśniki - na temat wegnoga poczytasz po polsku tutaj (nie wydaje się wam, że wegenog brzmi lepiej?)
Frittata z ziemniakami i zieloną cebulką
Mufinki ABC (muszę w końcu zrobić użytek z tych wszystkich foremek, które zbieram)
Koktajl bananowo-malinowy
Herbaciane naleśniki z serkiem cytrynowym i mango - wszystko, co ma słowo "chai" w opisie smaku, jest dobre :) (wbrew rusopodobnym pozorom chodzi o hinduską herbatę z mlekiem skondensowanym i przyprawami)
Karmelowo-jabłkowy tost francuski
MacMuffin :D
Gofry owsiane
Domowe kiełbaski, na wypadek bardzo wielkiej nudy (np jeżeli będzie padać w długi weekend)
To raczej nie na śniadanie, ale przepis boski - Mikołajkowe niespodzianki
Szpinakowa frittata
domowy jogurt z tofu
wegańskie quiche - tak naprawdę jest na tony takich przepisów, ale ten wydaje mi się dobry na start


I na koniec książka, na której wyjście czekam (podobnie jak na spadek kursu dolara): Vegan Brunch Isy Chandry Moskovitz. Dlaczego? Popatrzcie na zdjęcia tutaj...



:)

pudełeczka dwa

W pierwszym pudełku po lewej makaron koła młyńskie z soczewicą, tak jak tutaj; po prawej sojecznica z tempeh i parówką sojową, tak jak tutaj.



W drugim pudełku po lewej mamy grillowane tofu z solą i pieprzem, po prawej makaron spaghetti z połówkami nadziewanych oliwek i sosem sambal oelek w pojemniczku z Hello Kitty.

niedziela, 1 marca 2009

Kanapka szpinakowa z tempeh

W roli chleba wystąpiły dwa plastry placka szpinakowego, na który wcześniej podawałam przepis. Jako "nadzienie" mamy plastry smażonego tempeh i przecier pomidorowy. Do tego jedna mandarynka i herbata truskawkowa z wanilią.

Ranking i toplista blogów i stron