wtorek, 21 grudnia 2010

Masełko lniane od Maddy

Wszyscy zajęci sprzątaniem, to może dla odmiany ja coś napiszę:) Zobaczyłam w zeszłym tygodniu przepis na masełko - chociaż ja bym je nazwała pastą, nie jest wcale gładkie - z siemienia lnianego na blogu Hello Morning. Zrobiłam je od tego czasu ze trzy razy, z pewnymi modyfikacjami i mogę powiedzieć, że bardzo dobrze nadaje się na zimowe kanapki przed wyjściem z domu, oraz jako dodatek do makaronu:)


 Zrobiłam je z oliwą z oliwek, co jest dobrym rozwiązaniem tylko wtedy, gdy bardzo ją kochacie, bo jej smak zaczyna dominować. Dodałam też grubo zmielony pieprz i płatki drożdżowe, co zdecydowanie poprawiło smak,więc polecam eksperymentatorom:)

szklanka siemienia lnianego
6-8 łyżek oliwy z oliwek
4 łyżki płatków drożdżowych
sól i duża szczypta grubego pieprzu

Dalej jak w przepisie: siemię mielimy w młynku do kawy na drobno i mieszamy z resztą składników, soląc do smaku. Ładnie trzyma się w lodówce i dobrze smakuje z pomidorami, jak na załączonym obrazku:)

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Dzień Ryby

Dzień Ryby, na co nazwa może nie wskazywać, nie służy do opychania się nią czy robienia w rybnym zakupów na święta, tylko nad zastanowieniem się nad warunkami, w jakich przechowywane są żywe karpie na święta oraz ogólniej, nad jedzeniem ryb w ogóle. Nie zamierzam tu wchodzić w niczyje zwyczaje świąteczne, potraw nierybnych na wigilię jest tyle, że braku karpia można w ogóle nie odczuć, więc to tylko i wyłącznie kwestia dobrej woli przygotowującego święta, ale apeluję o kupno ryb ubijanych w miejscu hodowli, a nie stawianiu w kolejce i trzymaniu w wannie na pół uduszonego, pogryzionego przez wściekłych towarzyszy, pływającego w brudnej wodzie zwierzaka! Naprawdę chcecie mieć coś takiego w domu? Naprawdę chcecie je własnoręcznie zabić? Nie wierzę.

Pierwszy prezent świąteczny, kubek


Z tymi, którzy postanowili zrezygnować z wątpliwie atrakcyjnej tradycji podzielę się moimi planami na święta. Najchętniej nie obchodziłabym ich wcale, ale w tym roku jest to fizycznie niemożliwe, może w przyszłym, na razie jestem wystarczająco zła, że nie mogę zorganizować przyjęcia świątecznego, że nie chce mi się myśleć o tym, jak bardzo obchodzenie Bożego Narodzenia przez niekatolików jest bez sensu. W związku z tym, że nie udało mi się wyrzucić ich z kalendarza, jestem koszmarnie zajęta, od tygodnia sprzątam pokój (postanowiłam zrobić porządek w szafie, pod łóżkiem i za fotelem, zły pomysł), reszta idzie szybciej, ale na przykład teraz o moją uwagę walczy z blogiem recenzja, szafka z garnkami i kutia, w tym łuskanie orzechów, które pewnie trochę potrwa, bo ciągle je wyjadam... gdyby Bóg chciał mnie pokarać, uczuliłby mnie na fistaszki.

Widać odbicie mojej ręki?

 Co do Wigilii, to jak już wspomniałam, wegańskich rzeczy będzie tyle, że nie chce mi się przygotowywać niczego specjalnego:

- barszcz z uszkami
- kompot z suszonych owoców
- pierogi z kapustą i grzybami
- sos grzybowy
- łazanki z kapustą
- grosz z kapustą
- kapusta z grzybami (tak, sama kapusta u nas, prawie)
- kluski z makiem
- kutia, w wersji lekko egzotycznej

To 9 potraw, naprawdę więcej nie potrzeba:) Ale potem przyszło mi do głowy, że przydałoby się coś na obiady na święta, bo pierogi pójdą od razu i nie będzie do czego jeść tego sosu grzybowego, a jest naprawdę dobry. Postanowiłam więc skorzystać z przepisu na tofu po grecku i zrobić z niego nadzienie do trójkątów z ciasta francuskiego, a potem zjeść je na ciepło prosto z pieca; powinno wystarczyć. Słodyczy tez specjalnie nie chce mi się robić, mam pierniczki, będą jakieś ciastka i tak dalej, chociaż spodobał mi się przepis na sernik ze śliwkami w czekoladzie z White Plate i zastanawiam się nad zweganizowaniem go. To by szło jakoś tak: słodka masa z miękkiego, mielonego tofu i śmietanki sojowej, trochę gorzkiej czekolady, namoczone suszone śliwki, mąka, cukier i margaryna. Nie wiem, czy będzie mi się chciało:)

Niebieskie pająki! Kocham foremki z Ikei


To by było na tyle, ja wracam do krojenia bakalii, a wy co będziecie mieli na święta?

czwartek, 9 grudnia 2010

Urodziny

Trzecie! Gdyby ktoś mi powiedział, że będę potrafić prowadzić bloga przez trzy lata, może nie dzień w dzień, ale tydzień w tydzień już tak, nie uwierzyłabym mu. Jest bardzo mało rzeczy w moim życiu które szybko mi się nie znudziły, prowadzenie bloga jest jedną z nich, weganizm inną, z obu jestem bardzo dumna.

W temacie urodzinowym mogę zaprezentować zdjęcia z akcji "Ciasto w miasto" która odbyła się w zeszłą niedzielę:

Moje to te brązowe kwadraty po prawej i przylegające do nich beżowe kółka oraz ciastka owsiane

Tajemnicza ręka to Maddy z Hello Morning!

Jako że to wegańska sprzedaż nie obyło się bez piernika, ciastek owsianych i muffinek. Był też sernik z tofu którego nie ma na zdjęciach, bo zniknął w 10 minut:P

Sernik możecie zobaczyć (i zrobić!) na stronie ilovetofu.


Niestety, w tym roku będzie gorzej ze statystykami, ponieważ w połowie roku zmieniłam szablon na nowy i przestał mi działać stary kod śledzenia, zaczęłam więc korzystać z podsumowań bloggera które są zupełnie inne. W każdym razie liczba wizyt rośnie w stałym tempie, w roku 2009 było ich 3 razy więcej niż w roku 2008 i teraz też jest prawie trzy razy więcej niż w zeszłym, czyli ponad 120 tysięcy osób, co daje 10 tysięcy miesięcznie. Liczba postów wynosi 420, zmniejszyła się znacząco w ostatnim roku i prawdopodobnie tak zostanie - kończą mi się pomysły, a nie chcę wrzucać byle czego i powtarzać się w kółko, obiecuję jednak trzymać się dwóch postów w tygodniu i nie wrzucać ich wszystkich na raz pod koniec miesiąca:P

Z tradycyjnymi hasłami wyszukiwania, z których można się ponabijać też mam problem - blogger nie oferuje takiej opcji, więc mam tylko trochę, z pierwszego półrocza. Ale za to jakie!

blog śmierć - biedne dzieci Emo, muszą być zawiedzione jak tu trafiają
ciekawe śmierci - jak wyżej
pudełko katarzynki (z paczki) - że jak zrobić pudełko z paczki?

kielbasa sama robiona - w sensie, że sama się zrobiła? czy że bez dodatków?
płatki owsiane miksujemy w młynku - jestem ciekawa, czego szukał autor
2 dni obżarstwa
awokado jak dojrzeć - założyć okulary!!!
bardzo stare przepisy na chrupiące bułki
caly tydzien jadlam ryz z jogurtem naturalnym - chyba cię pogięło dziecko
czekolada samorobna sojowa  - mamy wysyp futurystów chyba
czy gorace tosty sa zdrowe- nie wiem, ale zimne są paskudne
czy jedzenie bananów wpływa na wielkość piersi? - no prosze, sama ciekawa jestem, ktoś wie? Banany to chyba na inne części ciała jednak...
czy można podawać 9 miesięcznemu dziecku kanapki posmarowane margaryną- uważam, że nikomu nie można podawać kanapek z margaryną, chyba że więźniom za karę
faza dojrzałości proszku do pieczenia  - nadchodzi wtdy, gdy proszek zaczyna przejmować na siebie odpowiedzialnośc za niewyrośnięte ciasto zamiast zwalać ją na piekarnik i tortownicę
jak opisac kanapke - faktycznie, dylemat, mnie ręce opadły...
jak zamówić kawę w coffee heaven - nie wiedziałam, że na wsi mają internet...
jak szypko zrobic przeciw zgon  - ????
kanapkowa śmierć - chcę to zobaczyć!
obtoczyć sałatę w oleju- i usmażyć w panierce?
przeterminowana soja  - jak ci się to udało?


Najpopularniejszymi przepisami natomiast są:

wtorek, 30 listopada 2010

Kremowa sałatka na kanapki

Wczoraj wróciłam do domu o wiele później, niż mi się wydawało, że wrócę i nie zdążyłam powrzucać przepisów, a chciałam tę górę mieć z głowy jeszcze w listopadzie; więc szybko i zwięźle prezentuję pyszną sałatkę do kanapek;)

Nauczyłam się, metodą doświadczalną, że kiedy brakuje mi jakiegoś nie wegańskiego dania to zazwyczaj nie chodzi o składniki, tylko o teksturę; więc kiedy po ułożeniu menu dla koleżanki zamarzyła mi się pasta jajeczna zaczęłam szukać składników mogących dać taką konsystencję, a nie smak.
Wariacki przepis na majonez z makaronu dostałam od pana ze sklepu z herbatą i zdrową żywnością kiedy w zeszłym roku skarżyłam mu się na ceny Orico. Wzbogaciłam go o pestki słonecznika, namoczone, żeby lepiej się miksowały; reszta składników przyszła sama.

  


szklanka ugotowanej cieciorki
pół szklanki ugotowanego makaronu
garść pestek słonecznika, namoczonych
szklanka surowych różyczek kalafiora
mała cebulka
1/3 szklanki oleju/oliwy
2 łyżki octu
sól, pieprz, świeży szczypiorek i inne przyprawy, które dodalibyście do pasty kanapkowej (ja wrzuciłam różne zielska)

Cebulkę siekamy i podsmażamy na 2 łyżkach oliwy, aż się zezłoci; ostawiamy do ostygnięcia. Pestki mieszamy z połową pozostałej oliwy i miksujemy na w miarę gładką masę (chodzi o to, żeby nie pozostawały w całości); kiedy zacznie powstawać pasta dodajemy makaron, ocet i przyprawy i blendujemy na gładko, dolewając olej w razie potrzeby. Cieciorkę miksujemy na małe kawałki - nie na gładko tak jak do hummusu, to samo robimy z kalafiorem. Mieszamy z pastą słonecznikową i dosalamy.

Znika straszliwie szybko i nikt nie może się jej oprzeć.

poniedziałek, 29 listopada 2010

dwa w jednym

Wczoraj była sojecznica z polentą a dziś dwa w jednym: połączenie sojecznicy z avokadicą ze strony Weganie. Plus sprzątanie lodówki:)

Lubię awokado na ciepło, w tostach czy zapiekankach, ale nigdy nie smażyłam go bezpośrednio na patelni i byłam trochę przerażona możliwością jego nagłego zgorzknienia pod wpływem temperatury. Zupełnie niepotrzebnie, bo wyszło bardzo smaczne, cieplutkie i sycące; może nawet trochę za bardzo, bo tłuszcz z awokado plus tłuszcz do smażenia to już dość dużo, ale przecież nikt  nie każe dużo tego oleju lać, prawda?



Nie wygląda to za specjalnie, lepiej nie serwować gościom:)

1 dojrzałe awokado
1/3 kostki tofu naturalnego
pół puszki groszku
pół małej surowej papryki
mała cebulka
ulubione przyprawy: ja użyłam soli, pieprzu, ziół prowansalskich, słodkiej papryki i granulowanego czosnku
trochę wody, soku z cytryny i oliwa do smażenia

Obieramy i pestkujemy awokado, kroimy paprykę w drobną kostkę, siekamy cebulkę i kruszymy tofu. Na patelni rozgrzewamy oliwę i smażymy na niej cebulkę, aż się zeszkli; dodajemy pokruszone tofu i smażymy przez chwilkę, dolewamy troszkę wody i zostawiamy do wchłonięcia. Rozgniatamy awokado na dość gładką masę, dodajemy sok z cytryny i przyprawy. Do smażącego się tofu dodajemy paprykę i smażymy chwilkę, aż się zeszkli a tofu zacznie złocić. Dorzucamy groszek i awokado, wszystko mieszamy do połączenia i smażymy jeszcze chwilę, aż zieleń się pogłębi (to brzmi dziwnie ale zauważycie, kolor zrobi się bardziej intensywny).

To jest pełna lista składników które użyłam, ale oczywiście nikt nie broni powrzucania tam innych rzeczy kryjących się po lodówce czy pozostałych po robieniu sałatki. Tofu i awokado to baza, poza tym pełna dowolność.

Podajemy bardzo gorące z dużą ilością gorzkiej herbaty - ja ostatnio przekonałam się do Earl Grey - i wychodzimy na dwór, na śnieg, spalić to wszystko:)

niedziela, 28 listopada 2010

Sojecznica z polentą

Jakie ładne i złote, prawda?



Znacie polentę? Używałam jej kilka razy, to kaszka kukurydziana ugotowana na bardzo gęsto, tak, że po wystygnięciu można ją kroić (i grillować na przykład).  Często jem ją z sosem lub dodaję,pokrojoną w kostkę i podsmażoną, do różnych dań, w których niekoniecznie się mieści, np chińskich:P Tutaj wystąpiła z klasyczną sojecznicą na zezłoconej cebulce, z dodatkiem curry i grubej soli: mała cebulka, ćwierć kostki tofu i trzy razy większa porcja zimnej polenty, gotowanej bez dodatków. Proste rzeczy są czasami najprzyjemniejsze:)

Chciałabym zobaczyć takie złote słońce, piasek, ulice... nienawidzę zimy!

Więcej protestów synoptycznych jutro, kiedy zasypię was przepisami:)

sobota, 27 listopada 2010

Śnieżne gofry

Czy u was też spadł śnieg?

Zacznę od zaległych aktualności; ostatnio w ogóle nie miałam do internetu głowy. Jak widać po prawej stronie postów, przystąpiłam do bardzo sympatycznej akcji Stowarzyszenia Empatia promującej weganizm. Na stronie Weganizm. Spróbujesz? Możecie znaleźć różne przepisy z blogów wegańskich, z których możecie wybrać coś na każdą okazję. Warto, bo kuchnia wegańska ma poza etycznymi kilka praktycznych zalet, które docenią osoby zabiegane i leniwe, a także unikające kuchni:
- wszystkie ciasta przygotowuje się szybciej i w niczym nie trzeba się babrać
- czekoladowe jedzenie smakuje naprawdę czekoladowo, a nie kakałkiem z przedszkola
- ciasto na kluski i pierogi mniej się klei i nie ma tendencji do rozpadania przy gotowaniu
- większość rzeczy dobrze smakuje ze sobą nawzajem, nie trzeba się zastanawiać, czy zupa pasuje do drugiego dania, czy nie
- bez problemu da się przygotować obiad w pół godziny
- umożliwia pewne połączenia, które nie przechodzą w tradycyjnej kuchni


Tyle agitacji, przechodzimy do gofrów.

Zrobiłam już tyle rodzajów gofrów, że mogłabym o nich napisać książkę. Żaden chleb nie zastąpi pysznego, gorącego, pachnącego gofra, wyjętego przed chwilą z obowiązkowo porysowanej gofrownicy, bo nikt nie przestrzega zakazu używania metalowych sztućców do wyjmowania gofrów:) Tym razem zainspirowały mnie jedne z moich ulubionych, kukurydziane, i postanowiłam spróbować z kaszką manną. Wyszły pyszne, kaszkowe, bielutkie gofry, w sam raz na celebrację pierwszego śniegu;) *


 
na 8 gofrów:

pół szklanki kaszki manny błyskawicznej
pół szklanki mąki
4 łyżki cukru
pół łyżeczki proszku do pieczenia
4 łyżki oleju
ciepła woda

Mieszamy wszystkie suche składniki w misce i dolewamy olej. Mieszamy, aż powstaną okruszki i zaczynamy dolewać wodę, cały czas mieszając: chcemy osiągnąć bardzo gładkie ciasto, nieco bardziej lejące niż zazwyczaj, bo kaszka wciąga płyn. Dalej postępujemy zgodnie z instrukcją gofrownicy, pamiętając o każdorazowym posmarowaniu formy olejem.

* nienawidzę śniegu. Na osłodę też się nadają.

poniedziałek, 8 listopada 2010

Racuchy marchwiowe

Mój miniaturowy chomik wczoraj umarł. Był w tzw. średnim chomiczym wieku, trudno powiedzieć, co się stało - sądząc z pozycji, zasnął i się nie obudził. 


Był małym, paranoicznym, bardzo ruchliwym zwierzątkiem lubiącym podróżować; ostatnio był trochę osowiały, ale wydawało mi się, że to przez obniżenie temperatury. Mam nadzieję, że umarł w spokoju; będzie mi go brakowało.

Z powyższego powodu mam pewne zaległości, do tego dochodzi Vegan MoFo i inne "małe" drobiazgi takie jak to, że nie mogę przegrywać zdjęć... Zacznę od najnowszego znaleziska, marchwiowych racuchów z PPK. Zrobiłam z połowy przepisu i i tak wyszło dość na dwie osoby. W oryginale użyty jest syrop klonowy, zamieniłam go na cukier i większą ilość płynu.

pół szklanki startej marchwi
łyżka zmielonego siemienia lnianego
łyżeczka octu winnego
2/3 szklanki mleka sojowego lub innego (wskazówka dla idiotów)
ćwierć szklanki wody
4 łyżki cukru
łyżeczka cukru waniliowego
3/4 szklanki mąki
łyżka oleju
łyżeczka proszku do pieczenia
sól, cynamon, imbir, gałka muszkatołowa i pieprz

W misce roztrzepać siemię lniane z mlekiem, dodać ocet, wodę i olej, wymieszać. W drugiej misce wymieszać suche składniki. Wlać mieszankę mleka do suchego i lekko wymieszać, dosypać marchew i połączyć w gładkie ciasto. Odstawić na 5 minut. Smażyć małe racuchy na patelni z małą ilością oleju - uwaga, piją! Podawać kiedy troszkę przestygną, najlepiej po usmażeniu całości. Wychodzi ok 12 słodkich, puchatych racuszków.

Obiecuję do końca tygodnia dodać zdjęcia oraz następujące przepisy: drożdżówki, serek i krem dyniowy:)

sobota, 6 listopada 2010

Już jutro!

Z okazji niedzieli wegańskiej w Poznaniu można będzie dowiedzieć się wszystkiego, co potrzebne o wegańskim pieczeniu! Maddy i Agata będą robić pyszne rzeczy w Ekowiarni - musicie się tam znaleźć!


 PROGRAM
1. "Pieczemy wegańsko!" Pokaz pieczenia na słodko i pikantnie dla wegan oraz osób uczulonych na produkty pochodzenia zwierzęcego! Prowadzą wegańskie blogerki.
Miejsce: Ekowiarnia ( pasaż Apollo), godzina 12.00, wstęp wolny

2. "Zatoka delfinów" - poruszający, nagrodzony Oscarem dokument na temat odbywającej się w Japonii rzezi delfinów.
Miejsce: Kino Muza ( ul.Św.Marcin 30), godzina 14:30, cena: 10 zl Do każdego biletu wegański muffin gratis!

3. "Sufrażystki wegetarianki" - wykład Dobrusi Karbowiak. Miejsce: Babiląd ( ul. Bukowska 31/ 6), godzina 17:00, wstęp wolny

4. Koncert: Justice Department (wegański grindcore/hc z Hiszpanii) , Epileptic Walk ( vege/vegan broken crustcore z Poznania).
Miejsce: Skłot Rozbrat (ul.Pułaskiego 21a), godzina 20:00. Wegańska szama do zakupienia na miejscu.

wtorek, 2 listopada 2010

Fartuszek:)

 Postanowiłam w tym roku reaktywować mój angielskojęzyczny blog z okazji Vegan MoFo, więc mogę się trochę mniej pojawiać. Żeby nie było, że ten zaniedbuję, pochwalę się moim pierwszym od czasu ukończenia podstawówki dziełem szytym - fartuchem w muminki:)



 Chciałam to dodać do jakiegoś przepisu, ale zrobiło mi się za dużo zdjęć, więc pochwalę się w osobnym poście:) Dostałam od mojej koleżanki śliczne fartuszki. Spokojny:


I zwariowany:

 Ten podsunął mi pomysł, żeby przerobić go w stylu jaki zauważyłam w internecie, czyli na bardzo wzorzysty materiał naszyć aplikację w zupełnie kontrastowym kolorze. Ja generalnie nie szyję i mam antytalent do robótek ręcznych, więc to dla mnie duży wyczyn.

Najpierw szukałam wzoru: myślałam o wiewiórce, ale nie mogłam znaleźć żadnego rysunku, który mi się podobał, a po odrzuceniu kilku propozycji przyszedł mi do główy najlepszy motyw świata: muminki!


Mały muminek ciągnie dużego za ogon, a on odwraca się pytająco. 


Myślałam o brązowym albo fioletowym kolorze, ale wtedy znalazłam w domu ten materiał i wydał mi się idealny. W rzeczywistości jest bardziej czerwony niż różowy. Jak widać, odrysowałam figurki w drugą stronę:P

Rezultat wygląda tak:


Żeby nie było, że post jedt bez jedzenia, zaprezentuję moją najnowszą ozdobę stołu:

niedziela, 31 października 2010

Grzanki cynamonowe z dżemem dyniowym

Wyszłam z założenia, że dynia to owoc.


Te grzanki smakują zupełnie jak tosty francuskie, a są o niebo szybsze i mniej paskudzące w wykonaniu. Zainspirował mnie wizualnie przepis z Vegan Brunch na Banana Rebanada - zrobiłam je kiedyś i szału nie było, niemniej jednak kuszące zdjęcie przyrumienionej bagietki posypanej cynamonem chodziło za mną od dłuższego czasu. No to się doigrało.

pół bagietki (sprawdzić skład! zabieram się za produkcję swoich, dam znać co i jak z przepisem)
pół szklanki mleka kokosowego (bez śmietanki)
garść cynamonu
trochę cukru do posypania.

Przepis jest bardzo prostu i jego podstawą jest grube pokrojenie bagietki - im cieńsze kromki, tym szybciej się namoczą, więc radzę wziąć to pod uwagę, bo chłoną bardziej niż gąbka. Każdy kawałek bagietki maczamy z obu stron w mleku kokosowym tak, żeby nie rozmiękła na amen, czyli dość krótko, następnie przykładamy mokrą stroną do spodeczka z rozsypanym cynamonem, żeby je lekko "opanierować". Smażymy z obu stron w jak najmniejszej ilości tłuszczu aż wytworzy się chrupiąca skórka i ciepłe oprószamy cukrem. Chrupiące na zewnątrz, płynnie miękkie w środku - rewelacja.

Zdjęcie poglądowe - zrobione z konieczności w kuchni i niestety widać, jak zaczyna w naszym kraju brakować światła. A w porównaniu z wczorajszym słońcem wręcz szkoda gadać...



Teraz, dżem.

Nie sugerowałam się żadnym istniejącym przepisem, po prostu chciałam mieć coś do grzanek - i szczerze mówiąc, gdybym wiedziała, jakie będą pyszne same z siebie, podarowałabym sobie te pół godziny:) Nie jestem w stanie powiedzieć, ile dokładnie zużyłam dyni, ale wydaje mi się, że około pół kilo. Przepis na mały słoiczek.

pół kilo obranej i odpestczonej dyni
sok z połówki cytryny lub limonki albo 2-4 łyżki soku pomarańczowego
garść rodzynek
4-5 łyżek cukru
łyżka skórki z cytryny/limonki
pół łyżeczki imbiru
pół łyżeczki gałki muszkatołowej
łyżka oliwy (na początek, można pominąć, jeżeli patelnia nie przywiera)

Dynię kroimy na kawałki i wrzucamy na gorącą oliwę; kiedy zacznie się szklić dodajemy cukier i intensywnie mieszamy, żeby pokryć nim nasze kawałki; po chwili powinny zacząć puszczać sok. Wtedy dodajemy przyprawy, jeszcze raz mieszamy, zmniejszamy gaz i przykrywamy pokrywką. Teraz wystarczy tylko zaglądać co 5 minut, żeby sprawdzić miękkość dyni. Kiedy będzie miękka rozgniatamy ją widelcem (albo rozgniataczem do ziemniaków), mieszamy z jej sokiem i smażymy jeszcze 5-10 minut bez przykrycia, do odparowania. Ciepłą masę zdejmujemy z patelni i mieszamy z rodzynkami.

Teraz zostaje tylko zgranie w czasie tostów, dżemu i świeżej kawy:)

sobota, 30 października 2010

Sałatka z grillowanych papryk

Co za piękny dzień! Czy wy też wyszliście na dwór w krótkim rękawku? Zjadłam śniadanie na dworze i poszłam po zakupy, a ludzie wariacko ubrani w swetry i kurtki jesienne patrzyli na mnie jak na szaloną. No tak, dwa dni przed wszystkimi świętymi nie można wyjść w krótkim rękawie, niezależnie od temperatury. Po prostu nie wypada!



Wpadła mi w oko sałatka z pieczonej papryki z hiszpańskiego bloga Paraiso Vegetal. Bardzo prosta, trochę ją pozmieniałam, na przykład grillując paprykę w małych kawałkach zamiast piec ją w połówkach. Bardzo smaczna i efektowna. Przepis na 1 porcję:

1 papryka, kolor dowolny
ząbek czosnku
sok z połówki cytryny
łyżka- dwie smacznej oliwy
sól, pieprz

Paprykę myjemy i kroimy na paski, dokładnie pozbywając się nasion. Rozgrzewamy patelnię grillową i grillujemy do zbrązowienia po obu stronach; w wypadku braku takowej można użyć oczywiście prawdziwy grill (albo elektryczny) lub, po bożemu, paprykę upiec. Gotową układamy na talerzu, posypujemy zmiażdżonym czosnkiem, polewamy oliwą i sokiem z cytryny i solimy/ pieprzymy.

Razem z papryką zgrillowałam wędzone tofu posypane solą ziołową, parówkę i trochę grzanek. Pyszne śniadanie, w sam raz na taką pogodę.

czwartek, 28 października 2010

nie macie chleba, jedzcie tortille

Zacznę od lodów na śniadanie:


 Czy wy też macie ostatnio wzmożoną ochotę na lody? Nawet latem nie jadłam ich tyle. Może brakuje mi świeżych owoców...
Patent jest bardzo prosty, bierzemy mrożone owoce, wrzucamy do siekającego blendera (żyrafą nie pójdzie), zalewamy śmietanką (sojową, kokosową, jaką macie) i zasypujemy cukrem pudrem. Kryształ nie zmieli się i będzie chrzęścił w zębach. Pulsując miksujemy i już, mamy pyszne, idealnie kremowe lody.


Poza tym dotarła do mnie nagroda od wegetarianki: Zaskakujące tofu i przepyszna dynia Hokkaido. Jadłam ją pierwszy raz i zakochałam się od pierwszego wejrzenia... Wegetarianka napisała mi, żebym szybko ją zużyła i zastosowałam się do jej rady bardziej niż mogła przypuszczać: dynia w dwie godziny po dostarczeniu była już nieżywa i porąbana na kawałki:)



Poszła do pieczenia na obiad; oprócz niej była zupa-krem z groszku, placki ziemniaczane i egipska sałatka pomidorowa (jak zwykle zrobiona inaczej, niż trzeba):



No, ale zajmijmy się samotną tortillą z szafki.

Kiedy tortille meksykańskie zaczęły robić się modne wypróbowałam różne przepisy i zostałam przy quesadillas, które zostały moim domowym fast foodem. Tyle że wtedy jadłam ser.  Teraz nie jem i nie tęsknię, ale ten sposób przyrządzania tortilli nadal mi się podoba, więc zaczęłam się zastanawiać, co można by do niej włożyć. Od koleżanki dostałam sojowe salami, które jej nie smakowało, więc użyłam plasterka, do tego pomidor, cebula, oliwki i przyprawy. Całość ułożyłam w rogu tortilli, którą następnie złożyłam na pół i na ćwiartkę.


Na mocno rozgrzaną patelnię wlałam oliwę i zaczęłam smażenie kładąc tortillę otwartą częścią do dołu, żeby się nie rozłożyła. Smażyłam w sumie ok 5 minut, dłużej po grubszej stronie, aż ładnie się zbrązowiła.



Tu rezultat, z prostą sałatką - różne sałaty, ocet balsamiczny, sól i płatki migdałów - pyszna na ciepło, do zjedzenia zaraz. Brakowało mi do niej guacamole.

środa, 27 października 2010

tortilla zamiast chleba

Zupełnie nie wiem kiedy zrobiło mi się tyle zaległości, że nie wiem, za co się zabrać, więc zacznę chronologicznie.

Jesień sprawia, że je się więcej produktów mącznych. To nie hipoteza, tylko fakt. Najczęściej jem chleb - w postaci kanapek, grzanek, bułek czy bagietek do maczania, właśnie o tej porze roku, co nie znaczy, że je lubię bardziej. Tak więc kiedy trafiłam na przecenione tortille w Lidlu kupiłam zapas i zaraz zaczęłam się zastanawiać, co pasuje jako ich śniadaniowe nadzienie. Tofu? Pewnie, ale nie mam w domu. Fasola? Niee. W końcu postawiłam na lekką i szybką mieszankę warzyw i grzybów, w sam raz na ciepłe śniadanie. Tortille miały być meksykańskie, ale składniki nadzienia przypominają bardziej kuchnię indyjską; na szczęście nie ma ziemniaków. Przepis starcza na wypchanie* sześciu, wszystkie składniki wrzucamy luzem do szklanki.




 5-6 średnich pieczarek
szklanka mrożonego groszku
2 różnokolorowe papryki
pół szklanki kukurydzy z puszki (można więcej, ale ja nie przepadam)
pół szklanki suchej kostki sojowej
pół szklanki suchej soczewicy
1 cebula
bulion warzywny
papryka w proszku, pieprz, kolendra i natka pietruszki

Kostkę sojową zalewamy gorącym bulionem, czekamy aż namoknie i wyjmujemy, nie wylewając go. Na dużej patelni podsmażamy posiekaną cebulkę z kolendrą i papryką, dodajemy mrozony groszek. Kiedy odtaje dodajemy soczewicę i pokrojoną paprykę, przez chwilę smażymy, dorzucamy pokrojone pieczarki, kostkę oraz kukurydzę i zalewamy bulionem. Dusimy aż wszystko będzie miękkie; pod koniec dorzucamy posiekaną natkę pietruszki.

Każdą tortillę smarujemy cienko dowolnym sosem - ja użyłam meksykańskiego mole - napełniamy nadzieniem i zawijamy. Jemy ciepłe, ale można je też zabrać do pracy i odgrzać. Tortille z niewiadomego powodu wzbudzają we współpracownikach tyle samo zawiści, co naleśniki, a przecież wystarczy iść po nie do sklepu:)


W następnym odcinku: więcej tortilli, lody błyskawiczne, wygrana dynia oraz fartuszki.

* najwięcej przepisów czytam po angielsku, a tam nadziewane to stuffed, co oznacza też wypchane (np wypchane zwierzęta). Połączyło mi się to w mózgu i teraz mówię o wypchanych pączkach i naleśnikach. Lubię, kiedy świat robi się zabawniejszy.

wtorek, 12 października 2010

Zapiekanka makaronowo-kalafiorowa

Przypomniało mi się, że przecież trwa akcja Viva la Pasta! a ja jeszcze nic nie dodałam i zaczęłam się zastanawiać, co można zrobić z tofu i makaronu. Oczywiście zapiekankę! Jako inspiracji użyłam przepisu na Curried Cauliflower Frittatta z Vegan Brunch, ale mój przepis zupełnie jej nie przypomina - zmieniłam proporcje, dodałam makaron i cebulę, w ogóle wsio. Całość bardzo smaczna, ale do ozdobnego nakładania na talerze się nie nadaje, więc dla gości radzę robić w osobnych naczyniach. Przepis na 4 osoby.




1 mały kalafior
3/4 kostki marynowanego tofu
2 szklanki ugotowanego makaronu rurki lub kolanka - jakieś 3/4 szklanki suchego
ćwierć czerwonej cebuli
łyżka curry
oliwa, ciepła woda lub mleko, sól

Kalafiora myjemy i dzielimy na bardzo drobne różyczki. Na patelni rozgrzewamy oliwę, wrzucamy na nią curry i kiedy zbrązowieje (prawie natychmiast, trzeba przemieszać parę razy) dodajemy kalafiora. Smażymy przez chwilę, dodajemy szklankę wody i dusimy jakieś 10 minut, aż woda odparuje a kalafior częściowo zmięknie.

W dużej misce rozkruszamy tofu, wrzucamy pokrojona cebulę, solimy i dolewamy pół szklanki ciepłej wody/mleka. Wszystko miksujemy na gładką masę. Dodajemy połowę usmażonego kalafiora i miksujemy do konsystencji kwaśnej śmietany. W razie potrzeby solimy do smaku, mieszamy z makaronem i resztą kalafiora tak, żeby masa znalazła się w makaronowych dziurkach a kalafior się nie rozleciał (ja najpierw wymieszałam makaron a potem lekko kalafiora). Przekładamy do natłuszczonego naczynia żaroodpornego i pieczemy 20 minut w 200 stopniach, aż zbrązowieje.

Wydaje mi się to bardzo dobre na późne śniadanie w zimną sobotę.

poniedziałek, 11 października 2010

Grecki Nomlet:)

Lubię omlety z tofu i pomyślałam, że grecki nomlet z Vegan College Cookbook będzie bardzo smaczny, ze szpinakiem, oliwkami, na wędzonym tofu... wyszedł ok, był smaczny, delikatny w smaku, z bardziej słonymi miejscami, ale nie zachwycił mnie fakturą. Zmieniłam trochę przepis, żeby dostosować go do polskich warunków i dodałam cebulę - co to za greckie danie bez cebuli?? Przepis miał być na jedną porcję, ale ja zrobiłam z niego dwie duże, które na dodatek robiły się zdecydowanie dłużej niż powinny wg przepisu. Poza tym robi się go w mikrofalówce, jak większość rzeczy z tej książki, ale myślę, że spokojnie można go usmażyć. Masa lepiej się trzyma niż do tortilli, a one jakoś wychodzą.



2 kopiaste łyżki mąki ziemniaczanej
3/4 szklanki mąki
pół szklanki mleka sojowego, albo wody
1,5 łyżeczki zmielonego siemienia lnianego plus 2 łyżki ciepłej wody
1/4 kostki tofu, jak użyłam wędzonego
10 oliwek bez pestek (wzięłam zielone)
1/4 szklanki rozmrożonego szpinaku - jakieś pół szklanki zamrożonego. Oczywiście można zmiksować świeży
1-2 krążki cebuli, użyłam czerwonej
łyżeczka soli czosnkowej

Drobno pokroić cebulę i oliwki. W misce roztrzepać siemię lniane z wodą, dodać mleko i mąkę, wszystko wymieszać. Drobno poruszyć tofu do miski, dodać resztę składników, wymieszać, żeby równo się rozłożyły.  Wyłożyć połowę masy na talerz i włożyć do mikrofalówki na 600 W na 5 minut, albo na większą moc na wasze ryzyko.

Był bardzo smaczny z grillowanymi pomidorami.


niedziela, 10 października 2010

Meksykańskie jedzenie i grillowana sałatka z pomidorów i tofu

 Olga z więcej yofu jest niespodziewanie kochanym człowiekiem - przywiozła nieznajomej towarzyszce w diecie jedzenie z Meksyku!


Na górze mamy tradycyjne (zapewne tradycyjnie zapakowane w plastik:P) mole - meksykański sos, który dość trudno zrobić w Polsce z powodu nieobecności dość dużej ilości składników. Planuję wykorzystać je jako sos do pieczenia seitanu, zobaczymy, jak pójdzie. Obok suszone papryczki, które zdecydowanie się przydadzą, bo przy takiej pogodzie najlepszy jedzeniem jest chili, a im więcej papryk w chili, tym lepsze.

Poza tym okazuje się, że w Meksyku popularne są oranżadki w proszku pite z plastikowych torebek - dostałam dwie, jedną o smaku Horchaty (orszady -napoju na mleku ryżowym z wanilią i cynamonem), a drugi o smaku tamaryndowca. Kocham tamaryndowca, więc ta poszła na pierwszy ogień i była naprawdę pyszna:




Przyprawa to chili z solą i sokiem z cytryny - bardzo  kwaśna, lekko pikantna, orzeźwiająca przyprawa, która automatycznie poddała mi pomysł na przepis. Zamierzałam zrobić sałatkę caprese z Zaskakującego Tofu, ale uznałam, że grillowane pomidory z tą przyprawą będą o wiele ciekawsze. Przyprawę można zastąpić ostrą papryką oraz sokiem z cytryny, którym skropimy pomidory; polecam jednak poszukanie jej w sklepie, bo jest naprawdę pyszna.

Grillowana sałatka z tofu i pomidorów

pół kostki wędzonego tofu
3 średnie pomidory, najlepiej nie wodniste
garść zielonych oliwek bez pestek
1/4 szklanki łagodnego octu
3 łyżki oliwy, plus tłuszcz do patelni grillowej
papryka z cytryną, rozmaryn, bazylia i sól

Rozgrzewamy patelnię grillową. Kroimy pomidory i tofu na cienkie plasterki, kładziemy na patelnię. Posypujemy pomidory kwaśną papryką i solą, grillujemy z obu stron (tofu również). W międzyczasie przygotowujemy pastę z oliwek: oliwki, ocet, oliwę, rozmaryn i bazylię miksujemy na krem, nie solimy. Układamy na talerzu pomidory, tofu, kładziemy pastę z oliwek i zjadamy na ciepło ze smakiem:)


Przy okazji, jeżeli brakuje wam niedzielnej lektury, polecam streszczenie panelu dyskusyjnego na temat jedzenia mięsa, który miał miejsce w Poznaniu z okazji Dnia Zwierząt - bardzo ciekawe, rzeczowe streszczenie, przedstawiające najważniejsze punkty dyskusji.

Tofu Reuben

Wiedziałam, że jest kanapka, która się tak nazywa, ale kojarzyła mi się głównie z dialogiem z filmu "the Lookout". Bohaterowie chcą założyć bar szybkiej obsługi i idą z biznesplanem do banku, gdzie wywiązuje się taka rozmowa:
- widzę, że każda z waszych kanapek ma jakieś imię. Kim są ci ludzie?
- to są imiona ludzi, których lubię i cenię, który mi w jakiś sposób pomogli.
- Aha...
- Właściwie moglibyśmy nazwać jedną kanapkę po panu, taki pan życzliwy dla nas. Jak się pan nazywa?
- Nie, nie trzeba.
- Ale proszę, bez pana nie dostaniemy kredytu, to bardzo duża pomoc.
- Naprawdę nie trzeba.
- Nalegam. Jak ma pan na imię, na R... Richard?
- Reuben...

To było wszystko. Na pewno nie wiedziałam, że to kanapka z kapustą kiszoną! Czy to nie dziwne? Można jeść kapustę z grzybami pomagając sobie chlebem, ale położenie na nim kapusty wzbudza jakiś wewnętrzny sprzeciw... postanowiłam go pokonać i wykorzystałam przepis na Tailgatin' Tofu Reuben z Vegan College Cookbook:


zdecydowanie trzeba było wybrać inny kolor talerza
chleb żytni
pół paczki tofu - ja użyłam wędzonego, w przepisie jest naturalne
kapusta kiszona, jakaś garść
musztarda
płatki drożdżowe, pominęłam

Pokroić cienko tofu, odcisnąć, posmarować chleb musztardą, na niego tofu, na tofu kapustę, na kapustę płatki drożdżowe - pomysł wydał mi się okropny, przykryć, zjeść.

O dziwo była to bardzo dobra kanapka - na tyle, że zaraz poszłam i zrobiłam sobie drugą, tyle że na grubej bułce i na ciepło. Lepsze, moim zdaniem.


Kanapka bierze udział w akcji Oswajamy Tofu - siadłam sobie w tygodniu rano w łóżku z kawą i stosem książek, żeby poszukać jakichś nowych przepisów do akcji, bo specjalnie z tym tofu kreatywna nie jestem, mogłabym jeść tylko sojecznicę z prażoną cebulką i parówką i byłabym szczęśliwa. To są rezultaty poszukiwań:

 

A później tego samego dnia trafiłam na listę, która mi się skojarzyła z tym posiedzeniem:)

Jesteś uzależnion@ od wegańskiego pieczenia jeżeli:
  • czytasz do poduszki książki kucharskie
  • wstajesz wcześniej rano, żeby coś upiec
  • Zabierasz się za pieczenie po północy, bo naszła cię wena.
  • ciągle przeglądasz wegańskie blogi.
  • kupujesz egzotyczne składniki do pieczenia, mimo że nie masz pojęcia, co z nimi zrobić.
  • przejdziesz każdą odległość żeby kupić potrzebny składnik.
  • masz termometr do piekarnika.
  • śni ci się pieczenie.
  • pieczesz więcej, niż twoje otoczenie może zjeść.
  • tyjesz.
  • musisz sobie wyznaczyć tygodniowy limit pieczenia.
  • przekraczasz swój tygodniowy limit pieczenia .
  • wypróbowujesz te same przepisy z różnymi zastępnikami jajka.
  • wypróbowujesz te same przepisy z różnym mlekiem.
  • zaczynasz blog który niechcący staje się blogiem o wegańskich wypiekach.
  • zaczynasz karmić swoich współpracowników tym, co pieczesz, żebyś nie musiał/a tego sam/a jeść.
  • zastanawiasz się nad odłączeniem piekarnika na miesiąc, żeby cię nie kusiło... co z oczu to z serca?
  • masz więcej blach i foremek niż garnków i talerzy.
  • większość twoich szafek zawiera składniki potrzebne do pieczenia i dekoracji.
  • Zaczynasz wymyślać okazje do pieczenia - Dzień PMSa, Nieurodziny...
  • Nie porzucasz przepisu dopóki nie zrealizujesz go idealnie.
  • podoba ci się pomysł pójścia na kurs kulinarny i zostania wegańskim piekarzem.
  • mieszanie mokrego z suchym cię uszczęśliwia.
     
    I co, jesteście uzależenieni? :>

środa, 6 października 2010

Ratunku! Boję się tofu! oraz sałatka

Z okazji trwającej akcji Oswajamy Tofu postanowiłam raz a porządnie odpisać wszystkim osobom, które nie wiedzą, z czym to się je. Dosłownie. Takie tofowe FAQ; jeżeli macie jakieś dodatkowe pytania, śmiało, dodam je tutaj.


Co to w ogóle jest tofu?
Takie coś z mleka sojowego. Produkowane podobnie jak ser z mleka zwierzęcego, więc śmiało możemy je tak nazwać.

Czemu się tak brzydko nazywa? A to fuuuuuu...
Zapytaj Chińczyków, wymyślili je kiedy Europejczycy huśtali się na ogonach.

Do czego to służy?
Na pewno nie jako zamiennik sera krowiego czy koziego w wersji 1:1. Tofu ma własną strukturę - w zależności od rodzaju od kremowego twarogu jak na sernik do czegoś między białym a żółtym - nie topi się, można je pokruszyć i nie ma zapachu, łatwo przejmuje smaki. Jeżeli ktoś koniecznie chce je traktować jako zastępnik, to raczej białego sera, niż żółtego.


Nie lubię tofu bo nie ma smaku/nie zjem nigdy tofu, bo przeczytałem w internecie, że nie ma smaku.
Jeżeli tofu nie ma smaku, to ogórek, kapusta pekińska oraz biały ser też nie mają. Jeżeli w twojej diecie jest dużo soli twoje kubki smakowe mogą być znieczulone i zwyczajnie nie rozpoznawać smaku tak delikatnie doprawionego produktu. Ale czy wiesz, ile rodzajów tofu jest na rynku? Spróbuj marynowanego, wędzonego, z dodatkiem ziół, alg, grzybów, czosnku... Polecam zwłaszcza wędzone, dobrze zrobione sprawia, że zapominasz o Roladzie Ustrzyckiej.


Tofu śmierdzi.
Masz stare tofu. Wyrzuć je.


Czemu ono pływa w takiej dziwnej wodzie?
Żeby nie wyschło i było dłużej świeże. W krajach, gdzie sprzedaje je się na wagę, trzymane jest zawsze w świeżej wodzie, nawet w lodówce.

Gdzie mogę tego użyć?
Gdzie ci się tylko podoba: w sałatce, na kanapce, w deserze, w sosie, pieczone, duszone, smażone itd. Osobiście nie radzę osobom początkującym korzystania z azjatyckich przepisów, bo tam często używa się tofu w ogóle nie przyprawionego - jego smak (ten sam, którego Europejczycy nie czują) jest bardzo atrakcyjny dla Azjatów. Dla Ciebie też może być, ale najpierw spróbuj zamarynować je albo obtoczyć w przyprawach i usmażyć, albo potraktuj je jak biały ser w kuchni polskiej.

Czy mogę używać tofu na słodko albo upiec z nim sernik?
Pewnie, tofu nie jest prawie solone, możesz je zmiksować z cukrem waniliowym i zrobić twarożek. Do serników wybieraj tylko bardzo miękkie, najlepiej jedwabiste, którego w Polsce zazwyczaj nie ma - w takim razie wybierz bardzo miękką kostkę.

Gdzie sprzedają tofu?
W dużych miastach jest w każdym supermarkecie. Zawsze występuje w sklepach ze zdrową żywnością. Jeżeli u Ciebie go nie ma, możesz spróbować poprosić jakiegoś sklepikarza, czasami się udaje.

Masz jakieś dobre przepisy?
Mam. Tu. Wszystkie wypróbowane.

Więcej pytań do głowy mi nie przychodzi, proszę o pisanie, a ja zabieram się za sałatkę.


To mój ulubiony rodzaj sałatek: z grzankami, smażonym tofu, pomidorami i imbirowym sosem miso, którego na zdjęciu nie ma.

Pocięłam ćwierć kostki tofu w kostkę (kostkę w kostkę:P), odsączyłam i posoliłam. Na patelni rozgrzałam oliwę z łyżeczką curry i kiedy przyprawa się zezłociła dodałam tofu, smażąc z każdej strony metodą potrząsania patelnią:)
Potem na tej samej zrobiłam grzanki z pokrojonego identycznie chleba. Odłożyłam je żeby wystygły, a w międzyczasie dodałam:
2 pokrojone pomidory
garść chrupiącej sałaty
i kiszonego ogórka pokrojonego w kostkę
wystudzone tofu
wystudzone grzanki
imbirowy sos miso

Bardzo szybki i sycący posiłek któremu nic się nie da zarzucić:)

wtorek, 5 października 2010

Banh Mi Chay - wariacje na temat wietnamskiej kanapki

Czytałam sobie ostatnio artykuł w "współczesnych kanapkach": nie wiem, co jest dziwniejsze, pisanie o czymś takim czy czytanie? Trafiłam tam na opis długiej, chrupiącej kanapki z marynowanymi warzywami, Banh Mi, w wersji wegetariańskiej - ze smażonym tofu. Wzięłam się za produkcję, bo mnie zaintrygowała, ale nie miałam wszystkich składników. Poniżej oryginalna lista składników na cztery kanapki:

Na marynowane warzywa:

  • 1 duża marchewka pokrojona w słupki
  • 1/2 białej rzodkwi (daikon), j.w.
  • 1/2 szkl. wody
  • 1/2 szkl octu
  • 1/4 szkl cukru
Na kanapkę:
  • 1/2 ogórka pokrojonego w słupki
  • 1/2 białej cebuli, posiekanej
  • 1 lub więcej jalapeńo lub inna ostra papryczka
  • 1 awokado
  • liście mięty
  • liście kolendry
  • pół kilo tofu, pokrojone w plastry
  • olej do smażenia
  • majonez, może być z ostrymi przyprawami
  • 4 długie bułki



 W oryginale używa się bułek zrobionych częściowo z mąki ryżowej, ale wszędzie zapewniają, że nie trzeba, więc się nie przejęłam i wzięłam mini bagietkę. Warzywa zrobiłam całe, bo chciałam mieć na zapas, ale pokroiłam zwykłe, długie rzodkiewki.  Jako majonezu użyłam sosu majonezowego, awokado nie miałam, ale dodałam pomidora. Moje składniki przedstawiały się następująco:



Marchewkę i rzodkiewki zamarynowałam na noc w mieszance ciepłej wody, cukru i octu - wyszły niezłe, ale dosyć twarde, powinno to chyba leżeć z tydzień (miałam sprawdzić, ile im zajmie zmięknięcie, ale codziennie wyjmuję trochę i chyba długą nie przetrzymają). Ćwierć kostki tofu pokroiłam w plastry i zgodnie z przepisem usmażyłam na złoto, posypałam sola i pieprzem i odsączyłam na serwetce. Bagietkę posmarowałam sosem majonezowym, położyłam na niej sałatę, ogórka, tofu, pomidory, cebulę i marynowane warzywa.


To naprawdę dobra kanapka -chrupiąca i sycąca, słodko-kwaśno-słona. Smakowała mi zwłaszcza cebula, normalnie nie dodaję surowej do kanapek, a tutaj jej odrobina dodała chrupkości i małego kopa od samego rana:) W wersji bez awokado można spokojnie zabrać do pracy w celu wzbudzania zazdrości u głodnych współpracowników.

Ten przepis bierze udział w akcji Oswajamy Tofu.

niedziela, 3 października 2010

Placki kukurydziane z sosem majonezowym z tofu

 Jakiś czas temu porozumiałam się z  rojes w sprawie latte art i zaprosiła mnie, żebym wstąpiła do niej do pracy i zobaczyła, co robi. Wczoraj skorzystałam z zaproszenia i dostałam takiego oto ślicznego misia:



Zapewnia, że potrzeba raczej wytrwałości niż talentu, ale i tak zazdroszczę i podziwiam:)


Zaczął się październik, a wraz z nim akcja Oswajamy Tofu u wegetarianki. Po sąsiedzku serdecznie zapraszam WSZYSTKICH do udziału (można wygrać opisywaną przeze mnie książkę!) i zabieram się szybko za produkowanie jedzenia z udziałem jednego z moich ulubionych składników. Jeżeli nie macie pomysłu lub odwagi, możecie skorzystać z tagu tofu na moim blogu i coś sobie zaadoptować:)

Chciałam dziś rano zrobić sobie naleśniki razowe z takim sosem, ale po przejrzeniu szafki zmieniłam zdanie i zdecydowałam się wypróbować placki na bazie samej mąki kukurydzianej - zazwyczaj łączyłam ją z pszenną. Wyszły pyszne, chrupiące i puszyste, polecam wszystkim:)

szklanka mąki kukurydzianej
pół szklanki gorącej i pół szklanki zimnej wody
łyżka zmielonego siemienia lnianego
2 łyżki oliwy
sól, pieprz ziołowy

Najpierw wsypujemy do miski siemię lniane i szybko trzepiąc dodajemy gorącą wodę, aż utworzy nam się zwarta, spieniona masa. Wtedy dodajemy mąkę, mieszamy, dolewamy powoli zimną wodę aż otrzymamy konsystencję ciasta na racuchy (gęstsze niż naleśnikowe). Wtedy dodajemy przyprawy i oliwę, mieszamy i odstawiamy na 10 minut. Ja w tym czasie zrobiłam sos:

ćwierć kostki tofu naturalnego
3 łyżki oliwy
półtorej łyżki octu winnego
łyżka posiekanej cebuli
łyżeczka curry
sól, zioła i łyżeczka koncentratu pomidorowego - do przyprawienia

Wszystko wrzucamy do blendera i pulsując miksujemy aż wszystkie składniki połączą się do majonezowej konsystencji. Dosalamy do smaku i dodajemy koncentrat pomidorowy oraz ulubione zioła - ja użyłam mieszanki do sałatek. Ważna uwaga: od tego, jak mocny ocet użyjecie zależy, jak bardzo będzie go czuć. Tak samo z oliwą lub olejem - od jego smaku zależy, czy będzie wyczuwalny, czy nie.

Naleśniki smażymy na dobrzej rozgrzanej i naoliwionej patelni - ja po upewnieniu się, że konsystencja ciasta jest właściwa, zaczęłam eksperymenty z foremkami do naleśników. Końcowy rezultat wyglądał tak:



Ten post bierze udział w Festiwalu Tofu.

czwartek, 30 września 2010

gniazdka śniadaniowe

Zastanawiałam się wczoraj, co można nowego zrobić z tofu? I wpadłam na pomysł zrobienia gniazdek z bułek z zapieczonym nadzieniem. Wbrew pozorom jest to bardzo szybkie danie i jeżeli macie opiekacz albo szybko nagrzewający się piekarnik warto spróbować:)

Nie mam niestety zdjęcia efektu końcowego, siadły mi baterie. Wyglądało apetycznie w każdym razie i smak spełniał pokładane w przepisie nadzienie: chrupiąca bułeczka, delikatne, kremowe nadzienie, chrupiąca papryka i podpieczony pomidor... mniam.

jedna gruba bułka (im więcej miąższu tym więcej nadzienia)
ćwierć kostki tofu naturalnego
ćwierć szklanki mleka sojowego
pół małej cebulki
pół małej papryki - dowolny kolor
łyżka siekanego koperku
dwa duże plastry pomidora
sól, pieprz, ulubiona mieszanka ostrych przypraw

Zaczynamy od podsmażenia papryki na małej ilości tłuszczu; kiedy się zeszli dodajemy pokruszone tofu i smażymy na złoty kolor. Wrzucamy je do blendera, dodajemy przyprawy (proponuję solić na końcu), i mleko. Wszystko blendujemy na gładką masę, z którą mieszamy paprykę pokrojoną w bardzo drobną kostkę; ja posiekałam ją razem z koperkiem (też dodajemy)

Przekrawamy bułkę na pół i wyskubujemy miąższ tak, żeby powstała miseczka:


Napełniamy bułkę nadzieniem tak, żeby nie wystawało, przykrywamy plastrem pomidora i solimy. Pieczemy aż bułka się zrumieni a nadzienie osiągnie kremową konsystencję.


Polecam wszystkim eksperymentowanie z przyprawami, to naprawdę pyszna sprawa:)

Przy okazji chciałam podziękować osobie, która wrzuciła mnie na Wykop i powiedzieć wszystkim, którzy uważają, że weganizm jest nawiedzony, żeby poszli się bujać:)

wtorek, 28 września 2010

domowe cappucino

Skończyła mi się czekolada i musiałam pocieszyć się czymś równie pysznym: padło na cappucino.



W zeszłym tygodniu zobaczyłam w jakimś programie genialny w swojej prostocie sposób na spienianie mleka tak, żeby można było sobie w domu przyrządzić prawdziwe cappucino. Albo podrobić latte z Coffee Heaven. Moi rodzice teoretycznie mają ekspres ciśnieniowy, ale nigdy nie udało mi się go rozszyfrować (instrukcji brak), ja jakiś czas temu kupiłam taką wibrującą trzepaczkę, która jest fatalnym, rozwalającym się i nie dającym żadnych efektów urządzeniem - może dlatego, że dałam za nią jakieś 5 zł? W każdym razie ten pomysł mi się spodobał, ponieważ wymagał tylko jednego sprzętu, który mam w domu, a mianowicie kawiarki typu french press. To bardzo przydatne urządzenie, zwłaszcza w pracy, gdzie nie każdy ma ochotę wybierać między kawą rozpuszczalną a fusiastą; ja używałam jej tez do parzenia drobnej herbaty, prześlizgującej się przez oczka zaparzaczy. W każdym razie metoda jest bardzo prosta:


Potrzebna nam wspomniana wyżej zaparzarka oraz gorące mleko: z jednej trzeciej szklanki dostajemy szklankę spienionego, czyli tyle, ile potrzeba do dwóch filiżanek kawy. Wlewamy mleko do środka i zaczynamy szybko poruszać tłokiem przez 15 sekund.


Z powyższej ilości mleka otrzymujemy tyle sztywnej pianki:


Teraz tylko przelewamy całość do filiżanek i już mamy profesjonalnie wyglądające cappucino:







Robiłam też tą techniką gorącą czekoladę (ubijając połowę gotowej czekolady) Masala Chai oraz zieloną herbatę z kardamonem, wszystko pyszne. Nie wspominając już o tym, jak smaczne jest samo ubite mleko z syropem:)
Ranking i toplista blogów i stron