Koleżanka ostatnio poprosiła mnie o wskazanie ulubionego śniadania (może gofry? może koktajle bananowe? może sojecznica?) i w ten sposób narodził się pomysł na ten post. wybór nie był wcale łatwy - myślałam, że nie znajdę więcej niż 5 rzeczy, a okazało się, że właściwie mogłabym skomponować miesięczny zestaw najbardziej ulubionych śniadań z których żadne by się nie powtarzało - i nie mam na myśli 10 różnych sałatek, nie powtarzałyby się RODZAJE dań. Z bólem serca spowodowanym wartościowaniem rzeczy dobrych wybrałam 10 najbardziej-najbardziej ulubionych śniadań, czyli to co jem w dni, kiedy nie ma postów, co oznacza, że jakieś śniadanie się powtarza:

1) Po hiszpańsku - kawa, sok pomarańczowy i chleb z oliwą i z pomidorem. Tu nie ma żadnej filozofii, a bardzo często je jem - latem, kiedy jest zbyt goraco, żeby wyjść z domu, jesienią, kiedy jest cieplej niż w sierpniu, zimą, kiedy słońca nie ma, wiosną, kiedy nie mam już siły - po prostu rozgniecione pomidory, świeże, z puszki albo przecierowe, zależy od pory roku (nie uznaję bladych pomidorów) na chlebie z mocno pachnącą oliwą, mocna kawa i dobry sok. Nigdy nie opisywałam, z wyjątkiem jednego postu napisanego
w Hiszpanii, gdzie żywiłam się tak na okragło: Hiszpania nie jest krajem wegańsko przyjaznym i to była jedyna dostępna opcja w pensjonacie:)

2) gofry - uwielbiam. Czy to
klasyczne, na słodko lub słono, chrupiące
z kaszką kukurydzianą jako dodatkiem i takie kompletnie
bez mąki. Na słodko w wersji
straciatella albo puchate
z piwem, na słono - czekoladowo-ostre gofry
meksykańskie albo słone
oliwkowe. Wszystkie są dobre, z dodatkami lub bez, zamiast chleba, zamiast ciastek, mają jedną wadę - nie da się ich nigdzie zabrać, bo dośc szybko nabierają wilgoci. Lukę po gofrach w drugich śniadaniach na wynos wypełniają za to znakomicie:

3) Naleśniki.
Pierwsze podejście do wegańskich było całkiem udane, a potem już tylko lepiej. Nalesniki rozumiane po polsku, jako cienkie opakowanie do slodkiego lub słonego farszu, np.
z pieczonymi jabłkami wymagają nieco więcej umiejętności niz grube placki amerykańskie, za to przyniesione do pracy czy na zajęcia wzbudzają powszechną zawiść, falę ochów i achów i dodają +20 do zajebistości. W grube, np
owsiano-jogurtowe, też można coś zawinąć, za to wpół śpiąc i z jednym okiem otwartym da się zrobić takie na przykład
jagodowe pancakes Moby'ego albo, żeby się nie przesłodzić -
słone z mąki razowej.

4)Tosty z awokado. Jestem po prostu zakochana - i pomyśleć, że półtora roku temu nie lubiłam awokado! Przy każdej możliwej okazji (czytaj: wyprzedaży) biorę widelec i zamieniam je w
grillowane kanapki w wersji classic, albo
z kremem cheddar, albo na przykład
z pomidorem. Kocham.

5) Treściwa sałatka. Tak naprawdę pierwsza zdrowa propozycja w zestawieniu:) Sałatką mozna się zapchać z rozkoszą
z ryżu i soczewicy, można pochrupać sałatę
z oliwkami albo
sałatkę garam z soją, wynagrodzić się po ćwiczeniach
bobem i seitanem czy
cieciorką i truskawkami, ale najlepsze z moich ostatnich odkryć to
panzanella - sałatka z dodatkiem chrupiących grzanek ze starego chleba, z odpowiednimi skladnikami - np
z bobem - albo po odkryciu jedynego słusznego sosu do sałatek -
imbirowego miso - zamienia się w coś, co robimy w największej misce w domu i wstawiamy do lodówki, zeby żywić się nią cały dzień. Można tez poczęstować gości, ale trzeba ich wcześniej nakarmić, bo inaczej zeźrą całą, a potem nie ruszą się z miejsca przez parę godzin, nie przestając wyrażać na głos zdziwienia możliwością wypełnienia żołądka przez produkty roślinne.

6) Sałatka owocowa. Najlepsza rzecz na lato, kiedy mamy dostęp do świeżych owoców, ale z puszkowanych albo dobrze przechowywujących się też jest dobra. W moim wydaniu składa się zazwyczaj z sanych owoców, np
z mango i śliwek, może być słodka lub
kwaśna, ewentualnie
z cynamonem, ale po prostu nie dzierżę sosów w sałatkach owocowych. można za to dodać skladniki nieowocowe, i wtedy wyjdzie nam pyszna salatka
owocowo-serowa (tu
druga wersja).

7) sojecznica - najlepszy sposób na jedzeniu tofu na świecie. Udaje w formie i czasami w zapachu jajecznicę, ale ma - wg mnie, ale ja nigdy nie lubiłam mokrej jajecznicy - więcej opcji dodatkowych. Można jeść
zwykłą , mozna
z papryką i kukurydzą lub z innymi warzywami, można połączyć ją
z pesto albo poeksperymentować z konsystencją i stworzyć
kremowe tofu (tu uwaga - wywalenie smietanki kokosowej powoduje absolutne zniszczenie przepisu. Śmietanka musi być).

8) Ciastka! Uwielbiam jeśc ciastka na śniadanie, maczane w czym popadnie. Mogą to być
babeczki albo
biscotti do kawy, mogą być
scones z dobrą herbatą, można maczać
bułeczki z rodzynkami w gorącej czekoladzie i napchać się niemiłosiernie, albo zjeść
ciasteczka miodowo-owsiane i pocieszać sie, że to prawie jak owsianka, tylko pieczona i ładniejsza.

9) Domowe pieczywo maści wszelakiej, byle ładnie pachniało; mogą być bułki, ale nie takie jak z piekarni, tylko
przedziwne bułki curry o smaku nie wiadomo skąd orzechowym, albo prowokujące sąsiadów do pożyczenia tarki
bułki z rozmarynem i suszonymi pomidorami , a moga być nietypowe
szczypiorkowe kółeczka czy słone scones -
trójkąty pomidorowe. Trudno je faktycznie zrobić rano, jeżeli nie jest sie mrówką wyrobnicą, za to mozna zabrac do pracy i częstować z triumfem ludzi odwijających pod biurkiem kanapki z tłustym serem i obślizgłą szynką.
10) zimna pizza :) Absolutnie najlepsze śniadanie poimprezowe świata (no może z wyjątkiem piwnych gofrów). Wymaga dużych ilości pikantnego keczupu. Z jakiegoś powodu nigdy tutaj nie zawitało, ale może to i lepiej, bo niektórzy nadal mają złudzenia, że ja się zdrowo odżywiam:)